Koniec Escobara. Recenzja drugiego sezonu serialu Narcos - fsm - 1 września 2016

Koniec Escobara. Recenzja drugiego sezonu serialu Narcos

Narkotyki są złe i niszczą ludziom życia. Jednocześnie są też bardzo wdzięcznym tematem do opowiadania na małym i dużym ekranie. Firma Netflix, od pewnego czasu najwyraźniej odporna na popełnianie błędów, rok temu wypuściła na szerokie wody internetu serial Narcos, który pełnymi garściami czerpie z tematyki narkotyków i zniszczonych ludzkich żyć. Wielkie uznanie krytyków i widzów sprawiło, że opowieść o Pablo Escobarze znalazła się na szczycie wielu list z najlepszymi serialami roku 2015. Finał został przerwany w piekielnie ekscytującym momencie, nic więc dziwnego, że musiał pojawić się sezon drugi. Zapraszam na premierową recenzję kontynuacji, która ma do przeskoczenia bardzo wysoko ustawioną poprzeczkę.

Narcos jest doskonałym przykładem na to, że wzięte z życia historie odpowiednio doprawione przez bogów narracji dają rewelacyjny efekt. Talent twórców do wyciągania z prawdziwiej opowieści najsoczystszych kawałków i obudowywania ich realistycznie wyglądającą fikcją zdały egzamin rok temu i miło mi donieść, że równie dobrze działają teraz. Sezon drugi nie ustępuje poprzednikowi w zasadzie w żadnym aspekcie, a jeśli nawet, to robi to w stopniu naprawdę niewielkim.

Sex, drugs & violence

Lwią porcją opowieści są oczywiście zmagania stróżów prawa z nieuchwytnym Pablo Escobarem. Pierwszy odcinek drugiego sezonu zaczyna się kilka minut po tym, gdy zostawiliśmy Pablo i jego wiernych sicario w kolumbijskim lesie. Szef wszystkich szefów ucieka z więzienia i pokonuje wojskową blokadę w cudownie kuriozalny sposób. Jeśli zdążyliśmy zapomnieć o tym, jakim szacunkiem cieszy się Escobar, to natychmiastowo zostaje to nam przypomniane.

Nowe rozdanie zawiera istotną narracyjną zmianę – poprzedni sezon pokazał nam kilkanaście lat fabuły, a przeskoki czasowe były wyraźne i konieczne. Tym razem skupiamy się na kilkunastu miesiącach zakończonych śmiercią Escobara. Nie traktujcie tego jako spolier, wszak los tej postaci jest powszechnie znany, zaś twórcy słusznie skupiają się nie na "czy", ale "jak". Na to jest przeznaczone niemal 10 pełnych ekscytacji godzin i znowu warto wytrwać do samego końca.

Oj, dzieje się w tym sezonie, dzieje! Wszystkie wydarzenia są w zasadzie w 100% uzależnione od decyzji podejmowanych przez Pablo. Rządowe siły robią, co mogą, by doprowadzić sprawę do końca, pojawiają się rozwiązania nie do końca poprawne politycznie, a pętla się zaciska. W momencie, gdy wydaje się, że już nie ma ucieczki, Escobar i jego ludzie dokonują czegoś niemożliwego, i znowu są na górze. Dużo rzadziej odzywający się zza kadru agent Murphy przypomina nam, że Escobar jest najgroźniejszy wtedy, gdy jest przyparty do muru, co zostaje wielokrotnie udowodnione w tym sezonie. Oczywiście przekłada się to na solidną opowieść, pełną szalejących emocji. Jest miejsce na strzelaniny i zabójstwa, są polityczne gierki (wzmocnione przez obecność prokuratora generalnego, stojącego na drodze prezydenckich zachcianek), są drobne dramaty, drobne przyjemności, szczypta humoru, sekwencje snu (!) i miłość. I nawet jeśli można zarzucić scenarzystom, że zbyt często powtarzają znane motywy (Pablo prawie złapany, Pablo się mści), to wszystko zaserwowane jest z lekkością i swadą latynoskiego tańca.

Miłość w czasach zarazy

Powyżej wspomniałem o miłości, bo jest to drugi silnie zarysowany wątek w tym sezonie. Rodzina Escobarów, a szczególnie żona Pablo, odgrywają dużo większą rolę w fabule. Maria Victoria Henao, zwana Tata, to miłość życia Pablo Escobara (ten się opamiętał i nie ma czasu ni chęci na zdrady), która stoi za nim murem. Uczucie napędzające ten związek jest namacalne, relacja wiarygodna, a emocje prawdziwe. Obrazki z życia rodzinnego państwa Escobarów są momentami wręcz absurdalnie urokliwe, ale dzięki takiemu pokazywaniu ich codzienności dużo większą siłę ma finał. Dość powiedzieć, że morderca, terrorysta, przemytnik i wyzyskiwacz Pablo Escobar zyskał ludzkie oblicze, a jedna mała scena sprawiła, że się niemal wzruszyłem (czy takie uczłowieczanie złego gościa będzie dla Was wadą?). Ciekawie zresztą wygląda fakt, że to rodzina Escobarów jest źródłem czystej miłości w tym okrutnym świecie i w zasadzie żaden z przedstawicieli tej dobrej strony barykady nie może poszczycić się równie oddanymi partnerkami.

Dramatis personae

Drugi sezon Narcos wprowadza całkiem sporo nowych postaci, które urozmaicają całą tę ludzką menażerię, ale oczywiście najwięcej uwagi poświęca się najważniejszym graczom. Wagner Moura jako Pablo Escobar wyciska, ile się da ze scenariusza i robi to z wielką wprawą, choć (za wyjątkiem jednej sceny) nie miał okazji mnie zaskoczyć. Pedro Pascal jest nadal niemożliwie "cool", a decyzje, jakie musi podjąć jego postać – agent Javier Pena – dodają pikanterii fabule. Boyd Holbrook w roli agenta Murphy'ego sprawdza się tak samo dobrze, jak w sezonie pierwszym, ale niektórym może brakować jego karmelowego głosu – jak napisałem wcześniej, narracji zza kadru jest mniej. Uznanie kieruję jeszcze do Pauliny Gaitan, grającej żonę Pablo. Dobra, zgrana ekipa, której nieopatrzone twarze sprawiły, że łatwiej się to wszystko oglądało i łatwiej było uwierzyć.

Jestem i będę wielkim fanem sweterków Escobara. Mistrz!

Ha, no właśnie, "uwierzyć". Scenarzyści podoklejali bonusowe wątki rozszerzające świat przedstawiony, ale serce fabuły bazuje na faktach. To wszystko się naprawdę wydarzyło – nawet jeśli wygląda nieprawdopodobnie, a archiwalne nagrania i zdjęcia wplatane w snutą przez Murphy'ego opowieść znowu zrobiły swoje. Co prawda ta opowieść dojechała już do mety (a droga była ciekawa i wyboista), ale nie jest to koniec. Nie może być. W końcu serial nie ma tytułu Pablo, a Narcos. Zatem jeśli podobał Wam się sezon pierwszy, trudno mi sobie wyobrazić, byście kręcili nosem na "dwójkę". A gdy Netflix potwierdzi w przyszłości sezon trzeci, na pewno będę na niego czekał razem z Wami.

fsm
1 września 2016 - 21:52