Niezłe s-f na Netfliksie. Recenzja filmu ARQ - fsm - 19 września 2016

Niezłe s-f na Netfliksie. Recenzja filmu ARQ

W piątek platforma Netflix wrzuciła do swojej biblioteki nowy "netflix original movie" zatytułowany ARQ. Obejrzany jakiś czas temu zwiastun obiecywał ciekawe, skromne dziełko w klimatach popularnonaukowych zajmujące się ogranym motywem pętli czasowej. Z racji łatwego dostępu do gotowego dzieła i chwilki wolnego czasu film obejrzałem, a całość spodobała mi się na tyle, by ją na szybko zrecenzować.

Personel stojący za ARQ to: debiutujący w pełnym metrażu jako reżyser Tony Elliott, facet od telewizyjnych scenariuszy, który przez chwilę współtworzył serial Orphan Black oraz aktorskie duo Rachael Taylor (ostatnio znana głównie jako Trish, kumpela Jessiki Jones) i Robbie Amell (bezpłciowy agent Miller w tegorocznych Z archiwum X i Firestorm z Flasha). Towarzyszyły im: niespecjalnie oryginalny, ale dobrze zaprezentowany pomysł czasowej pętli oraz niewielki budżet wymuszający nakręcenie całości w kilku pomieszczeniach. Popsuć to można było bardzo łatwo, ale na szczęście do tego nie doszło - Netflix ma nosa do kupowania rzec i promowania rzeczy, które nie zawstydzają widza podczas oglądania.

Rzecz ma się następująco. Tytułowy ARQ to swego rodzaju perpetuum mobile, hipernowoczesne źródło energii, które doznało pewnej, nazwijmy to, "usterki" i zyskało dodatkową właściwość manipulowania czasem tworząc kilkugodzinną pętlę, w której są uwięzieni bohaterowie. Najpierw budzi się on, jest zdezorientowany, ale czasu na skanowanie otoczenia jest niewiele. Gdy budzi się ona, do pokoju wpadają zamaskowani mężczyźni, łapią parę i siłą ciągną do pomieszczenia ze wspomnianą wyżej maszyną. Nieznajomi chcą pieniędzy, ARQ ich nie obchodzi, ale główny bohater ciągle kombinuje, co kończy się jego śmiercią. Bum. Budzi się, pomału kojarzy, ale znowu do pokoju wpadają napastnicy, sytuacja się powtarza. I tak jeszcze co najmniej kilka razy, przez kolejne 80 minut.

ARQ nie udaje, że ma rewolucyjne podejście do tematu. Twórcy pokazują, że dobrze czują się w klimatach post-apo i bardzo prostymi środkami rysują przekonujący obraz świata po jakiegoś rodzaju katastrofie. Każdy restart pętli to okazja do usłyszenia nowego fragmentu dialogu, który wyjaśnia, co się dzieje (i działo) za ścianami domu. Jest też miejsce nie na jeden, ale kilka niegłupich zwrotów akcji, dzięki czemu ponowne przeżywanie tego samego fragmentu się widzowi nie nudzi. ARQ jest filmem niezależnym, nie powinniście więc oczekiwać żadnych fajerwerków - to co dostajemy jedt jednak wykonane bardzo rzetelnie. Zaangażowani aktorzy dają sobie radę z powierzonym im zadaniem (choć nie do końca wierzyłem w fakt, że Robbie Amell jest geniuszem, twórca ARQ), scenografia, zdjęcia... Wszystko jest jak najbardziej ok.

Wasz odbiór ARQ w dużej mierze zależeć będzie do tego, jak bardzo głęboko będziecie chcieli analizować logikę wydarzeń na ekranie i rozważać wszelakie czasoprzestrzenne paradoksy. Jak to w tego typu filmach bywa - im głębiej się wchodzi, tym więcej głupot można znaleźć. No i żeby nie było wątpliwości - zarówno sztandarowy przykład pętli czasowej sprzed lat - Dzień świstaka, jak i całkiem nowy Na skraju jutra eksplorują ten motyw lepiej, ale też mówimy tu o zupełnie różnych budżetach i zasięgach. ARQ jest po prostu fajnym, małym filmem s-f. Sprawdźcie, jeśli znajdziecie czas (ha!).

Obejrzyj film ARQ

fsm
19 września 2016 - 18:20