Recenzja gry Aragami – hardkorowej skradanki w baśniowych realiach mitycznej Japonii - Czarny Wilk - 4 października 2016

Recenzja gry Aragami – hardkorowej skradanki w baśniowych realiach mitycznej Japonii

Czarny Wilk ocenia: Aragami
78

Porządna i wymagająca trójwymiarowa skradanka, w której ciche działania nie są jedynie opcją, ale wymogiem, to od lat totalna nisza. Dwa lata temu mieliśmy zaskakująco udanego Styksa, na horyzoncie majaczy jego kontynuacja… i to by w zasadzie było na tyle, jeśli chodzi o liczące się tytuły. Cała reszta gier tego typu, nawet jeśli zawiera w sobie mechanizmy pozwalające na ciche pokonywanie trudności, to skonstruowana jest tak, że w razie wykrycia bez większych problemów możemy wyrąbać sobie drogę przez armię przeciwników.

Aragami, debiutancki projekt maleńkiego hiszpańskiego studia Lince Works, takiej taryfy ulgowej nie oferuje i stawia na ostrożność, planowanie, perfekcyjną realizację… i cierpliwość, niejednokrotnie zmuszając do powtarzania długich sekwencji po kilka razy. Regularne spadki liczby klatek na sekundę dają się mocno we znaki, ale ciężko jest je rozpamiętywać, gdy na każdym kroku raczeni jesteśmy przepięknymi, baśniowymi widokami czerpiącymi garściami z takich tytułów jak Okami czy The Journey.

Twoja księżniczka jest w innym zamku

Tytułowy protagonista to władający cieniami duch zemsty wezwany za pomocą pradawnego rytuału przez niewiastę w opałach, by uwolnić ją z zamku i przy okazji dokonać krwawej zemsty na tych, którzy najechali zamieszkiwaną przez nią krainę. Fabuła początkowo wydaje się mocno sztampowa i pretekstowa, ale z czasem zaczyna zmierzać w może nie niespodziewanym, ale znacznie ciekawszym kierunku. Chociaż jej finał zdołałem przewidzieć dość szybko, to i tak po początkowym traktowaniu opowieści po macoszemu koniec końców wciągnąłem się i ostatnie sekwencje filmowe oglądałem już ze sporym zaciekawieniem.

Demon i duch

Gra rozbita jest na trzynaście średniej wielkości map, na których zazwyczaj musimy dotrzeć z punktu A do punktu B, czasem tylko robiąc przystanki na opuszczenie jakiegoś mostu zwodzonego czy deaktywowanie pola siłowego. Ukończenie całości graczowi chętnie eksplorującemu okolicę powinno zająć około dziesięciu godzin, ale czas ten może się znacznie skrócić w przypadku użytkowników brnących jak najszybciej do celu. Lokacje są wypełnione po brzegi przeciwnikami, którzy gdy tylko nas wypatrzą, momentalnie wysyłają w naszym kierunku snopy światła zamieniające naszą cienistą egzystencję w pył.

Zależnie od obranej filozofii rozgrywki, radzić sobie z nimi możemy na dwa sposoby – jako demon po cichu eliminując oponentów jednego za drugim, bądź jako duch przekradać się niezauważonym między cieniami. W obu przypadkach liczyć możemy na bardzo użyteczne zdolności specjalne rozwijane w miarę odkrywania specjalnych zwojów. Od początku zabawy bez problemu możemy teleportować się pomiędzy cieniami i zabijać wrogów za pomocą podręcznego miecza, z czasem dochodzą do tego m.in. usuwanie ciał, przyzywanie potężnych cienistych stworzeń pożerających wrogów, zastawianie zdalnie detonowanych pułapek, niewidzialność czy atak dystansowy. Arsenał dostępnych możliwości jest rozbudowany i umożliwia stosowanie szerokiej gamy taktyk.

Światło i cień

Aby jednak nie było zbyt prosto, Aragami ma też swoje ograniczenia. Przede wszystkim, jako istota swą moc czerpiąca z cienia, nasz duch zemsty bardzo nie lubi się z jasnymi miejscami i gdy tylko zbliży się do lampy czy ogniska, nie tylko staje się wyraźnie widoczny dla żołnierzy, ale też momentalnie zostaje wypompowany z tzw. Esencji cienia, bez której przestaje być zdolny do wykonywania swoich sztuczek. Analogicznie, zanurzenie się w ciemności pozwala zregenerować „paliwo” i kontynuować działania.

Ponadto, bardziej zaawansowane techniki można używać tylko dwa razy, a ich odnowienie jest już sprawą bardziej skomplikowaną – można to zrobić albo za pomocą specjalnych kapliczek, albo poprzez zakradnięcie się za przeciwnika i zabicie go przyzywając wspomnianego już wcześniej cienistego potwora, który pożywiając się odnawia jeden ładunek zaawansowanej techniki – ale trwa to dłużej niż zwyczajne zabójstwo.

Reinkarnacja

W połączeniu z faktem, że wrogowie mogą nas zabijać jednym uderzeniem, tak silne ograniczenia sprawiają, że gra z jednej strony daje nam poczucie bycia kimś naprawdę potężnym, z drugiej natomiast jest dość trudna – zwłaszcza, gdy oprócz kończenia głównych celów zadania, celuje się w zdobycie któregoś z dodatkowych odznaczeń (tych są trzy na każdy poziom – po jednym za niezabijanie nikogo, za zabicie wszystkich oraz za pozostanie niewykrytym). Pierwsze poziomy jeszcze da się przejść bezboleśnie, ale później zaczyna się sporo kombinowania i bez odpowiedniej taktyki się nie obędzie.

Aragami przebył dość długą drogę. Początkowo zaczynał jako amatorski studencki projekt Path of Shadows, którego darmową, składającą się z trzech poziomów wersję miałem okazję ograć przed kilkoma laty i byłem nią zachwycony. Zachęceni bardzo pozytywnym odzewem, twórcy postanowili spróbować sił z wersją komercyjną swojej produkcji zatytułowaną Twin Souls i stworzyli kampanię Kickstarterową… która zakończyła się niepowodzeniem. Mimo porażki, nie poddali się i poradzili sobie bez crowdfundingu, w kwietniu tego roku zapowiadając ponownie swój debiutancki projekt, tym razem pod tytułem Aragami.

Jeśli idzie nam dobrze, możemy poczuć się jak prawdziwi bogowie cienia – teleportujemy się między jednym miejscem a drugim, zwabiając oponentów w pułapki i efektownie kasując ich jednego po drugim bądź przemykając błyskawicznie do celu. Wystarcza jednak jeden drobny błąd, a zostajemy wykryci i całą akcję szlak trafia. Czasem można ratować się ucieczką bądź błyskawicznym atakiem wyprzedzającym alarm, najczęściej jednak odkrycie naszego położenia równa się śmierci. Punkty kontrolne rozmieszczone są dość rzadko, bywa więc, że należy powtarzać nawet kilkanaście minut zabawy. Położenie i ścieżki patrolowe oponentów są niezmienne, stąd każda kolejna próba jest o tyle łatwiejsza, że uczymy się na własnych błędach.

Niestety, nasi oponenci inteligencją nie grzeszą – i to nawet jak na gatunek skradanek, w którym mało rozgarnięci strażnicy są niejako wymogiem, by dało się w tego typu gry grać. Żołnierze światła, z którymi się mierzymy, to zgraja totalnych prymitywów, którzy potrafią jedynie chodzić wzdłuż swoich ścieżek patrolowych, absolutnie nie przejmują się tym, że przed chwilą otaczało ich pięciu kolegów, a teraz są sami, nie zwracają uwagi na to, że dwa metry obok cienisty wąż pożera gościa, z którym dopiero co rozmawiali, a po usłyszeniu dowolnego podejrzanego dźwięku czy zobaczeniu czegoś dziwnego bez żadnych skrupułów opuszczą swoją pozycję, byle sprawdzić źródło niepokoju. Nawet po ogłoszeniu alarmu przez kilkanaście sekund są nieco bardziej poruszeni, po czym jak gdyby nigdy nic wracają do swoich zajęć. Chciałoby się, by byli chociaż trochę bardziej nieprzewidywalni i czujni – jeśli nie domyślnie, to na przykład na jakimś dodatkowym poziomie trudności.

Baśń japońskiej nocy

Aragami wygląda cudownie. Pod względem fajerwerków graficznych czy szczegółowości tekstur jest to raczej poziom pomiędzy PlayStation 2 a 3, ale obrany styl artystyczny, architektura budynków, i wykorzystana paleta kolorów sprawiają, że poszczególne lokacje, pośród których znajdziemy i sporej wielkości miasto, i cmentarz, i rozbite gdzieś w lasach obozy wojskowe, mają niesamowity klimat rodem z japońskich baśni i obrazów rysowanych techniką suiboku-ga. Oprawa wizualna debiutanckiej produkcji studia Lince Works oczarowała mnie i stanowi jeden z jej największych atutów, a ścieżka dźwiękowa idzie jej w sukurs, jeszcze bardziej potęgując wyjątkową atmosferę gry. Niestety, gra jest kiepsko zoptymalizowana i podczas rozgrywki dość często następują problemy z płynnością. Liczba FPSów nigdy nie spada poniżej poziomu umożliwiającego zabawę, ale potrafi wpłynąć bardzo negatywnie na komfort zabawy.

Mimo tych kłopotów technicznych, bawiłem się przy Aragami dobrze. Mechanizmy skradankowe, czyli esencja gry, są zrobione naprawdę solidnie i przedzieranie się przez przeciwników jest przyjemne oraz daje sporo satysfakcji.  Jest to tytuł, który absolutnie nie próbuje wprowadzać jakiejkolwiek rewolucji, ale będąc przedstawicielem mocno zaniedbanego gatunku wcale tego robić nie musi, by zjednać sobie serca miłośników tego typu zabawy. Moje sobie zjednał – zwłaszcza, że skradanie opakowane została świetnym kierunkiem artystycznym.   

Czarny Wilk
4 października 2016 - 14:21