Wrażenia po pierwszym odcinku Channel Zero - Danteveli - 13 października 2016

Wrażenia po pierwszym odcinku Channel Zero

Od czasu do czasu słyszymy jak jakiś kaznodzieja, ksiądz czy inny ekspert krzyczy o tym jakim zagrożeniem dla dzieci jest telewizja. „Pokemony w służbie szatana” czy „Teletubisie kradną dusze twojego dziecka” i inne podobne hasła brzmią co najmniej zabawnie. Czasami jednak zastanawiam się co jeśli byłoby w tym trochę prawdy. Jak wyglądałby program telewizyjny w którym skrywałoby się zło w najczystszej postaci? Na to pytanie stara się odpowiedzieć nowy serial stacji SyFy. Tylko czy nadawca kojarzący się z syfem może mieć w swojej ofercie coś godnego uwagi?  

Pierwszy odcinek Chennel Zero zaczyna się od bardzo dziwnej i surrealnej sceny. Poznajemy w niej naszego głównego bohatera, którym jest Mike. Jest on znanym dziecięcym psychologiem, który opublikował niedawno swoją najnowszą książkę. W trakcie telewizyjnego wywiadu zaczynają padać coraz dziwniejsze pytania z których dowiadujemy się, że Mike miał brata bliźniaka. 28 lat wcześniej brat naszego bohatera wraz z grupą innych dzieci zaginął. Ze zdarzeniem tym wiąże się seria makabrycznych morderstw. Chwilę później Mike otrzymuje dziwny telefon i ekipa nagrywająca ten segment programu zamienia się w manekiny. Ten początek dobrze oddaje charakter pierwszego odcinka serialu. Reszta z ponad 40 minut programu poświęcona jest powrotowi naszego bohatera do rodzinnego domu po to by rozwiązać zagadkę sprzed prawie trzydziestu lat. Oczywiście żeby nie było zbyt łatwo to wygląda na to, że wraz ze swym powrotem Mike obudził duchy dawnej zbrodni.

 

Bez zagłębiania się zbytnio w to co pojawia się w pierwszym odcinku skoncentruje się na interesujących moim zdaniem aspektach tej produkcji. Całość wydaje się krążyć wokoło tajemniczego telewizyjnego programu dla dzieci. W kilku scenach widzimy fragmenty tej produkcji i po prostu czuć, że jest z nią coś nie tak. Może to tylko efekt złowieszczej muzyki, ale jako dziecko pewnie miałbym po tej produkcji koszmary. Całkiem interesujące jest też to co dowiadujemy się o naszym bohaterze. Nie tylko kwestie związane z jego dzieciństwem ale i obecną sytuacją. Na razie mamy tajemnicę na tajemnicy wymieszaną ze złowrogim tonem koszmaru na jawie. To co widzimy podczas Ostatnim elementem jest podróż w czasie i element nostalgii. Część pierwszego odcinka odbywa się w 1988 roku i serwuje nam pierwsze poszlaki na temat tego co dokładnie się wtedy wydarzyło. Sekwencje te sprawiają, że na myśl przychodzą mi skojarzenia z pierwszym sezonem True Detective. Chodzi tu głównie o posępność materiału. Zamiast nostalgii do lat 80. rodem ze Stranger Things mamy tu coś mrocznego chociażby z powodu tego jak przedstawia się tutaj dzieci. Dodatkowo serial uderza w największy lęk wszystkich rodziców. Obawa o losy swojego potomstwa spędza ludziom sen z powiek bez istnienia potworów i kanałów nadających dziwny sygnał telewizyjny.

 

Channel Zero w planach ma być serialem antologią w stylu produkcji takich jak American Horror Story. Pierwszy sezon produkcji składać ma się z 6 odcinków skupiających się na historii zwanej Candle Cove. Nazwa ta może kilku osobom skojarzyć się z czymś dość popularnym w internecie. Pierwszy sezon Channel Zero bazuje bowiem na popularnej historyjce z gatunku creepy pasta. Te popularne, współczesne, wirtualne miejskie legendy przedarły się do telewizji. Zobaczymy jak w praniu sprawdzi się przenoszenie czegoś co na dłuższą metę jest bardzo głupie. Z mojego doświadczenia prawie każda creepy pasta charakteryzuje się solidną atmosferą, która prowadzi do bardzo kiepskiego finału. Mam nadzieję, że tak nie będzie w tym przypadku.

 

Zwłaszcza że pierwszy ep serwuje nam smaka w postaci straszaków jakie pojawią się w tej produkcji. Mamy coś przezabawnego wyglądającego jak spora czaszka w czarnym kostiumie i czarnym kapeluszem. Przyznam że to stworzonko wygląda głupio. Z kolei to co zdaje się być najmocniejszym elementem produkcji pojawia się na ekranie jedynie przez chwilkę. Mamy człekopodobne stworzenie zbudowane z zębów. Stworzenie to wygląda tak że aż ma się ciarki na plecach. Może to wynik mojego paranoidalnego lęku, że stracę wszystkie zęby w dziwnych okolicznościach. ( Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że koszmary i schizy zaczęły się po tym jak w wyniku nieszczęśliwego wypadku odstrzelono mi część trzonowców). W każdym razie stworzenie to budzi we mnie niepokój i obrzydzenie na miarę trypofobii.

 

Potencjał pierwszego odcinka Channel Zero jest naprawdę olbrzymi. Zazwyczaj z rezerwą podchodzę do wszelkiej maści telewizyjnych horrorów. Większość przerażających seriali mnie mocno zawodzi i jedynie kilka odcinków Masters of Horror ( w tym Imprint, który nie został wyemitowany ze względu na zbyt mocne sceny) zrobiło na mnie wrażenie. Produkcja kanału SyFy ma jednak szansę na bycie czymś solidnym. Mam taką nadzieję bo wtedy zaimplementowana na YouTube funkcja auto play przydałaby mi się na coś. Na Channel Zero natrafiłem bowiem przez zupełny przypadek podczas oglądania trailerów kolejnych crapowatcyh horrorów jakie mają pojawić się na Amazonie.

 

Nie wiem czy 6 odcinków Candle Cove przełoży się na świetną historię grozy. Jestem jednak pewny, że warto dać temu serialowi szansę. Początek tej przygody jest naprawdę interesujący. Jeśli ktoś lubi oglądać mroczne rzeczy i nie jest uczulony na potwory lub przemoc w stosunku do dzieci to może śmiało odpalić Channel Zero.

 

Danteveli
13 października 2016 - 23:34