Recenzja Bioshock: The Collection – trylogia którą każdy powinien poznać - Antares - 15 października 2016

Recenzja Bioshock: The Collection – trylogia, którą każdy powinien poznać

Antares ocenia: BioShock: The Collection
100

Trzy fantastyczne gry w cenie jednej, z uaktualnioną oprawą graficzną i wszystkimi możliwymi dodatkami. Seria Bioshockto dzieło sztuki, które powinien poznać każdy szanujący się gracz.

W dyskusji czy elektroniczna rozrywka może aspirować do miana sztuki, jako przykłady gier wybitnych i artystycznych podaje się zazwyczaj produkcje niezależne, w których treść ma większe znaczenie niż oprawa audiowizualna. Istnieją jednak gry wysokobudżetowe od wielkich wydawców, które swoją głębią mogą zawstydzić niejedną hollywoodzką supeprodukcję uważaną za klasyk kina. Takimi grami są bez wątpienia Bioshock i Bioshock: Infinite, które z ulepszoną oprawą graficzną weszły w skład wydanego niedawno pakietu Bioshock: The Collection. Zestawu, który powinien poznać każdy szanujący się miłośnik gier wideo, a być może i każdy, kto lubi ambitne, zmuszające do myślenia historie utrzymane w klimatach SF.

Gdybym miał przyrównać  serię Bioshock do literatury, powiedziałbym, że są to takie gry, które stworzyłby Philip K Dick, gdyby urodził się później i został twórcą gier, a nie pisarzem SF. Bioshocki zabierają gracza w podróż, która odbywa się na wielu „poziomach” poznania. To gry, w których kontekst historyczny wyrażany m.in. przez fantastyczną scenografię i muzykę, miesza się klimatem SF oraz tematami filozoficznymi i socjologicznymi, przedstawionymi na zasadzie „co by było, gdyby”. A wszystko to stanowi zaledwie tło dla emocjonujących opowieści i intryg przedstawianych z perspektywy jednostki.

W pierwszej części serii, której akcja toczy się w 1960 roku, trafiamy do podwodnego miasta,  będącego próbą zbudowania utopijnego społeczeństwa zgodnie z filozofią obiektywizmu. Gdzie każdy obywatel może w pełni wykorzystywać swój potencjał, np. naukowy bądź artystyczny, bez ograniczeń płynących ze strony kościoła, czy ustroju politycznego. Szalenie interesujące miasto Rapture, w którym cuda technologii genetycznej pozwalają mieszkańcom używać nadprzyrodzonych mocy, stanowi jednak jedynie tło dla historii, rodem z najlepszych dreszczowców.

Bioshock: Infinite jest w moich oczach jeszcze lepszy. Rok 1912 i przepiękne miasto Columbia unoszące się w przestworzach. Społeczeństwo rządzone przez szalonego kaznodzieję, dość swobodnie interpretującego historię powstania Stanów Zjednoczonych. Historia detektywa wysłanego na miejsce, celem uratowania więzionej w wieży dziewczyny. Więź, która buduje się pomiędzy bohaterami. A na deser totalnie zaskakujące zakończenie, które wywołuje u widza opad szczęki i poczucie niesamowitej „pustki”, ponieważ ciężko znaleźć drugą grę, w która tak fantastyczny sposób łączy różne elementy świata przedstawionego. Dość powiedzieć, że wszystko kręci się tu wokół fizyki kwantowej i teorii światów równoległych.

Prawdopodobnie najlepiej napisana kobieca postać w grach ever

A najlepsze jest to, że piszę to wszystko o grach akcji. Pierwszoosobowych strzelaninach, w których zwiedzamy kolejne lokacje i walczymy z różnorakimi przeciwnikami, wykorzystując arsenał broni i nadnaturalnych zdolności. Fabuła jest tu przedstawiana nie tylko w trakcie przerywników filmowych, ale także poprzez rozmowy radiowe, odnajdywane dzienniki audio, czy wystrój samych lokacji. Bioshock to seria, która nie jest „tak dobra jak najlepsze filmy”. To gry, które są dowodem na to, że elektroniczna rozrywka ma do zaoferowania coś więcej, ponieważ wciąga odbiorcę w przedstawiony świat za pomocą interakcji. To rozsadzająca mózg historia, którą odkrywamy my sami.

Od strony technicznej, Bioshock: The Collection to najlepsza okazja, by poznać tę wspaniałą serię, lub by do niej po latach wrócić. Gry zestarzały się godnie dzięki stylizowanej grafice, a wydawca zadbał o odpowiednie doszlifowanie detali (takich jak np. dymy, tekstury czy oświetlenie) w dwóch pierwszych częściach z trylogii, by efekt był iście współczesny. Tym samym Bioshock z 2007 roku może zawstydzić wiele dzisiejszych superprodukcji. Bioshock: Infinite z 2013 nie doczekał się żadnych zmian w wersji PC (gdzie na wysokich ustawieniach nadal wygląda obłędnie) ale w przypadku wersji konsolowej, przeskok np. z PlayStation 3 na PlayStation 4 jest w przypadku The Collection bardzo duży. Dlatego jeśli nie graliście, to po prostu musicie. Gwarantuję wam, że nie będziecie zawiedzeni.

Jeśli jeszcze was nie przekonałem, o Bioshock: Infinite pisałem jeszcze tutaj i tutaj.

Recenzję pisałem na podstawie wersji na PlayStation 4.

Antares
15 października 2016 - 23:57