Gry poprzez wieki #7 – II wojna światowa - Draug - 15 listopada 2016

Gry poprzez wieki #7 – II wojna światowa

Witajcie w siódmym odcinku cyklu „Gry poprzez wieki”, w którym omawiam najciekawsze (niekoniecznie najlepsze) produkcje osadzone w mniej lub bardziej wiernie oddanych realiach historycznych. W poprzednich artykułach przebyliśmy długą drogę od prehistorii, przez starożytność, średniowiecze, nowożytność i XIX wiek, po początek XX wieku, więc nadeszła pora na zmierzenie się z II wojną światową.

Gier osadzonych w owym okresie powstało multum – i nie ma się czemu dziwić, wszak mówimy o największym konflikcie zbrojnym w dziejach ludzkości. Jednak zdecydowaną większość tych produkcji można przypisać do jednej z trzech kategorii: strzelanki, strategie lub symulatory. Oczywiście w obrębie każdej z owych grup da się wskazać spore różnice – ze względu na miejsce akcji czy stopień realizmu – ale gier reprezentujących inne gatunki jest jak na lekarstwo. Dlatego nie zdziwcie się, jeśli będę zatrzymywał się na trochę dłużej przy RPG-ach czy skradankach.

Oczywiście nie omieszkajcie wymienić w komentarzach swoich ulubionych gier w realiach II wojny światowej lub wytknąć ewidentne braki, jeśli dostrzeżecie takowe w niniejszym zestawieniu ;)

Żołnierze i taktycy

Zacznijmy jednak od tego, co gracze lubią najbardziej… i czego im w ostatnim czasie chyba najbardziej brak. Pierwsze, co przychodzi na myśl w temacie drugowojennych strzelanek, to Medal of Honor i Call of Duty (tudzież Wolfenstein), ale pozwolę sobie skupić się na nieco bardziej ambitnych próbach ugryzienia tego konfliktu. Daleko nie trzeba szukać, bo kawałek dalej leży chociażby seria Brothers in Arms – podobna od strony ogólnej filozofii rozgrywki (choć wyposażona w warstwę taktyczną), ale znacznie głębsza pod względem merytoryki. Mam nadzieję, że niedawne plotki nie kłamią i Gearbox Software faktycznie zamierza kontynuować tę markę, bo na rynku gier bardzo przydałaby się jeszcze jedna strzelanka, która skupia się raczej na tragizmie wojny niż na heroizmie alianckich żołnierzy.

Mówiąc o drugowojennych strzelankach, nie można oczywiście zapomnieć o grach tego typu skupionych na rozgrywce wieloosobowej – od Battlefield 1942 (na screenie) i Enemy Territory, przez Red Orchestra i Day of Defeat, po oryginalne Heroes & Generals. Warto też mieć na oku nadchodzące Day of Infamy czy Battalion 1944.

Z kolei za ambicję w odniesieniu do mechaniki rozgrywki wyróżnienie należy się grom akcji o wyraźnie taktycznym charakterze. Dotyczy to zwłaszcza dwuczęściowej serii Hidden & Dangerous od studia Illusion Softworks (twórców nieśmiertelnej Mafii), ale warto wspomnieć jeszcze o mniej znanym Deadly Dozen (też w dwóch odsłonach) oraz nowszym Iron Front: Liberation 1944 na silniku Arma II. Ten ostatni wprawdzie nie powala jakością, ale zasługuje na wzmiankę, bo skupia się na walkach na polskich ziemiach. Wymienionym grom, choć z pozoru wyglądają one jak strzelanki, w gruncie rzeczy bliżej jest do strategii – kontrolować trzeba kilku żołnierzy równocześnie (nie dotyczy Iron Front), uwzględniając użycie pojazdów, a operacje wymagają ostrożnego i kompleksowego planowania (przeciwnik zwykle ma przewagę, a nasi wojacy są bardzo śmiertelni).

Szpiedzy i komandosi

Obok powyższych gier mógłbym wymienić też Commandos: Strike Force, gdyby nie fakt, ze seria Commandos ma bardziej szlachetnych reprezentantów niż ta ostatnia (niestety) odsłona, zrealizowana w konwencji pierwszoosobowej strzelanki. W końcu kult „Komandosów” zrodził się wcześniej, gdy akcję obserwowało się jeszcze z lotu ptaka, a niemieckie posterunki, twierdze i inne infiltrowane placówki były dwuwymiarowe. Na pocieszenie po tej serii zostało jeszcze Silent Storm od studia Nival, wyróżniające się turowym systemem walki i trójwymiarową grafiką.

Z dziennikarskiego obowiązku wypada też wspomnieć o polskich strzelankach w realiach II wojny światowej. Ale skoro nawet najlepszy z nich Enemy Front (na screenie) jest niewiele więcej niż przeciętniakiem, to szkoda rozwodzić się nad innymi tworami City Interactive / CI Games, takimi jak Mortyr 2 i 3 czy Wolfschanze 2. Co innego pierwszy Mortyr, ale to akurat bardziej science-fiction niż IIWŚ.

Ewentualnie entuzjaści małych i cichych operacji w realiach II wojny światowej mogą sięgnąć po którąś ze skradanek. Uwagę zwraca zwłaszcza miniseria Death to Spies, którą można nazwać drugowojennym odpowiednikiem Hitmana – tym bardziej oryginalnym, że ukazującym wydarzenia z perspektywy szpiega służącego Związkowi Radzieckiemu. Jest też bardziej bojowa – i bardziej uznana – seria Sniper Elite, pozwalająca zakosztować żywota samotnego strzelca wyborowego działającego na tyłach wroga. Nie zaszkodzi również wymienić czystej krwi skradankę Velvet Assassin z 2009 roku (choćby za misję w getcie warszawskim), nawet jeśli świat dość zgodnie uznał ten tytuł za rozczarowanie.

Sabotażyści, jeńcy, awanturnicy

Osobną kategorię skradanek (albo przygodówko-skradanek) reprezentują trzy gry wydane w latach 2002–2005, tj. Prisoner of War, The Great Escape i Pilot Down: Behind Enemy Lines (pol. II wojna światowa: Pilot Down - Na tyłach wroga). Dwie pierwsze mocno nawiązują do kultowego filmu Wielka ucieczkakontrolujemy kilka postaci o odmiennych zdolnościach i łączymy ich atuty, by opracować, a następnie wcielić w życie plan ucieczki z obozu jenieckiego. Trochę inny jest Pilot Down. W tym przypadku wcielamy się w pilota zestrzelonego nad wrogim terytorium i próbujemy dotrzeć do sojuszników, a rozgrywka wyróżnia się implementacją elementów survivalu i RPG. Niestety, żadna z tych trzech pozycji nie okazała się hitem. W pamięci graczy lepiej zapisało się stareńkie The Great Escape z 1986 roku.

The Great Escape (2003)

Z kolei elementy skradanki wprawione w grę trzecioosobową, która jest znacznie bardziej nastawiona na akcję, możemy znaleźć w The Saboteur z 2009 roku. Jest to zresztą jedna z bardziej unikatowych pozycji, jakie mamy na rynku, oferująca namiastkę odpowiedzi na pytanie: „Jak mógłby wyglądać Assassin’s Creed, gdyby został osadzony w realiach II wojny światowej?”, Wcielamy się w Seana Devlina, członka francuskiego ruchu oporu, który dąży do wyzwolenia Paryża z rąk niemieckiego okupanta. Trafiamy więc do otwartego świata, gdzie wykonujemy zadania główne i poboczne, dokonując aktów dywersji i sabotażu w mniej lub bardziej wybuchowym stylu (zależnie od preferencji). Tytuł przypadł do gustu graczom i krytykom, ale nie okazał się niestety dość popularny, by doczekać się kontynuacji.

Skoro już jesteśmy przy unikatowych pozycjach, wymienię także dwa diamenty rodem z Polski, wydane w latach 2002–2003 – Another War i jego nieformalna kontynuacja, Jak rozpętałem II wojnę światową: Nieznane przygody Franka Dolasa, to  jedyni znani mi reprezentanci gatunku RPG w realiach II wojny światowej. Mamy do czynienia z grami tym bardziej wartymi uwagi, że zastosowano w nich klasyczną mechanikę rozgrywki (choć troszkę niedopracowaną) i rzut izometryczny, a tematykę wojenną okraszono swojskim, dobrej próby humorem. Ewentualnie pod RPG można podciągnąć także rosyjską grę Partisan z 2008 roku – jakkolwiek jest to raczej „strzelany” hack’n’slash, i to niskiej jakości. W dodatku nie wydano go nawet po angielsku.

Another War

Lotnicy, marynarze, czołgiści

Na drugim biegunie gier osadzonych w świecie ogarniętym wojną są wszelkiej maści symulatory – morskie, lądowe i lotnicze. Najliczniej reprezentowana jest ostatnia z wymienionych grup, bo nie potrzeba wiele wysiłku, by opracować prostą strzelankę, w której zasiada się za sterami myśliwca i toczy podniebne boje. Swoich sił z takimi grami próbowała choćby polska firma City Interactive (dziś CI Games), która ma na koncie np. całkiem niezłą serię Combat Wings i World War II: Pacific Heroes (pol. Druga wojna światowa: Eskadra orłów). Jednak z perspektywy rekonstruowania historii większą wartość mają realistyczne symulatory z serii takich jak IL-2 Sturmovik czy B-17 Flying Fortress.

Mniej liczną reprezentacją mogą pochwalić się morskie symulacje – zwłaszcza nawodne. Entuzjaści jednostek walczących wśród morskich fal są dziś skazani na gry „zręcznościowe”, na czele z World of Warships, konkurencyjnymi Steel Ocean i Navy Field 2 albo zawierającą też kampanię fabularną serią Battlestations. Ewentualnie mogą czekać na implementację statków w War Thunder albo – jeśli szukają bezkompromisowego autentyzmu – rozejrzeć się za zapomnianym Destroyer Command z 2002 roku.

Battlestations: Pacific

Bardziej radować się mogą miłośnicy realistycznych symulacji łodzi podwodnych. Oprócz klasycznej serii Silent Service od Microprose i przechodzącego już chyba do historii cyklu Silent Hunter firmy Ubisoft, wart uwagi jest chociażby powstający w Polsce UBOOT. W tym ostatnim zajmiemy się nie tylko kontrolowaniem okrętu i wypełnianiem rozkazów ze sztabu (polegających oczywiście w głównej mierze na zatapianiu z głębin różnych jednostek wroga), ale także będziemy musieli poświęcić sporo uwagi stanowi psychofizycznemu naszej załogi.

Z kolei najmniej imponującym dorobkiem mogą pochwalić się symulatory pojazdów naziemnych – czyli przede wszystkim gry z czołgami w rolach głównych. Zarzut taki może wydawać się dziwny w dobie szału na World of Tanks i War Thunder, ale jeśli odsiejemy te dwa tytuły (i ich naśladowców, takich jak nadchodzący Iron Storm), zostanie nam niewielki wybór. Po drugowojenny symulator czołgu z prawdziwego zdarzenia trzeba byłoby chyba cofnąć się do roku 2007, kiedy to pojawił się WWII Battle Tanks: T-34 vs. Tiger. Ewentualnie można sięgnąć jeszcze sześć lat wstecz – po kultowe Panzer Elite z 2001 roku.

Zaskakujący jest deficyt przygodówek w realiach II wojny światowej. Wymienić można w zasadzie tylko szpiegowskie Undercover: Operation Wintersun oraz A Stroke of Fate: Operacja Walkiria (na screenie), które okazały się niezbyt udane. Od biedy mamy jeszcze mobilne The Paris Dossier oraz świeżą HOP-ę Agent Walker: Secret Journey od Artifex Mundi, w którą jednak wpleciono sporo magii.

Generałowie, przywódcy, stratedzy

No i dotarliśmy do obszernej kategorii gier, która zwykle wieńczy moje artykuły, czyli do strategii. Nikogo nie powinna zaskoczyć informacja, że gatunek ten w realiach II wojny światowej jest reprezentowany przez setki pozycji – od wspomnianych już strategii taktycznych w skali mikro, przez RTS-y ukazujące walki na mniejszą lub większą skalę, po rozbudowane gry wojenne w turach oraz strategie pozwalające prowadzić politykę w zasięgu globalnym.

Zacznijmy od tych ostatnich. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście seria Hearts of Iron (a zwłaszcza jej niedawno wydana część czwarta), ale to niejedyna propozycja. Warte uwagi może być też Supreme Ruler 1936 albo rodzime Strategic War in Europe (dzieło studia Wastelands Interactive, które ostatnio wydało Worlds of Magic / Planar Conquest). W każdej z tych gier na barkach gracza spoczywa los całego państwa, co oznacza konieczność nie tylko zajmowania się przebiegiem wojny, ale również dbania o kwestie takie jak gospodarka, badania technologiczne, nastroje społeczne czy dyplomacja.

Dzieła Polaków wyraźne zaznaczają swoją obecność również w gatunku oldskulowych strategii turowych. Studio Wastelands Interactive ma na koncie nie tylko Strategic War in Europe i słabe Fall Weiss / Wrzesień ’39 (na screenie), ale także nieco lepsze tytuły, takie jak Time of Fury czy Storm over the Pacific.

Natomiast wojenne strategie turowe to chyba najbardziej liczny, a zarazem cieszący się najmniejszą popularnością wśród ogółu graczy odłam omawianego gatunku. Jednak trudno się dziwić – pozbawione graficznych fajerwerków dwuwymiarowe mapy (najczęściej podzielone na heksy) niezbyt przyciągają uwagę. Mimo to niejeden komputerowy generał z lubością realizuje się w tytułach takich jak Order of Battle: World War II, Unity of Command czy seria Panzer General.

Również drugowojennych RTS-ów jest niemało (czy może raczej: było niemało jeszcze kilka lat temu). Do klasyki gatunku należą przede wszystkim serie Sudden Strike i Blitzkrieg (obie z licznymi naśladowcami), ale od mniej więcej dekady większą popularnością cieszą się gry, które stawiają na mniejszą skalę walk, bardziej bezpośrednią kontrolę nad jednostkami i większą efektowność – zwłaszcza serie Codename: Panzers, Company of Heroes i Men of War. Natomiast operacje na dużą skalę w czasie rzeczywistym można uświadczyć jeszcze w grze R.U.S.E., stworzonej przez znane z cyklu Wargame studio Eugen Systems. Wypada też wspomnieć o bardziej „hardkorowych” seriach Combat Mission i Close Combat.

Airline 69 II: Zemsta Krassera

A na sam koniec zostawiłem sobie perełkę, którą można odbierać jako tyleż ciekawą, co głupią. Airline 69: Return to Casablanca z 2003 roku to swoisty miks przygodówki i strategii ekonomicznej, w którym II wojna światowa stanowi tło dla prowadzenia… seksbiznesu. Trafiamy do roku 1942 i wcielamy się w przemytnika, którego samolot został zestrzelony przez Niemców podczas rejsu nad Afryką Północną. Bohater trafia do tytułowej Casablanki, w którym to mieście próbuje odbić się od dna, rozkręcając erotyczny interes i prowadząc jednocześnie działalność wywiadowczą – a to wszystko okraszone rubasznym niemieckim humorem oraz kreskówkową grafiką, obfitującą w przerysowane kobiece wdzięki. W 2005 roku gra doczekała się sequela o bardziej przygodówkowym charakterze (Airline 69 II: Krasser’s Revenge), ale jak pewnie się domyślacie, ani pierwsza część, ani druga jakoś nie stały się przebojami.

Draug
15 listopada 2016 - 12:14