Recenzja Trillion: God of Destruction - nietypowy SRPG - Danteveli - 18 listopada 2016

Recenzja Trillion: God of Destruction - nietypowy SRPG

Danteveli ocenia: Trillion: God of Destruction
80

Zazwyczaj pod koniec żywota danej konsoli dostajemy w ramach pocieszenia kilka interesujących tytułów. Są to bardzo często gry, gdzie ktoś decyduje się na odrobinę eksperymentacji. Czasem prowadzi to do innowacji w gatunku. Innym razem dany patent okazuje się niewypałem. Ważne jednak że twórcy decydują się na zrobienie czegoś innego. Z tego powodu Trillion: God of Destruction ma u mnie plusa już na starcie. Ciekawe czy będzie to jedyny pozytywny element tej produkcji?

 

W marcu tego roku Idea Factory wydała na PlayStation Vita kolejną grę RPG. Produkcja o matematycznym tytule okazała się być czymś nietypowym. Po części z tego powodu gra zebrała średnie oceny. Znalazło się jednak grono graczy zarzekających się, że jest to najlepsza produkcja wydana w tym roku. Trillion pojawia się teraz na komputerach osobistych. Z tej okazji postanowiłem dokładniej zbadać sprawę i przyjrzeć się temu tytułowi z bliska.

 

Fabuła gry opowiada o inwazji tytułowego boga zniszczenia. Ofiarami ataku pada wymiar rządzony przez demony. Według legend poprzednie zetknięcie się z głodnym potworem kosztowało życie wielu mieszkańców tego wymiaru i cała armia bohaterów ledwo uporała się z gigantycznym, nienasyconym monstrum. Obecne władze królestwa lekceważą jednak zagrożenie. Z tego powodu władca ziem, jego brat jak i elitarne wojska zostają zrównane z ziemią. Nasz bohater ginie. Jednak przed samym końcem swego życia słyszy głos pewnej dziewczyny. Kobieta posługująca imieniem Faust obiecuje pomóc mu w pokonaniu bestii w zamian za jego duszę. Nasza postać się na to zgadza. W kilka chwil później budzimy się jako zombie zbyt słabe do walki z wrogiem. Naszą nową misją jest wyszkolenie oddanych nam wojowniczek by pokonały zło zagrażajace światu.

 

Trillion z wielu powodów przywołuje na myśl cykl Disgaea. Po pierwsze chodzi o elementy wspomnianej wyżej fabuły. Podobnie jest z humorem i innymi drobniejszymi elementami. Wynika to z tego, że część twórców God of Destruction pracowała wcześniej przy serii Disgaea. Różnicą tu jest jednak ton produkcji. Cykl z pociesznymi pingwinkami również zahaczał o poważniejsze tematy. Jednak Trillion serwuje nam poważną lekcję życia. Musimy przygotować się na porażkę i śmierć, a radosne chwile stanowią jedynie oderwanie naszego umysłu od tego co czeka naszych bohaterów.

 

Wynika to z interesującego mechanizmu zarządzającego grą. Na początku przygody wybieramy jedną z trzech wojowniczek gotowych na poświecenie swego życia dla dobra władcy i bezpieczeństwa krainy. Po kilku tygodniach treningu samotna bohaterka staje naprzeciw bestii. Wiąże się to z jej śmiercią, bo przynajmniej za pierwszym razem nie ma szansy na to byśmy opanowali zasady gry i zdobyli wystarczającą ilość punktów doświadczenia. Jeden cios potwora zmiecie nas z ziemi. Jest to dość mocny moment bo przez te kilka godzin trenowaliśmy tą bohaterkę i spędzaliśmy z nią sporo czasu. Poznajemy wtedy lepiej jej charakter, relacje z innymi a także marzenia na przyszłość. Zmuszeni jesteśmy jednak do posłania jej na śmierć bo służy to naszej sprawie. Wynika to z tego, że kolejna wojownicza „odziedziczy” część doświadczenia zmarłej postaci. Z każdym kolejnym poświęceniem nasze szanse na zwycięstwo zwiększają się. Jednak utrata postaci potrafi w nas uderzyć podobnie jak w przypadku Xcom. Jest to najlepiej widoczne w momencie kiedy decydujemy się posłać do walki drugą z bohaterek. Mamy wtedy świadomość, że na 100% nie uda się jej wygrać z potężnym bossem. Decydujemy o życiu i śmierci postaci co samo w sobie jest mocnym momentem.

 

 

Pomysł na taką produkcję wprowadza nietypowy gameplay. Po pierwsze czeka nas tylko jedna walka z jednym, potężnym bossem. Dlatego też znaczna część gry to trenowanie. Odbywa się to głównie poprzez wybieranie kolejnych opcji i oglądanie scenek jak w grach visual novel. Podejmujemy decyzję, którą ze statystyk chcemy trenować. Nasza postać męczy się wraz z kolejnymi treningami, więc musimy też od czasu doi czasu odpoczywać. Co jakiś czas trafiamy też na scenki pozwalające nam lepiej poznać bohaterów i podjąć pewne decyzje. Z czasem gra otwiera się trochę bardziej i mamy dostęp do opcji takich jak tworzenie i ulepszanie broni, interakcje z innymi postaciami czy dobieranie sobie pomocników do finalnej walki. Ciekawe jest też, to ze co tydzień sprawdzamy swoje postępy w walce z kukłą udającą Trillion.

 

Taki pomysł na fabułę gry i zastosowane rozwiązania sprawiają, ze jakieś 80% czasu z Trillion: God of Destruction spędzamy wpatrując się w menu i kolejne słupki statystyk. Na szczęście mamy też opcję wyruszania na misje po sprzęt i bonusowe przedmioty. Pozwala to nam na przyzwyczajenie się do zastosowanego w grze systemowi walki.

 

Produkcja Idea factory nie jest przesadnie skomplikowanym tytułem. Mamy do czynienia ze strategią turową, gdzie sterujemy wyłącznie jedną postacią. Mamy podstawowy atak, zdolności pasywne a także dodatkowe specjale, które odblokowujemy za punkty doświadczenia przynależne do konkretnych kategorii. System w Trillion przypomina wszystkie gry typu Mystery Dungeon i inne roguelike tego typu. Oznacza to, że wraz z naszym ruchem i dowolną akcją poruszają się przeciwnicy. Dlatego też swoje tury wykonujemy naraz z wrogiem. Jest to naprawdę fajne rozwiązanie bo tempo gry staje się tutaj znacznie szybsze niż w typowych strategiach turowych.

 

Jeśli chodzi o oprawę graficzną i dźwiękową tej produkcji to przypomina mi ona tytuły od Nippon Ichi Software. Wygląd postaci a nawet elementów menu kojarzy mi się z cyklem Disgaea. Jako fan tamtej serii jestem z takiego rozwiązania zadowolony. Sprawia to jednak, że Trillion: God of Destruction pod względem wizualnym brakuje własnej tożsamości. Patrząc na bohaterów i przeciwników myślałem głównie o tym kogo mi przypominają.

 

Trudno na (wirtualnym) papierze oddać wyjątkowość Trillion: God of Destruction. Po prostu opisanie kolejnych elementów gry nie oddaje jej uroku. Jest to dość unikatowa pozycja i jej siła zależy tylko od tego czy zżyjemy się z bohaterkami i poczujemy do nich sympatie. W innym wypadku trenowanie kolejnych postaci iw wysyłanie ich na śmierć nie ma większego znaczenia. Ja w kilku momentach złapałem się na łezce kręcącej się w oku i lekkim ścisku serca. Wczułem się w ten tytuł i tytaniczne trudny podejmowane przez bohaterów po to by uratować ich ukochaną krainę. To z kolei sprawiło, ze kolejne interakcje pomiędzy postaciami i ich poświęcenia nabrały większego znaczenia.

 

Trillion: God of Destruction to bardzo wyjątkowa produkcja. Jest to jeden z najbardziej oryginalnych przedstawicieli gatunku SRPG z jakimi miałem styczność. Masa interesujących pomysłów nie musi jednak równać się świetnej grze. Tak właśnie jest i w tym wypadku. Trillion jest produkcją na temat której pojawi się masa polaryzujących opinii. Wielu graczy nie będzie zadowolonych z ryzyka podjętego przez twórców. Ja jednak jestem zachwycony tym jak świeży jest ten tytuł. Zwłaszcza gdy weźmie się uwagę raczej skostniały gatunek gier z którego produkcja ta się wywodzi. Mam nadzieję, że Trillion: God of Destruction odniesie sukces i w przyszłości zobaczymy więcej gier eksperymentujących z dobrze znanymi nam gatunkami.

Danteveli
18 listopada 2016 - 14:42