Nocny Recepcjonista - sześcioodcinkowa perełka - Kamil Brycki - 14 kwietnia 2017

Nocny Recepcjonista - sześcioodcinkowa perełka

Nocny Recepcjonista, odnoszę wrażenie, nie wywołał w naszym kraju większego poruszenia. Sam na ten serial trafiłem przez przypadek, dzięki jednemu z gameplayowych newsów - i kiedy doczytałem, że gra w nim i Hugh Laurie, i Tom Hiddleston, nie mogłem po prostu przejść obok niego obojętnie. Mnóstwo nominacji i kilka nagród skutecznie rozpaliły mój entuzjazm, a kiedy okazało się, że ma tylko 6 odcinków, dość szybko udało mi się wygospodarować na niego trochę wolnego czasu. Świetnie spędzonego czasu.

Jonathan Pine (Tom Hiddleston) jest byłym żołnierzem. Kiedy go poznajemy ma za sobą służbę w Iraku, pracuje za to w Kairze jako tytułowy nocny recepcjonista. Pewnego wieczoru przychodzi do niego zdenerwowana kobieta i wręcza mu ściśle tajne dokumenty dotyczące nielegalnego przemytu. Pine zakochuje się w kobiecie, lecz jak łatwo się domyślić, szybko zostają rozdzieleni. Dekonspiracja przemytników staje się jego osobistą wendettą. 

Po pierwszym odcinku nie byłem mocno zafascynowany serialem, choć udało mu się wybudzić we mnie nutkę ciekawości. Kolejny odcinek za to buduje napięcie znacznie sprawniej i chwilę po wprowadzeniu wsiąknąłem na dobre. Infiltracja jest przeprowadzona bardzo pomysłowo, a sama intryga bardzo szybko okazuje się znacznie większa, niż wszyscy początkowo zakładali. Nie wydaje się to jednak mocno przerysowane - wszystko jest logicznie uzasadnione i nie sprawia, że czujemy się zakłopotani w trakcie seansu. Co ciekawe, serial też - mimo małej ilości odcinków - nie pędzi na złamanie karku, akcja jest tutaj budowana w przemyślany sposób, a ilość powiązań nie przytłacza, przez co ogląda się go nadzwyczaj łatwo.

Początkowo jednak czułem się wybity z klimatu, kiedy Pine zaczął zachowywać się jak rasowy agent z licencją na zabijanie. Nie do końca udało mi się poznać jego przeszłość (jeśli coś przegapiłem, poprawcie mnie jak najszybciej, choć wydaje mi się, że jego motywacja w serialu została potraktowana po macoszemu) i kompletnie nie spodziewałem się, że będzie w stanie zachować zimną krew nawet w najgorszych sytuacjach. Co też sprawiło, że zacząłem się zastanawiać nad jego pracą jako nocny recepcjonista - może żołnierz o takich umiejętnościach chciał po prostu odpocząć, miał dość wojny lub coś w ten deseń, nie obraziłbym się jednak, gdyby zostało to wiarygodnie przedstawione. 

Poza tym jednym szczegółem serial jednak pochłonął mnie na dobre. Potraktowałem go jako dłuższy film, bo raczej materiał nie nadaje się na drugi sezon - Nocny Recepcjonista rozpoczął się i zakończył jako osobista wojna pomiędzy Pine’em, a Richardem Roperem (w tej roli wystąpił Hugh Laurie) i bez sensu byłoby go ciągnąć jako serial o tym samym tytule. Dwójka głównych aktorów całkowicie zasłużenie została wyróżniona Złotymi Globami, ponieważ ich kreacje są po prostu żywe - przepełnione emocjami, oparte na solidnych fundamentach i mające swoje zasady. I o ile uśmiech Hiddlestona z pewnością stopi kilka kobiecych serc, tak nie da się również odmówić niesamowitego uroku Hugh Lauriemu, który przecież nie jest tylko „bohaterem” jednej roli. Duet spisał się na medal. 

Nocnego Recepcjonistę z pewnością warto obejrzeć dla samej walki pomiędzy dwoma głównymi bohaterami, jednak nie jest to wszystko, co serial jest w stanie nam zaoferować. Piękne widoki - są, ciekawa historia - też jest, stawka rosnąca wprost proporcjonalnie do napięcia - również. Nie jest to też wyjątkowo długa produkcja, co moim zdaniem wyszło jej tylko na dobre. Z pewnością jest to jeden z ciekawszych seriali kryminalnych, jakie ostatnio oglądałem.

Kamil Brycki
14 kwietnia 2017 - 02:44