Jak to FIFA i CoD zamieniły się miejscami - Brucevsky - 4 października 2018

Jak to FIFA i CoD zamieniły się miejscami

Powody odświeżania sobie wydanych przed laty produkcji mogą być bardzo różne. Jednych będzie ciekawić dawna mechanika zabawy, innych zmuszać poczucie wstydu wynikające z nieogrania „takiego klasyka”, a część motywować chęć poznania trybu fabularnego z danej pozycji. Mnie do zakupów tytułów sprzed lat popychają po trosze wszystkie trzy. Sensu nie widziałem tylko w pomyśle wracania do wydanych dawniej sportówek. Ale wkrótce może się to zmienić.

Jak uzasadnić logicznie wybór, dajmy na to, FIFA 06, NBA 2K11 czy NHL 2003, gdy dużo lepszą oprawą audiowizualną, większą liczbą trybów, bardziej rozbudowaną mechaniką kuszą ich najbardziej aktualne edycje? Ciekawość może robić swoje, jasne, tak samo jak sentyment i nagłe pragnienie ogrania wersji, w której są obecne dawne gwiazdy stadionów lub hal. Ale poza tym, to w gruncie rzeczy masochizm i uszczęśliwianie się na siłę. Poza pewnymi detalami, takie tytuły nie oferują nic, czego nie znajdziemy w ich młodszych siostrach. Mają za to wiele wynikających z wieku ograniczeń.

Kilka tygodni temu napadło mnie i z półki ściągnąłem czekającą na swoją szansę od wielu lat FIFA Street. Owszem, sprawdziła się jako prosta rozrywka na kilka nudnych wieczorów, bo nadal oferuje rozrywkę na przyzwoitym poziomie. Ale równie dobrze mogłem przecież zagrać w którąś z kontynuacji i cieszyć się bardziej dopracowaną mechaniką, lepszym systemem kolizji, ciekawszym modelem trików czy wreszcie bardziej rozbudowanym trybem kampanii, w którym budujemy skład marzeń i podbijamy świat. To byłaby dużo rozsądniejsza decyzja.

Oddaję jednak starej FIFA Street, że nawet po latach wypada przyzwoicie. Na tyle ciekawie, że wkręciłem się na kilka godzin, a swoje poczynania spisałem nawet w formie opowiadania.

Mamy teraz taki ciekawy czas, w którym wszystko zmienia się na naszych oczach. Także zawartość sprzedawanych nam gier. Nagle sportówki, jak ostatnie odsłony serii FIFA, mają tryb fabularny, w którym przedstawiane są kolejne lata kariery wymyślonego zawodnika Aleksa Huntera i jego otoczenia. Za to w najnowszym Call of Duty: Black Ops 4 trybu przeznaczonego dla samotników, z efekciarską, kilkugodzinną kampanią już nie będzie. Tylko multi, deathmache i battle-royal.  I w ten oto sposób stajemy się świadkami swoistej zamiany miejsc. Za kilka lat sens będzie miało kupienie starej FIFY, bo znajdziemy tam swoisty „tryb kampanii”, a Black Ops 4 będzie wręcz wypadało odpuścić, bo serwery pewnie nie będą już działać i zostanie tylko opcja zabawy z botami. Nic na tyle ciekawego, by wracać.

Czy można dziwić się strategiom przyjętym przez twórców obu serii? Ani trochę. Badania cytowane przez gamesindustry.biz sugerują, że tryb fabularny w kolejnych odsłonach serii Call of Duty kończyło mniej niż trzydzieści procent graczy. Historię z Black Ops 3 rzekomo poznało od początku do końca zaledwie cztery (sic!) procent nabywców. Reszta od razu rzuciła się w wir sieciowych potyczek z innymi fanami. Po co więc inwestować czas i środki w nową opowieść, skoro nie ma zainteresowania?

A „The Journey” z serii FIFA, w której gości od odsłony 17? Ten tryb to naturalna odpowiedź twórców na rosnące oczekiwania graczy. Próba załagodzenia stanowiska krytyków, którzy twierdzą, że autorzy tylko odcinają kupony i zmieniają składy na aktualne. Ukłon w stronę samotników, których FUT nie porwał, a ogrywany rok po roku moduł menedżerski zaczął nudzić. Dodatkowy argument dla tych zastanawiających się, czy w tym roku kupić FIFĘ czy może PES-a. I pomysł chwycił, spotkał się z pozytywnym odzewem. W tym roku dostaliśmy zwieńczenie trylogii o Aleksie Hunterze, ale można zakładać, że koncept będzie rozwijany w jakiś sposób w przyszłości.

Za wiele się dzieje na rynku gier, za duża jest konkurencja i pogoń za milionami do zdobycia, by studia i wydawcy przejmowali się jeszcze wynikami sprzedaży starych gier. Liczy się tu i teraz. Dlatego, reagując na zachowania i oczekiwania graczy, Black Ops 4 będzie nastawiony tylko na multi, a FIFA 19 spróbuje wielu kupić też trybem „The Journey” i trzecią częścią opowieści o karierze wyimaginowanego zawodnika. I tylko ci wszyscy odświeżający gry po latach i nadrabiających z czasem zaległości odczują zmianę. Bo z ich list wypadnie CoD, a wskoczy na nie FIFA. Ciekawe czasy, nie ma co.

Brucevsky
4 października 2018 - 12:14