Księga Inkwizycji - Fulko de Lorche - 5 września 2010

Księga Inkwizycji

Święta Inkwizycja - średniowieczny potwór, pożeracz milionów istnień ludzkich.  Taka obiegowa opinia panuje wśród szarego ludu. Opinia podsycana przez literaturę, film, a także gry.  Dla Fulko takimi "sztandarówkami", pokazującymi, że kościół wieki temu nawracał zarówno krzyżem, jak i pałą, są dwa kultowe filmy: "Misja" i "Imię róży". Szczególnie ten drugi, nakręcony na podstawie powieści Umberto Eco, jest bardzo przekonujący. Pojawia się w nim bowiem okrutny inkwizytor, krwiożercza bestia, morderca niewinnych - Bernard Gui. Ten łysy mnich z czarną brodą dobrze zapadł w pamięci waszego mistrz pióra. Jakież było zdziwienie Fulko, gdy jakiś czas temu dostał od znajomych w prezencie książkę, której autorem był... Bernard Gui! 

"Księga Inkwizycji" to podręcznik dla średniowiecznych inkwizytorów napisany przez szacownego Gui. Co może zawierać podręcznik dla tych, którzy z ramienia kościoła mają tropić, łapać i sądzić inowierców i heretyków? Oczywiście opisy tortur, sposoby wyciągania zeznań, porady, jak doczyścić ubroczony krwią habit itd. Z takim przeświadczeniem zasiadał wasz protagonista do lektury, nalewając sobie dla kurażu (bo troszeczkę się opisu scen okrutnych bał) kufelek jasnego z pianką. Po kilku stronach czytania zaczął zniecierpliwiony powtarzać: "jajka se robią?". Po kilkunastu doszedł do wniosku, że to nie ma sensu Po kilkudziesięciu nie mógł się już od lektury oderwać. Książka to bomba, ale nie w takim sensie, jak pierwotnie sądził.

Nadgorliwość nie popłaca, nawet wśród inkwizytorów. Zbyt okrutny Robert Bougre skończył w więzieniu.

Podręcznik zawiera opisy średniowiecznych sekt,  ich zwyczaje, obrzędy i błędne nauki. Widać, że autor ma potężną wiedzę na ten temat. Ale największa część książki to porady, jak poprowadzić śledztwo tzn. jakie zadawać pytania, jak kierować tokiem przesuchania, by "przyszpilić" delikwenta, jak wychwycić fałsz w jego zeznaniach itd. Co ciekawe, dla każdej z sekt Bernard Gui poleca całkiem inny zestaw pytań. Okazuje się, że katarzy, waldensi, begini, pseudoapostołowie i inni kacerze byli ludźmi bardzo pomysłowymi. Potrafili pod przysięgą zeznawać w taki sposób, że wcale nie kłamiąc sprytnie ukrywali niekorzystną dla nich prawdę. Bernard przytacza przykłady i doradza, jakie zastosować kruczki i sztuczki, aby oskarżonego dopaść.

Spytacie: po co te zabawy w podchody? Dlaczego nie przymusić torturami do przyznania się do winy, a potem uciąć głowę w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.  O nie, drogie robaczki, nie tędy droga. Średniowieczna Inkwizycja (poza wyjątkami) nie działała w taki sposób. Oczywiście, w śledztwie stosowano różne "wspomagacze", ale generalnie oskarżeni mieli prawo do obrony i niejednokrotnie wybraniali się z opresji. Zaciekawiony Fulko sięgnął do różnych źródeł i co się okazało? Relatywnie niewiele procesów kończyło się wyrokami skazującymi, a już czapę dostawało naprawdę niewielu, bo zaledwie 5% skazanych.

Liczbę ofiar Świętej Inkwizycji szacuje się na zaledwie 10 tysięcy. Nie milionów, tylko tysięcy. Choć pewnie dla tej 10-tysięcznej grupy to żadna pociecha.

Wasz ulubiony felietonista przeczytał fajną książkę. Faktem jest, że nie doczekał się w niej opisów wymyślnych tortur, okrutnych sposobów zabijania itd. Zamiast tego dostał jednak doskonały, błyskotliwie napisany podręcznik dla średniowiecznych prokuratorów, z którego może nawet współcześni prawnicy mogliby co nieco "wyekstraktować".  Brawo, Bernardzie Gui. Fulko poleci cię szanownym czytelnikom.

Fulko de Lorche
5 września 2010 - 21:09