Sokół Milenium jak żywy czyli kleimy modele - Fulko de Lorche - 18 września 2010

Sokół Milenium jak żywy czyli kleimy modele

Prawie każdy ludzki samiec (a także część samic) ma w życiu taki okres, kiedy klei modele. Jedni jarają się tym miłym spędzaniem wolnego czasu za młodu, inni w wieku dojrzałym, a jeszcze inni - jak Fulko - za młodu i w wieku dojrzałym. Dla jednych jest to hobby i ci mają chałupy, piwnice i garaże wypełnione setkami samolotów, czołgów, statków, makiet i innych dupereli. Dla innych -  jak dla waszego Fulko - jest to chwilowa fascynacja. Taka, co to rozbłyska na moment, wciąga jak magnes, po czym gaśnie za jakiś czas, obumiera i zapada w letarg na kolejne kilka czy kilkanaście lat. Czasem zamiera już na amen.

Domyślacie się zapewne, bo jesteście inteligentnymi ludźmi, że wasz ulubiony felietonista właśnie obudził się z letargu i na powrót nabrał ochoty na klejenie modeli. Ostaniego bakcyla złapał w połowie lat 80-tych XX wieku, kiedy to w składnicy harcerskiej kupił sobie model RWD-14 Czapla. Po sklejeniu modelu okazało się, że niekoniecznie podobny jest do oryginalnego samolotu, ale i tak Fulko był dumny. Z PRL-owskimi plastikowymi modelami to był zresztą niezły hardcore, bo najczęściej części nie do końca pasowały do siebie, a dołączony klej był wyschnięty i nie nadawał się do użytku. A dobry klej to podstawa, o czym zresztą  wasz kumpel-modelarz wspomni w dalszej części tego niezwykle interesującego artykułu.

Gdy bierzecie się za klejenie modelu, przeczytajcie sto razy instrukcję...

Fulczany bakcyl rozbłysł na nowo, gdy jego syn w prezencie dostał jakiś czas temu  do złożenia model X-Winga. Jako, że dzieciak wykazywał pewną bezradność w złożeniu czegokolwiek z tej kupki plastikowych gnatów, tata wkroczył do akcji i... wciągnął się. Okazało się, że model ten (firmy Revell) nie potrzebuje nawet kleju. Po złożeniu stateczku waszemu mistrzowi pióra przyszła ochota na więcej, więc włączył Internet. Przeglądając oferty sklepów Fulko kliknął jakiś odnośnik i... trafił przypadkiem na stronę z darmowymi, papierowymi modelami. Na dodatek kupa projektów dotyczyła świata Star Wars! Wystarczy tylko pobrać pdf-y z szablonami, wydrukować, zaopatrzyć się w nożyczki, klej i do dzieła. He he, nie tak prędko...

Fulko klei już modele od kilku tygodni i tak naprawdę niewiele ich nasklejał. Nie ukrywajmy - toż to orka na ugorze! Zajęcie wyłącznie dla dokładnych, systematycznych i cierpliwych. Czyli głównie dla naszych skośnookich braci, bo to oni zamieszczają najbardziej skomplikowane modele. Wasz protagonista ostrzega -  nie łapcie się za najtrudniejsze, kilkustronicowe projekty (Millennium Falcon, AT-AT, AT-ST). Pewne jest, że pierwszy model na pewno wam nie wyjdzie. Jest szansa, że drugie podejście zakończycie sukcesem, ale  pod warunkiem, że skorzystacie z porad Fulko. No dobra, dobra... wystarczy już, nie dziękujcie tyle. Są cztery kwestie.

Kwestia pierwsza: papier. Mimo, iż modele mają być papierowe, zapomnijcie o drukowaniu schematów na zwykłym papierze ksero. By model nie przewracał się, nie przemakał od kleju i nie giął się, musi być zrobiony z tekturki, (takiej na przykład z teczek na akta) lub w ostateczności z papieru technicznego. Cwaniaczków, którzy chcą najpierw wydrukować szablon na cienkim papierze, a potem nakleić go na tekturze, Fulko ostrzega - tracicie czas. Pomijając fakt, że nie skleicie wszystkiego idealnie i kartki w wielu miejscach odklejają  się od siebie, przy mocniejszym zaginaniu takiej "sklejanki" cieńszy papier się po prostu rozdziera. Fulko to przeżył, zniszczył prawie gotowego Walkera i dlatego teraz szczerze tą metodę odradza.

... bądźcie cierpliwi, starajcie się nie popadać w depresję ...

Kwestia druga: precyzja. Wycinanie modelu musi się odbywać dokładnie po liniach. Cięcie na odwal się, przy użyciu wielkich krawieckich nożyc lub po kilkunastu głębszych może mieć katastrofalne skutki. Albo ściany wam się nie zejdą w jednym punkcie, albo na krawędziach pojawią się rozstępy i dziury, a nawet, jak wszystko uda się poskładać do kupy, efekt końcowy i tak będzie paskudny. Jedyne odstępstwo od reguły wycinania  kształtów po liniach, na jakie Fulko pozwala to powiększanie tych odcinków modelu, które mają być smarowane klejem. Większa bowiem powierzchnia sklejenia to mocniejszy model.

Kwestia trzecia: klej. O ile bez dobrych nożyczek będziecie mieć kłopoty ze zrobieniem ładnego modelu, o tyle bez dobrego kleju nawet nie zasiadajcie do roboty.  Nie musi to być wcale drogi klej. Wręcz przeciwnie. Fulko swój pierwszy model kleił kosztownym niemieckim klejem w płynie. Efekt? Mimo nakładania stosunkowo niewielkiej ilości kleju papier rozmiękł, model się "rozszedł" i w efekcie piękny, dostojny AT-AT po prostu rozpadł się na części. Laser by tego lepiej nie załatwił. Fulko dostał apopleksji, ale że nie było to jego pierwsza apopleksja, przeżył. Teraz Wasz bard używa zwykłego biurowego kleju w tubce za dwa złote i ma święty spokój. Musi tylko uważać, żeby klej się nie zestarzał. Kiedy więc "puszcza soki" i robi się zbyt płynny, trzeba kupić nowy. Posłuchajcie Fulko, a sprawę kleju będziecie mieli z głowy.

Kwestia czwarta: kolejność składania. Modele składają się z cholernie dużej ilości części. Mimo, iż każda część ma swój symbol, nie wycinajcie wszystkiego naraz z kartek, bo się pogubicie.  A instrukcje sklejania modeli wcale wam nie pomogą, bo pisane są zazwyczaj przez ludzi którym się wydaje, że jak czegoś nie dopowiedzą, to i tak każdy się domyśli. Fulko się  jednak nie domyślał i parę rzeczy skiepścił. Niestety, rzadko można sprawy "odkręcić" i coś tam  poniewczasie dodać. Najczęściej jednak nie ma powrotu i model albo zostanie nie ukończony, albo będzie niekompletny. Fulko załatwił się tak przy robieniu pierwszego Sokoła Milenium. Zapomniał o dodaniu czterech części, które miały być wklejone wewnątrz modelu. Gdy się spostrzegł, próbował oderwać sklejone już powierzchnie. Niestety, używał już wtedy tego lepszego kleju - za dwa złote. Model się pogiął i trafił go szlag. Fulko się wku..ił i w zasadzie też go trafił szlag. 

...a dożyjecie chwili, gdy wasz model będzie wyglądał tak, jak na obrazku.

Jest jeszcze kilka kruczków, o których wasz mistrz pióra nie wspomni, ale które sami odkryjecie w trakcie tworzenia swoich dzieł. Czy warto w ogóle odrywać się od grania i zająć klejeniem modeli. Warto. Praca to ciężka, czasochłonna, ale... dająca mnóstwo satysfakcji!  Szczególnie gdy uda się dotrwać do końca (oczywiście Fulko mówi o drugim lub trzecim modelu, bo pierwszy, jak już wspomniał, na pewno wam nie wyjdzie).  Dobrze zrobione modele w ogóle nie wyglądają, jakby były z papieru i z pewnością staną się ozdobą waszych półek i ścian. A jeśli mimo wysiłków nie uda wam się skleić nić fajnego, dajcie znać - Fulko pomoże. O ile iskierka bakcylowa właśnie mu nie zgaśnie.

Adres jednej z fajniejszych stron z modelami - http://www7a.biglobe.ne.jp/~sf-papercraft/

Fulko de Lorche
18 września 2010 - 21:35

Kleiłe(a)ś modele?

Kiedyś tak 67,4 %

Cały czas kleję 19,7 %

Nigdy. To nie dla mnie 13 %