Potęga wyobraźni - g40st - 9 grudnia 2010

Potęga wyobraźni

g40st ocenia: Red Dead Redemption
98

Reprezentantów gatunku westernów w grach można policzyć na palcach jednej ręki. Może troszkę przesadzam, ale tytułów godnych zapamiętania na pewno wcale nie było więcej. Do głowy przychodzą mi właściwie tylko Outlaws, Red Dead Revolver, Gun i Call of Juarez. Dlatego też wczesne zapowiedzi Red Dead Redemption chyba w ogóle nie zwróciły mojej uwagi. Dopiero tuż przed premierą poczułem się jak uderzony obuchem w głowę oglądając ostatnie zwiastuny. Rockstar North obiecał mi w nich wielki świat, pełny niebezpieczeństw, interesujących postaci, strzelanin, bandytów, pogoni i polowań. Co z reguły jest rzadkością w przypadku innych tytułów, obietnic tych dotrzymał. I to z nawiązką.

Już dawno nie „wkręciłem” się tak mocno w klimat gry, jak w przypadku RDR. Na moich oczach ożyli nagle bohaterowie czytanych przeze mnie w dzieciństwie książek. Ani przez chwilę nie nudziła mnie konieczność zaganiania bydła w kilku pierwszych misjach czy eksploracja fantastycznie przedstawionego świata, w którym w ogóle nie ma miejsca na nudę. Bywało, że włóczyłem się bez celu tylko po to, żeby jeszcze trochę wchłonąć sączący się z telewizora klimat, czy obejrzeć kolejny zachód słońca. A potem wschód.

Aby nie zwieść potencjalnych Czytelników muszę nadmienić także, że Red Dead Redemption wprost kipi akcją. Poza samymi, moim zdaniem, świetnie przemyślanymi w większości misjami fabularnymi, w trakcie których spotkamy prawdziwą galerię osobowości i osobliwości, każdy zakręt, każda droga i każdy kamień mogą kryć mnóstwo tajemnic urozmaicających zarówno sam świat, jak i zabawę.

Urzeka sama opowieść, świat przedstawiony, ogrom możliwości. Urzeka także perfekcyjnie oddająca ten klimat ścieżka dźwiękowa. Już po kilku godzinach spędzonych na prerii wiedziałem, że będzie to dla mnie tytuł 2010 roku. Uważam wręcz, że to najważniejsza i najprawdopodobniej kolejna przełomowa gra dla całego Rockstara, a być może nawet dla części branży starającej się przygotowywać swoje gry w formie sandboksów.

Jeżeli mi czegoś w RDR brakowało, to osadzenia akcji kilkadziesiąt lat wcześniej, tak aby ta malownicza kraina wypełniła się jeszcze pieśniami pow-wow i dumnymi wojownikami na zwinnych mustangach. No cóż, może w kolejnej części.

g40st
9 grudnia 2010 - 14:22