Tydzień w tvgry.pl - review event - K. Gonciarz - 5 lutego 2011

Tydzień w tvgry.pl - review event

Reckujemy gry nieprzerwanie od 1959.

Wpadłem trochę z pułapkę pomiędzy pretensjonalnością tytułu "Tydzień w tvgry.pl" a własną perspektywą. Bo tydzień był intensywny jak zawsze, tylko że sam w nim nie uczestniczyłem. Polecam Wam więc obejrzeć, co Del, moociej i Koniu wyszykowali, specjalnie polecając uwadze komentarzowy debiut Łukasza. Dziś chciałbym krótko zwrócić Waszą uwagę na pewien trend, który zaczyna nam migać na horyzoncie. Nazywa się on: review event.

Pokaz gry, zorganizowany specjalnie przez wydawcę, na który zaprasza się dziennikarzy, daje im możliwość ukończenia gry pod okiem własnym i developerów, po którym teoretycznie każdy ma być gotowy do napisania recenzji. Moje zdanie na temat recek jako takich już pewnie znacie, ale odkładając to na dalszy plan, zapala się Wam czerwona lampka? Bo mnie tak.

Pobudka o 4:20 to zły pomysł. Ale służbowe podróże i tak są ekscytujące.


Daleki jestem od wszelkich form pieniactwa i krytykanctwa dla zasady, ale pewne rzeczy po prostu wymagają powiedzenia na głos. Review event nie jest wcale pomysłem nowym - pamiętam, że Konami organizowało coś takiego przy okazji MGS4. Dziennikarze z całej Europy zebrali się bodaj w Paryżu, by w specjalnie skonstruowanym ołtarzu Kojimy dojść aż do napisów końcowych jako jedni z pierwszych na świecie. I potem napisać recki. Oczywiście, tak jak pisałem jakiś czas temu - generalnie żaden wydawca nie jest debilem na tyle, by wprost wywierać jakiekolwiek naciski. Ale tworzenie specjalnej imprezy dedykowanej grze ma rację bytu w przypadku pierwszych wrażeń, zapowiedzi, ogólnie form w których informacja bierze górę nad doznaniami. Obserwacja poziomu z jego projektantem zerkającym znad ramienia jest fajnym doznaniem i można się w ten sposób dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, jednak w ten sposób budujemy ścianę pomiędzy jakimś tam "insiderowym" dziennikarzem a odbiorcą, który produkcji doświadczy w zupełnie innych warunkach. I myślę, że jeśli służba w doradzaniu czytelnikom wyboru dobrych gier ma mieć jakikolwiek sens, proces poznawczy dziennikarza musi być możliwie zbliżony do tego, co zobaczy użytkownik.

Krzysztof Gonciarz
Na wyjeździe zadałem kilka pytań Jenova Chenowi. Wygadany, szczery typek.


W przypadku jednej z ważnych premier ostatnich miesięcy otrzymaliśmy od wydawcy sygnał - jest impreza, na której można przejść grę. Nie będzie wcześniejszych wersji review przysłanych do redakcji, na imprezie nie można kręcić jakicholwiek filmów. Można zrobić wywiad. I napisać później recenzję. Oczywiście znając życie polski oddział wiele tu do gadania nie miał, ale może ktoś musi uderzyć ręką w stół i powiedzieć, że w takim razie po prostu kupimy sobię grę w sklepie jak będzie premiera. Oczywiście pojechać, zobaczyć, nawet napisać relację - czemu nie? Ale nie do przełknięcia jest dla mnie idea opiniowania gry poznanej w zamkniętych, kontrolowanych i oderwanych od rzeczywistości warunkach, i późniejsze kontrastowanie tej opinii (na bazie ocen) z innymi produkcjami - tymi poznanymi bez pompy. Nie twierdzę przy tym, że każdy kto ulega takim obostrzeniom jest od razu be. Da się wszystkiemu oprzeć, nawet zrobić na złość - ale ja bym sobie po prostu w tym względzie nie ufał. Są pewnie lepsi, silniejsi, niewrażliwi na anegdoty o miesiącach spędzonych na dopieszczaniu tego korytarza z posągami i modelowania nosa bohaterki. Ja bym się pewnie rozczulił.

Killzone'owe dekoracje w dziennikarskiej sesji multika. Razem z Mielem z Neo+ sposiadaliśmy towarzystwo.


Żeby było konstruktywnie. Review eventy są dla mnie wdzięczną formą spędzenia czasu, warto je odwiedzać w stylu uzyskania informacji, przeprowadzenia wywiadów, porozmawiania o zapleczu powstania gry celem przygotowania fajnych, nietypowych materiałów. Ale nie można ich organizować tak, żeby zastąpiły dziennikarzowi właściwy proces poznania gry po swojemu i oczekiwać "w zamian" recenzji. Byłem w tym tygodniu w Londynie na serii pokazów różnych nadchodzących gier Sony: jedną z atrakcji był review event Killzone'a 3. Zdrowo zorganizowany, bo ograniczający się do krótkiej prezentacji 3D, Sharpshootera, sterowania Move'em i multiplayera. Nie dowiedziałem się nic specjalnie nowego, ale też nie czuję się pozbawiony szansy zagrania w grę z czystym kontem. Bo i grę na potrzeby redakcji stamtąd można było przywieść. Mimo to, recki Killzone'a nie napiszę, zrobi to ktoś inny. Ja zrobię komentarz, żebyście znowu narzekali, że jest za bardzo subiektywny.

Chcesz śledzić moje codzienne rozterki? Pewnie nie. Ale followuj mnie na Facebooku, będzie fajnie.

Krzysztof Gonciarz na Facebooku


K. Gonciarz
5 lutego 2011 - 16:33