Thorgal odmłodzony - Kati - 8 marca 2011

Thorgal odmłodzony

Oto kolejny tom Thorgala – nie wiem, czy powiedzenie, że to najważniejsza komiksowa premiera w 2007 r., nie byłoby nieco na wyrost – ale bez wątpienia wiele osób czekało na nią z niecierpliwością. Nie tylko dla tego, że Thorgal jest wyjątkowo popularny w Polsce, ale również dlatego, że ta kultowa (teraz już może trochę mniej) seria zmieniła scenarzystę – miejsce Jeana van Hamme zajął Yves Sente. Od ładnych kilku odcinków widać było wyraźną tendencję spadkową, zobaczymy, czy Sente zdoła przywrócić Thorgalowi dawną świetność.

W „Ja, Jolan” Rosiński utrzymuje konwencję znaną już czytelnikom z „Ofiary”. W poprzednim tomie malarska technika była sporym zaskoczeniem dla fanów. Muszę powiedzieć, że nowa oprawa graficzna zdecydowanie służy cyklowi. Widać, że Rosiński odzyskał radość z rysowania swojej sztandarowej serii.

Największe oczekiwania dotyczyły jednak z wiadomych przyczyn scenariusza. Jak już wskazuje tytuł, głównym bohaterem staje się syn Thorgala, Jolan. Musi on wypełnić obietnicę złożoną tajemniczemu Manthorowi – w „Ofierze” Jolan ofiarował mu swoje życie w zamian za życie swojego ojca. Jednak wywiązanie się z danego słowa okazuje się nie być proste: aby zasłużyć na wstąpienie na służbę u mistrza czerwonej magii, nasz bohater musi przejść szereg prób. W dodatku nie on jeden chce służyć Manthorowi, kilkoro śmiałków ma ten sam cel. Thorgal usuwa się na drugi plan, ale nie jest mu dane nacieszyć się upragnionym spokojem. Kriss de Valnor (nie, nie zmartwychwstała) nawet zza grobu komplikuje mu życie. Dowiadujemy się nieco o przeszłości i pochodzeniu wojowniczki, a jej syn, Aniel, okazuje się  być niezwykłym dzieckiem. Z jednej strony jest to jakiś pomysł na twórcze wykorzystanie postaci Aniela, a z drugiej wątek ten sprawia wrażenie nieco sztucznego; jakoś wątpię, czy Van Hamme miał taki właśnie pomysł tworząc Kriss. Fabuła może nie powala oryginalnością, ale mimo tego cały tom czyta się przyjemnie. Poważniejsze zastrzeżenia mam do dialogów. Są one zbyt moralizatorskie, mało naturalne, ale trudno jest mi ocenić, czy to wina przekładu, czy taki był oryginał.

„Ja, Jolan” jest dopiero wstępem do bardziej rozbudowanej historii i wydaje mi się, że dopiero następna część pokaże, czy Sente poradzi sobie jako scenarzysta Thorgala. Jak na razie kolejny tom zapowiada się obiecująco, ale czy doczekamy się dzieła dorównującego takim doskonałym albumom jak na przykład „Alinoe” czy „Kraina Qa”?

Kati
8 marca 2011 - 23:13