The Sims - Średniowiecze - straszna gra!!! - yasiu - 26 marca 2011

The Sims - Średniowiecze - straszna gra!!!

Ten weekend miał wyglądać całkiem inaczej. Mieliśmy z żoną jakieś plany, ale jedna przesyłka kurierska przekreśliła je bardzo skutecznie. Sukcesem będzie, jeśli uda nam się jutro wyjść z domu na dłużej. Co dostarczył kurier? Jedną ze straszniejszych gier w jakie grałem w ostatnich miesiącach. Jest jeszcze straszniejsza, bo moją małżonkę wciągnęła dokładnie tak samo jak mnie a może nawet bardziej.

Wesoła gromadka, nieprawdaż?

Nie będzie to recenzja, za krótko gram, żeby napisać coś rzeczowego, ale pierwsze spojrzenie na grę pokazuje, że coś jest na rzeczy. Przede wszystkim należą się wielkie brawa twórcom, że odeszli od znanej i dobrze sprzedającej się konwencji i postanowili trochę zaszaleć. Nowe simy nie rozgrywają się gdzieś na przedmieściach, nie tworzymy w nich wirtualnego obywatela współczesnego państwa i nie prowadzimy go przez życie pełne kłopotów znanych również nam. Akcję osadzono mniej więcej w średniowieczu, a to oznacza całkiem inne podejście do życia i całkiem inne zadania do wypełnienia.

Inaczej potraktowano całą rozgrywkę – podzielono całą zabawę na kilka obszernych kampanii. Początkowo dostępna jest tylko jedna, spełnienie określonych warunków (jak ilość postawionych budowli, poziom naszych simów itp.) pozwala na dostęp do kolejnych. Ja po półtorej dniu grania nadal jestem w pierwszej kampanii, ale po raz moje tempo nie jest najwyższe a po dwa lada chwila będę mógł dostać się dalej.

Całą zabawę zaczynamy od stworzenia – lub wybrania gotowego – sima który będzie monarchą, władcą niewielkiej krainy którą doprowadzimy swoimi działaniami do potęgi (lub upadku). Tworzenie bohaterów jak zwykle w tej serii jest dość proste, i mam nawet wrażenie, że daje mniej możliwości niż wcześniej. Nowością o ile się orientuję jest system specjalnych cech – dwie pozytywne pomagają nam w życiu, jedna, obowiązkowa, negatywna przeszkadza. Jednym z celów rozgrywki jest zamiana cechy negatywnej w szczególnie mocny pozytyw bohatera – co ciekawe, nie trzeba osiągać nie wiadomo jakiego poziomu, mój medyk który jest na czwartym poziomie z chorowitego chucherka przemienił się w mędrca dzięki przygodzie z magiczną fontanną.

Stworzywszy bohatera ruszamy do gry. I tu od razu trzeba powiedzieć, że gra się inaczej niż w poprzednich częściach. Cały czas wykonujemy zadania – zazwyczaj dwie drobne rzeczy dziennie oraz różne różności związane z aktualnie toczącą się przygodą. System przygód jest ciekawy, wybierając co chcemy robić dalej kierujemy się nie tylko korzyściami dla naszego królestwa, ale także dostępnymi simami. Każdym z nich przygodę toczy się nieco inaczej, każdy musi wypełnić inne zadania, aby osiągnąć cel. Co ciekawe, dostępne zadania zależą od kilku czynników – między innymi dostępnych w chwili obecnej simów i budynków które postawiliśmy już w królestwie.

Mówisz, że zamieniła Cię w trytona? Ale już Ci lepiej?

Przygody są przeróżne, raz to będziemy musieli pokonać hordę goblinów i przy okazji wykarmimy głodnych mieszkańców miasta, innym razem ruszymy w poszukiwanie mitycznego Żabola którego smażone udka są podobno wybitnie smaczne. Przygody to duży kaliber, do nich dochodzą codzienne zadania – te zależą od wybranego sima. Lekarz będzie musiał zbierać ziółka, pijawki i leczyć pacjentów, władca wyda kilka edyktów i obdaruje kogoś prezentem, bard napisze poemat i wystawi sztukę na scenie. Jest tego całe mnóstwo i w zasadzie cały czas jesteśmy zajęci, albo wykonywaniem codziennych zadań, albo podążając za kolejnymi celami przygody, albo dbając o dobre samopoczucie naszego sima. To ostatnie jak zwykle jest bardzo ważne. Im lepiej czuje się nasz sim, tym lepsza ocena wykonywanych przez niego zadań, od tego jak dobrze poradzi sobie z przygodą, zależy jego nagroda. Trzeba też uważać, ciągły dół, brak motywacji doprowadzi w końcu do zakucia biedaka w dyby, a to dla nikogo nie jest wesołe.

Gra nie prowadzi nas za rękę tak, jak przyzwyczajają do tego współczesne produkcje. Czytając lekcje samouczka można się dowiedzieć wielu ważnych rzeczy, ale tak czy inaczej momentami trzeba ruszyć szarymi komórkami żeby wykonać zadanie, fakt – problemy bywają tylko za pierwszym razem – ale dzięki temu nie jest zbyt łatwo. W jednym momencie gra nawet doprowadziła mnie do szewskiej pasji, bo grając rycerzem ciągle obrywałem od zbójów grasujących na drogach. Teraz mam już czwarty poziom i byle leszcz mi nie podskoczy. Mój błąd jak się okazuje, bo mogłem zacząć zabawę od treningu z manekinem, a dopiero potem zapuszczać się na niebezpieczne ścieżki otaczające zamek i wieś.

Tu, gdzie ten wolny kawałek ziemi, zbudujemy Statoil!

Technicznie nowe simsy wykonano naprawdę fajnie, animacji jest sporo, sporo jest też szczegółów czyniących świat bogatym. Niestety, optymalizacja kuleje, na średnich ustawieniach mój sprzęt średnio daje sobie radę, zdarzają się mocne przycięcia animacji a normą jest doczytywanie obiektów już po zobaczeniu lokacji – najpierw pojawiają się same kształty, potem nabierają tekstur. Mam nadzieję, że jakąś łatką się to poprawi.

Wracam do gry, jest straszna i z jakiegoś niezrozumiałego mi powodu, totalnie wciągająca. Ocenić ją będę mógł za parę dni, na razie to The Sims w które w końcu jest sens grać – nie jest to rozbudowane Tamagochi (chociaż tych elementów też nie brakuje).

yasiu
26 marca 2011 - 20:28