Strachy stracharza - Kati - 29 marca 2011

Strachy stracharza

„Zemsta czarownicy” Josepha Delaneya, pierwszy tom „Kronik Wardstone”, jest reklamowana jako powieść „dla tych, którzy wyrośli z Harry’ego Pottera”, co w pierwszej chwili wzbudziło u mnie lekką nieufność – obawiałam się mało kreatywnego naśladownictwa (z resztą czy naśladownictwo może być w ogóle kreatywne?) cyklu J.K. Rowling – jednak miło się rozczarowałam. Widać niestety pewne inspiracje, ale nie jest źle.

Bohater, 12-letni Thomas Ward, wyróżnia się czymś spośród swoich rówieśników: jest siódmym synem siódmego syna (skądś to znamy, prawda?). Ponieważ jest najmłodszy, przypada mu w udziale mało atrakcyjna przyszłość. Zostaje oddany do terminu do stracharza – człowieka, który zajmuje się chronieniem ludzi przed różnymi złowrogimi istotami. Jest to zawód bez wątpienia potrzebny, ale również bardzo niewdzięczny i niebezpieczny. Wielu z wcześniejszych uczniów stracharza zginęło (ostatni miał naprawdę okropną śmierć), wielu okazało się nieodpowiednich do tej pracy. W dodatku, mimo że stracharz broni ludzi przed wieloma zagrożeniami, nie jest specjalnie lubiany (też skądś to znamy). Tak więc przed Thomasem stoi trudne zadanie. W dodatku nieopatrznie złożona obietnica może pociągnąć za sobą fatalne skutki nie tylko dla młodego ucznia, ale i dla wielu innych ludzi. Thomas musi stawić czoło nie tylko złej czarownicy, ale także własnemu strachowi i słabości.

Akcja toczy się szybko, nie można narzekać na nudę, ani na brak wrażeń – na przykład sposoby walki ze złem są dość okrutne, np. zakopywanie czarownicy żywcem w ziemi. Chwilami się zastanawiałam, czy to na pewno książka dla dzieci (dla takich nieco starszych, na okładce było napisane 10+… chociaż ja w tym wieku czytałam Mastertona i jakoś mi to nie zaszkodziło).  Autor także dobrze poradził sobie z opisem świata, wzorowanego na średniowiecznej Anglii, ale pełnego magicznych istot. Może nie jest to coś bardzo oryginalnego, ale mimo to nieźle się broni – głównie dzięki dobremu stylowi i sugestywności – wręcz słychać skrzypienie drzew na Wzgórzu Wisielców.

W niektórych momentach niestety wyraźnie widać, że „Zemsta czarownicy” powstała na fali popularności Harry’ego Pottera, czasami (na szczęście nie za często) aż się zastanawiałam, czy przypadkiem nie czytam jakiejś powieści J.K. Rowling. Mam jednak nadzieję, że w kolejnych tomach inspiracja przygodami młodego czarodzieja będzie mniej wyraźna, a Delaney dopracuje swój własny styl. Uważam, że spokojnie poradzi sobie samodzielnie, bez sięgania do bardziej znanych dzieł. „Zemsta czarownicy” napisana jest przystępnym, ale nie infantylnym językiem, czyta się ją szybko i przyjemnie. Niech duże litery nikogo nie zmylą, naprawdę nie jest to powieść tylko i wyłącznie dla dzieci, może po nią sięgnąć także starszy czytelnik – jest to kawałek całkiem niezłej rozrywki. Zapowiada się, że kolejne tomy będą mroczniejsze. Na co w cichości ducha liczę.

Kati
29 marca 2011 - 00:03