Eden Lake – recenzja - Piotr Burakowski - 27 lipca 2011

Eden Lake – recenzja

Dawniej dziecko traktowane było jako symbol tego, co czyste i niewinne – nieskalane. W literaturze stan ten uległ niebagatelnej zmianie dopiero za sprawą Władcy much z 1954 roku Williama Goldinga, natomiast kinematografia zapoczątkowała walkę z owym tabu oddając odbiorcom The Bad Seed (1956). Tym niemniej, nadal w naszej i zagranicznej kulturze dominuje błędne przekonanie, że najmłodsi nie czynią zła. Dlatego potrzebne są takie filmy jak Eden Lake, które ukazują problem i docierają do jego źródła. A obraz Jamesa Watkinsa dokonuje tych rzeczy w niezwykle brutalny sposób, burząc dotychczasową wizję świata niejednego widza.

FINN ATKINS, MICHAEL FASSBENDER, JACK O'CONNELL

Jenny, będąca przedszkolanką, i jej chłopak imieniem Steve spędzają romantyczny weekend w pozornie opuszczonym miejscu. Otaczają ich wyłącznie lasy, a przed nimi roztacza się piękne jezioro. Jednak idyllę zakłóca grupa nastolatków, przeszkadzając im zbyt głośną muzyką i nieupilnowanym psem. Dopiero dokonana przez nich kradzież auta Steve’a wywołuje niebezpieczną konfrontację, w wyniku której ukochana para ucieka okrutnym wyrostkom, rozpoczynając walkę o przetrwanie.

Początkowa scena zostaje skupiona na grupie niewinnych dzieci będących pod opieką Jenny. Jest ona istotna, ponieważ obrazuje stereotypowe postrzeganie dziecka – było aniołkiem, gdy miało kilka lat i takowym pozostanie, kiedy będzie starsze. Dalsza fabuła, bez dawania widzowi nawet najmniejszych złudzeń, konfrontuje nas ze wspomnianym przeświadczeniem.

KELLY REILLY, MICHAEL FASSBENDER

Niewątpliwie Eden Lake zaszokuje niejedną osobę. Liczne sceny w produkcji, odpowiadające survival horrorowi z elementami – uzasadnionego – nurtu gore, często autentycznie wywołują taki stan. Niejednokrotnie bywa to zasługą znakomitego ujęcia kamery. Dla przykładu, widzimy ogromną agresję, gdy jedna z postaci sadystycznie kopie leżącego na ziemi kolegę, bowiem obserwujemy tę sytuację przede wszystkim z nietypowej perspektywy bitego chłopaka.

Dzięki przesiąknięciu przemocą dzieło Watkinsa wysyła silny przekaz, zarazem udzielając odpowiedzi na pytanie o przyczynę problemu. Winę ponoszą niedojrzali, stosujący przemoc fizyczną i psychiczną wobec swych pociech, rodzice – truizm, ale przecież wielokrotnie zapominany. To tylko dzieci – mówi pełna ignorancji matka jednego z młodocianych zwyrodnialców. Jednakże widz zna prawdę, mając w pamięci koszmar, jaki zgotowały one Jenny i Steve'owi.

Piotr Burakowski
27 lipca 2011 - 22:43