Po drugiej stronie króliczej nory - Kati - 8 września 2011

Po drugiej stronie króliczej nory

Polska staje się potęgą. Nie dzięki gazowi łupkowemu czy reformom gospodarczym, ale dzięki czemuś zdecydowanie mniej pospolitemu: magii. To w Polsce są „rabbithole” prowadzące do magicznego świata, skąd są sprowadzane niezwykłe przedmioty i istoty. To z Polską należy się liczyć, to polskiego należy się uczyć, a nie angielskiego czy chińskiego – już nie jesteśmy biednym krajem położonym nie wiadomo gdzie. Tak w skrócie wygląda świat przedstawiony w zbiorze opowiadań „Królikarnia” Macieja Guzka.


Magiczna rewolucja przyniosła dobrobyt, ale i problemy: Kościół ściera się z kultem Bogini, przestępcy znaleźli sobie nowe pole do działania – spełniony sen o potędze nie zmienił mentalności co poniektórych – polskie cwaniactwo ma się dobrze, przemyt nielicencjonowanych artefaktów kwitnie. Porządku pilnuje tytułowa Królikarnia - tajna jednostka wojskowa, złożona z nietypowych osobników, m.in. złodziei samochodów i wyciągniętego z piekła maga.


W „Królikarni” jest prawie wszystko, czego można wymagać od dobrej lektury: niezły warsztat, sporo dobrych pomysłów i mrugnięć do czytelnika (odkrywanie nawiązań do popkultury to niezła zabawa), wciągająca akcja, szczypta humoru, ale i poważniejsze akcenty. Jednak większość opowiadań pozostawia niedosyt. Kończą się w momencie, w którym powinno nastąpić trzęsienie ziemi. Jako że wszystkie są w pewien sposób powiązane, liczyłam, że historie z jednych znajdą jakieś rozwinięcie w następnych i te mało efektowne zakończenia okażą się tylko wstępem do ciekawszego rozwinięcia. A tu niestety nic z tego. Mam wrażenie, jakby autorowi zabrakło odwagi do mocniejszego uderzenia.
Poziom opowiadań, jak to w zbiorach często bywa, jest nierówny: obok zabawnej „Królikarni”, poważnej „Koncesji” (obydwa opowiadania były kiedyś publikowane w Nowej Fantastyce i to one zachęciły mnie do sięgnięcia po cały zbiór) czy świetnie wprowadzającego w całą historię „A wy nie chcecie uciekać stąd?” są też przewidywalne i zbyt „romansidłowate” jak na mój gust „Skarby” i „Reorientacje” o zbyt łatwo czytelnej intrydze. Jest też sporo nawiązań do bieżących wydarzeń – z jednej strony takie nawiązania bawią, a z drugiej obawiam się, że nie przetrwają próby czasu.
Ogólnie nieźle, ale bez rewelacji – jest potencjał, ale niestety nie do końca wykorzystany.  Mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej. Plus dla wydawnictwa za ładną okładkę.

Kati
8 września 2011 - 22:49