google.com - Google European Headquarters przez dziurkę od klucza - Soulcatcher - 28 września 2011

google.com - Google European Headquarters przez dziurkę od klucza

W ostatni weekend miałem okazję zwiedzać biura Google European Headquarters czyli Europejskiej Centrali Google przy Barrow Street w pięknym mieście Dublin. Przyznam że była to bardzo ciekawa i pouczająca wycieczka.

W Google miałem okazję spędzić cały dzień i nie ukrywam że wizyta ta była dużą przyjemnością. Nie mogę niestety opisać celu mojej wizyty, jej przebiegu ani zaprezentować wam zbyt wielu zdjęć gdyż praktycznie w całości budynków obowiązuje zakaz fotografowania, może nawet nie powinienem o tym pisać wcale ale rozrywa mnie ochota podzielenia się z wami wrażeniami z wizyty w jednej z największych i najnowocześniejszych firm na świecie.

Piękne papierowe dekoracje dodają lekkości industrialnym budynkom ze szkła i metalu.

Wizualnie siedziba Google raczej odstaje od ogólnego standardu panującego w Dublinie. Irlandia to z jednej strony niesamowicie piękny kraj, pełen urokliwych zabytków i naprawdę bardzo miłych (zadziwiająco bardzo) podobnych do polaków ludzi a z drugiej to jednak małe zaledwie 4 milionowe państwo z niestety dosyć zaściankową prezencją. Budynki Google są natomiast żywcem przeniesione z industrialnego folderu reklamowego o sukcesie w biznesie i stojąc w każdym miejscu na świecie mówią jedno, tu dzieje się coś ważnego.

Pytanie: Który budynek to budynek Google? Odpowiedź jest prosta: Wszystkie.

Stołówka. Zacznę gdzieś od środka, ale to rzecz która chyba rozbawiła mnie najbardziej. Podczas przerwy w oficjalnym spotkaniu zostaliśmy uraczeni smacznie wyglądającymi kanapkami i napojami. Zapoznana przeze mnie wcześniej (zresztą niesamowicie miła) pracownica Google przyglądając się mojej konsumpcji ze słabo skrywanym niesmakiem poinformowała mnie że ona tego jeść nie będzie i pociągnęła mnie długimi korytarzami do podziemi sąsiedniego budynku do stołówki dla pracowników. Przyznam że nie widziałem nigdy tak wypasionego miejsca konsumpcji. Samo pomieszczenie to stołówka jak stołówka, dużo ludzi, wąskie przejścia między stolikami i plastikowe sztućce, ale za to jadłospis. Kilka osobnych kolejek do "parków tematycznych" od japońskiego sushi, poprzez dania jarskie, sałatki, wyjeżdżające z pieca pizze, włoskie makarony, jakieś nieokreślone dania hinduskie po swojskie mięso z ziemniakami. Bez wielkiej wykwintności, ale obfitość wielka. Nawet kompot (taki  gotowany z owoców) był :). Jak dla mnie takie miejsce do jedzenia to wielki plus. Oczywiści e wszystko gratis i w dowolnej ilości.

Ludzie. Skarbem Googla są niewątpliwie jego ludzie. Gdyby budować profil "społeczeństwa" Google a przynajmniej tej części którą widziałem, to muszę przyznać z zazdrością że średni google-człowiek jest młody, wysportowany, piękny, w okularach, szczupły, dobrze choć niezbyt elegancko ubrany, uśmiechnięty, szybko się ruszający, nie podnoszący głosu, inteligentny i pełen kompetencji. Zawsze myślałem że taki obraz to reklamowy kit ale zapewniam was że tak jest w rzeczywistości. Zastanawiam się jak oni to robią? Może jak w Sparcie zrzucają grubych i łysych ze szczytu tych wieżowców? A tak na serio odniosłem wrażenie że to bardzo mili ludzie, a przynajmniej za takich chcą uchodzić. Pełna poprawność polityczna. Rozmawiałem również z dwoma "szychami" i tu uczucia mam mieszane. Pani Niemka, pełen szefostwa profesjonalny lód (ale trzymała maskę - kocham wszystkich ludzi ), za to gościnnie przebywający guru z siedziby G w Kalifornii, Amerykanin pełen charyzmy, uścisków i poklepywania był taki super że prawie poprosiłem go aby mnie adoptował. No i to niepowtarzalne uczucie ściskać dłoń facetowi który nagrywa filmy instruktarzowe dla google na youtube.

Profesjonalizm. Jak o ludziach, to nie da się uniknąć pytań "Czy i ja mógł bym tam pracować?" I "Jak to zrobić aby pracować w Google?". Mogę powiedzieć tylko to co zobaczyłem przez jedne dzień i mogę wyrażać się tylko o ludziach z którymi rozmawiałem lub których słuchałem. Pracownicy centrali Googla nie są z pewnością średnikami, w swoich krajach byli zapewne wyjątkowo uzdolnieni i niesamowicie pracowici. Większość osób z którymi rozmawiałem poza swoim ojczystym językiem mówiło całkowicie płynnie po Angielsku i bardzo dobrze w co najmniej jeszcze jednym języku europejskim. Naprawdę niesamowite miejsce z niesamowitym zagęszczeniem mądrych ludzi.   Dziewczyna z którą miałem przyjemność zjeść obiad w stołówce pracowała w swoim rodzimym kraju w jakiejś strasznie poważnej firmie, skąd trafiła do narodowego oddziału Google, tam jako osoba wyróżniająca się została oddelegowana do Irlandii. Co niestety łączyło się z kilkuletnią emigracją. Teraz wspinając się po szczeblach kariery jedzie gdzieś dalej w świat szukać i szkolić kolejnych google-manów. Polacy są najwyraźniej całkiem nieźli na tle innych nacji bo ku memu nie do końca uzasadnionemu zaskoczeniu Polaków w Google w Dublinie jest całkiem sporo...

Kobiety... a właściwie nie tyle Polaków co Polek. Ogólnie mam wrażenie że w Google pracuje więcej kobiet niż mężczyzn. (?!?) Windy i korytarze są pełne pięknych, młodych okularnic szczebioczących słodko w różnych językach. Co ważniejsze one wiedzą o czym mówią. Prawie powaliła mnie na ziemię sytuacja gdy jedna z naszych miłych rozmówczyń (wyglądająca raczej jak hostessa) płynnie przechodząc między językami angielskim, niemieckim i francuskim tłumaczyła niesfornej parze "specjalistów" Francuz + Niemiec skomplikowane niuanse "dynamicznej alokacji jednostek liniowych". Przez chwilę poczułem się jak woźny przysłuchujący się rozmowie profesorów. Kobiety Google Europe potrafią wprowadzić w zakłopotanie, całe szczęście potrafią się też uśmiechnąć i wytłumaczyć ponownie :). A jak juz jesteśmy przy woźnych to ...

Świat ludzi ometkowanych :)

Ochrona ... jak zapewne domyślacie się że budynki Google są zamknięte dla świata zewnętrznego. Porządku pilnują, nie jak u nas emeryci i stare dziadki lecz młode, krótko ostrzyżone, nabite mięśniami, rumiane Irlandzkie chłopaki. I wcale się nie uśmiechają :). Po budynku można się poruszać tylko z identyfikatorem   i w towarzystwie pracownika Google. Zobaczyłem strach w oczach gospodarzy gdy beztrosko przyznałem że chyba zgubiłem gdzieś przypinaną plakietkę. Zostałem natychmiast ometkowany samoprzylepnym papierem z nadrukiem i skomentowany "teraz nie spadnie ". Urocze, witamy w korporacji :). Nowy identyfikator i miła rozmówczyni dały mi natomiast możliwość zwiedzenia zamkniętych normalnie dla gości pięter biurowych.

Biura są po prostu bardzo fajne. Myślę że nie spodziewaliście się niczego innego. Z moich obliczeń wynika że na pojedynczego pracownika przypada mniej więcej 20 metrów kwadratowych przestrzeni, w tym wielkie biurko jakiego nie powstydziłby się w Polsce prezes, wspaniałe wygodne krzesło, doskonałej jakoś sprzęt komputerowy i wszystko czego zamarzysz. Wyobraźcie sobie uzupełniane przez obsługę lodówki stojące na korytarza z których bierzecie sobie po prostu za free colę, sok, wodę co chcecie, a kącik kuchenny, gdzie można napić się kawy wygląda jak kawiarnia z wygodnymi fotelami barowymi. Przestrzenie mają naprawdę wielkie, który to efekt potęgowały szklane ściany zewnętrzne z widokiem na morze lub miasto z perspektywy nastego piętra.

Jestem "Big G Dominator" - widok z okna

Oczywiście nie ma róży bez kolców. Ja już trochę ludzi w życiu widziałem i szczególnie w piątkowe popołudnie siedzący za biurkami, mijani przeze mnie ludzie wyglądali trochę na uwięzionych w złotej klatce. No cóż mają podpisane swoje cyrografy ale mamona pewnie im nieźle za to pieniędzmi sypie, więc życzę im jak najlepiej. I wam też jak wam się uda, ja podołacie, jak to wytrzymacie niech i wam się taka praca trafi. Ja tym czasem wracam do Krakowa wiosłować na moją galerę gdzie już niedługo skończymy nowego pięknego GOLa.

Soulcatcher
28 września 2011 - 00:17