A gdybyś miał własnoręcznie wbijać ostrze w Assassin’s Creed XXVII? - Cayack - 26 listopada 2011

A gdybyś miał własnoręcznie wbijać ostrze w Assassin’s Creed XXVII?

Wyobraźmy sobie świat przyszłości. Technologia, która przecież rozwija się wykładniczo, w niebywały sposób poszła do przodu. Technologia, która to jest wykorzystywana oczywiście także przy tworzeniu gier komputerowych. Nie zasiadamy już przed ekranem monitora/telewizora, z myszką/padem w ręku. Wchodzimy w wirtualny świat, który jest wszędzie wokół nas. Czujemy krople spadającego deszczu, wiatr we włosach, ziemię pod stopami i dotyk NPCów. Wszystko pięknie, ale do czasu…

Nie będzie problemu przy grach pokroju dzisiejszych Kinectimals, czy nawet Minecrafta. Głaszczemy zwierzątko, karmimy, uczymy sztuczek, albo kawałek po kawałku kształtujemy własną przestrzeń. Co jednak, gdy przyjdzie odbiorcom grać w futurystyczny odpowiednik Assassin’s Creed, czy Hitmana? Odpowiednio podrasowani śmigamy przez wirtualną rzeczywistość. Zbliżamy się do celu i wykonujemy egzekucję. Czujemy, jak ostrze wbija się w ciało, a z przebitej przed momentem aorty tryska gęsta, ciemnoczerwona posoka. Zabijamy postać generowaną przez przyszły sprzęt do grania, która jednak niczym nie różni się od prawdziwej osoby, poza tym, że nie istnieje. Wrażenie zabijania jest jednak jak najbardziej prawdziwe. Czy tak daleko można się posunąć? Gdzie będzie położona granica moralności, bo nie ulega wątpliwości, że w zupełnie innym miejscu niż dzisiaj. O ile będzie istniało takie słowo jak „moralność”. Kto wie, może to będzie mrzonka.

Może być tak, że w świecie, w którym będą żyć nasze wnuki, nie będzie już żadnych granic. Taki wniosek nie jest bezzasadny. Moralność i granice dobrego smaku rozwijają się odwrotnie proporcjonalne do progresu technologii. Może niekoniecznie jedno musi wynikać z drugiego, ale te procesy przebiegają równolegle. Nie będę się rozwodzić na temat postępu technologicznego, każdy może sobie przypomnieć moc obliczeniową komputerów sprzed 10 lat, czy tym bardziej tych wcześniejszych. A co do obyczajów? Wystarczy spojrzeć na teledyski dzisiaj, i te 30 lat temu. Albo stroje i makijaż 13 letnich uczennic. Dziś jest coraz mniej rzeczy, których nie „wypada” (nie znoszę tego zwrotu) robić, które mogą szokować lub zniesmaczać. I proces ten będzie się pogłębiał.

Biorąc pod uwagę te dwa zjawiska – dynamicznie rozwijającą się technologię, oraz przesuwanie granic dobrego smaku - wizja którą roztoczyłem na początku nie wydaje się być taka niemożliwa. Być może faktycznie będziemy zabijać generowane komputerowe postaci, i jakkolwiek realistyczne by to nie było, nikogo nie będzie szokować. Na dziś dzień taki obrót sprawy wydaje mi się jednak przerażający.

Deweloperzy starają się jak najbardziej upodobnić swoje dzieła do rzeczywistości. To się chwali, pytanie tylko, gdzie powinna być granica, znak stopu w dalszym podążaniu w tym kierunku. Co innego anihilować wrogów w dzisiejszych wersjach Grand Theft Auto, co innego poczuć jak to naprawdę jest, o ile będzie to możliwe w przyszłości. Wyobraźcie sobie działania „przeciwników” branży, którzy dziś odpowiedzialność za niektórą agresję zrzucają na karb gier komputerowych. Tylko, że wtedy będą mogli mieć rację. Ryzyko pomieszania świadomości to inne zagrożenie i temat na jeszcze inną dyskusję.

Jak uważacie, czy taki rozwój technologii jest możliwy? A jeśli tak, to czy powinno się do tego dopuścić? Jak daleko deweloperzy mogą się posunąć w upodabnianiu gier do rzeczywistości? Co z moralnością i czy będzie jeszcze na nią miejsce? Oczywiście wszystko jest dla ludzi i w odpowiedniej formie nie musi być szkodliwe. Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się jednak, że przy powyższych założeniach świat stanie się smutnym miejscem.

Cayack
26 listopada 2011 - 19:43