Kraken - Kati - 17 lutego 2012

Kraken

„Kraken” leżał sobie na stercie książek do przeczytania i wyciągał macki. Macki są fajne. Tak miło się kojarzą z Cthulhu. Do tego miasto – temat, w którym China Miéville jest mistrzem. Tym razem rzecz dzieje się w Londynie, a nie w wymyślonej metropolii. Zobaczmy, co wyszło z takiego połączenia.

Z londyńskiego muzeum ginie wypchana kałamarnica olbrzymia. Chociaż jest to najciekawszy eksponat, trudno jest sobie wyobrazić, kto i po co mógłby ukraść coś takiego. Billy Harrow, kustosz w rzeczonym muzeum, zostaje wplątany w poszukiwania, które zaprowadzą go do innego, magicznego Londynu. Billy odkrywa, że nadciąga apokalipsa i zaginiony głowonóg ma z nią dużo wspólnego. Jakby tego było mało najróżniejsze (i naprawdę dziwaczne) religie toczą ze sobą otwartą wojnę, a dwóch budzących powszechne przerażenie morderców interesuje się całą sprawą.
Poszczególne pomysły są ciekawe – z większości z nich można by spokojnie stworzyć opowiadanie albo nawet kolejną powieść. Z jednej strony dobrze to świadczy o autorze, ale z drugiej fabuła mocno na tym ucierpiała, ponieważ tych pomysłów jest tak dużo, że łatwo zgubić główny wątek, a liczne zwroty akcji jeszcze bardziej zaciemniają obraz. Nie brakuje interesujących postaci, są tu: wróżący z trzewi miasta londynmanci, kultyści, naziści chaosu, złowieszczy Tatuaż (taki prawdziwy, umieszczony na ciele jakiegoś nieszczęśnika) kierujący przestępczym podziemiem, kolekcjonerzy wyznań, ale wszystkie giną przytłoczone chaosem. Niestety nadmiar szkodzi, a drobne smaczki nie ukryją braków fabularnych. Na dodatek wszystkie wstawki humorystyczne (a przynajmniej wydaje mi się, że takimi miały być), nie bawią.
Motyw miasta w mieście był już eksploatowany do bólu i nawet Miéville, specjalista od oryginalności, nie zdołał ku mojemu rozczarowaniu wykrzesać tu niczego nowego. Zdecydowanie lepiej wychodzi mu tworzenie zupełnie własnych, niezwykłych miast. Niestety Londyn nie dorasta do pięt Nowemu Crobuzon.
Im bliżej było końca, tym bardziej się nudziłam, a finał nadszedł cichcem i bez fajerwerków. Frustrowałam się podczas lektury, bo znając inne powieści tego autora („Dworzec Perdido”, „Blizna”, „Miasto i miasto”), wiedziałam, że mogło być dużo lepiej. Dużo sobie obiecywałam po tej powieści i niestety się zawiodłam. Przeciętne urban fantasy z nienadzwyczajnym wątkiem kryminalnym.

Kati
17 lutego 2012 - 21:44