Kac Wawa - trójwymiarowy LOL - eJay - 5 marca 2012

Kac Wawa - trójwymiarowy LOL

Łeb pęka, w ustach czuć „saharę”, ciało jest obolałe i zwiotczałe, a każda osoba przechodząca obok wydaje się maksymalnie irytująca. Znacie to uczcie? To jest kac. Ale nie zdziwię się, gdy podobne dolegliwości będą wam doskwierać po seansie Kac Wawy. O ile oczywiście wybierzecie się na ten film do kina, do czego nie zachęcam. Muszę twórcom tego gniota jednak pogratulować. Dawno nie widziałem równie beznadziejnego kupsztala, wliczając w to wysokobudżetowe masówki, offowe eksperymenty czy filmy tak złe, że aż dobre. Jeżeli mielibyśmy się czymś chwalić dla beki na Zachodzie, to od dzisiaj już możemy to robić – gorszego syfu nawet w stajni Asylum nie da się znaleźć.

Pierwszym zwiastunem katastrofy była reakcja dziewczyny na kasie kina, która po usłyszeniu zamówienia wysłała w moją stronę delikatnego banana, jakby chciała po cichu powiedzieć „ale frajer!”. Ten frajer jednak wiedział na co idzie i że znowu ujrzy Karolaka z Szycem zataczających się po spożyciu trunków. Sęk w tym, że Kac Wawa przebiła wszystkie moje wyobrażenia. Miała być żenada, a wyszła żenuła. Miało być nieśmiesznie, a było strasznie (nie mylić z horrorem). Istna mordęga, na dodatek w przęciętnie wykorzystanym trójwymiarze.

Głównym powodem tak mocnego stężenia kretynizmu w 90 minutach jest osoba Łukasza Karwowskiego, który ubzdurał sobie, że Polskę stać na własną wersję Hangovera. Facet absolutnie nie zrozumiał nawet tak banalnej i sprawdzonej filozofii jaką wykorzystał Todd Phillips. Mam wrażenie, że Karwowski nawet nie oglądał amerykańskiego oryginału, a swój koszmarek zmajstrował na bazie zwiastuna. Co mieliśmy w Vegas? Przygodę, alkohol, zwariowanych bo różnych bohaterów, przyjaźń, braterstwo. Hangover był filmem rubasznym, imprezowym, hałaśliwym, ale chodziło w nim głównie o męską sztamę i solidarność plemników w krytycznych sytuacjach. Kac Wawa sprowadza się wyłącznie do dżumprezowania, ćpania, zamawiania dziwek i odlewania się pod palmą na rondzie de Gaulle'a (jedna z najgorszych i zburaczonych scen jakie kiedykolwiek widziałem). O kumpelskich drakach nie ma mowy, gdyż grupa głównych bohaterów nazywająca siebie przyjaciółmi przy pierwszych lepszych baletach zaczyna na siebie zlewać. Każdy zdaje się żyć w swoim świecie i grać we własnej lidze przypału.

Film Karwowskiego przypomina freestyle'owy wypad do stolicy z misją nakręcenia nocnego szaleństwa. Fabuły nie ma w tym za grosz (a pod scenariuszem podpisały się aż 3 osoby – LOL!), do historii wpadają jakieś tymczasowe klauny (w tym udający Włocha Bułgar grany przez Karolaka – LOL!) oraz autorytet wśród gimnazjalistów, czyli Misiek Koterski, który przy wizycie w burdelu wyciąga z dżinsów kalkulator (LOL!) i oblicza limit czasowy stosunku z prostytutką za 140 złotych. Dodajmy do tego absurdalne dialogi wyciągnięte z najgorszych sucharów lat 90-tych oraz przeszarżowane role Szyca, Gąsiorowskiej i Pawlickiego – nie sądziłem, że w trakcie seansu najdzie mnie ochota aby komuś z tej trójki przypierdolić. Zresztą nikt z ekipy nie wysilił się, aby jego bohater był w miarę strawny w odbiorze. Przykładem (jednym z wielu) jest Milowicz aka Bonawentura nakreślony przez scenarzystów jako „kolega z wojska”. Tyko, że nic z tego absolutnie nie wynika, a jedyną cechą militarną u tego faceta jest....nieśmiertelnik pod kraciastą koszulką (LOL!). Równie dobrze mógłby być tramwajarzem, hydraulikiem, strażakiem lub kelnerem. Who gives a fuck?

Zabawnie (w złym tego słowa znaczeniu) jest również na polu realizacyjnym. Warszawa jest raczej dużym, europejskim miastem z mnóstwem ciekawych miejscówek. Twórcy poskąpili nam jednak widoczków i akcję zamknęli w domach publicznych i dyskotekach, gdzie w oczy walą tysiące barw. To niewątpliwy sukces skadrować tak stolicę, aby wydała nam się drugim Wołominem lub Łomiankami. Aby jednak widz nie czuł się jak na jakimś wypizgowie reżyser regularnie funduje ujęcia Pałacu Kultury i Nauki. Megakreatywność, nie ma co.

Tylko Polska mogła wyprodukować taki filmowy stolec. Nie neguję oczywiście dokonań Smarzowskiego czy Holland z ostatnich miesięcy, aczkolwiek oni funkcjonują od dawna na innych częstotliwościach. Nasz krajowy mainstream zalewany jest niestety przez zakalce pokroju Kac Wawy. Za taką chujnię Karwowski wraz ze scenarzystami i obsadą powinien zostać umieszczony w kamieniołomach na 10 lat bez możliwości warunkowego zwolnienia. Może wówczas dotarłoby do nich, że filmy rozrywkowe to też sztuka i zwykłe partactwo nie jest mile widziane. Na sam koniec wisienka na torcie, czyli dialogowy kwiat między Zbrojewiczem, a Koterskim.

Koterski: Ile kosztuje dama do towarzystwa na godzinę?
Zbrojewicz: 500.
Koterski: Ile?
Zbrojewicz: 600.
Koterski: Przed chwilą było 500.
Zbrojewicz: Płacisz 600 albo wypierdalasz.
Koterski: To ja wypierdalam.

 I za takie coś lud ma niby płacić 25 złotych? Za jakie grzechy?

OCENA -100/10

eJay
5 marca 2012 - 14:52