Snajper # samotny myśliwy - barth89 - 29 marca 2012

Snajper # samotny myśliwy

W poprzedniej części opowieści z cyklu Snajper pisałem o losach młodego snajpera, który postanowił zarobić na życie... likwidując cele. Kilka razy ledwo uszedł z życiem, kilka razy to on był celem, a ostatecznie postanowił porzucić ten "zawód" i uciec z Afryki, w której wykonywał zlecenia. Dziś z Afryki przenosimy się do Czeczenii, gdzie pojedynek dwóch snajperów rozstrzygnął pocisk znacznie większego kalibru...

Obie wojny w Czeczenii były rajem dla strzelców wyborowych (w złym tego słowa znaczeniu) - przede wszystkim mowa tu o pierwszej wojnie, kiedy to straty Rosjan od ognia snajperów przekraczały 25% (!) wszystkich strat bezpowrotnych. Jeden z odcinków był szczególnie niebezpieczny - pojawił się tam wyjątkowo uzdolniony snajper. Batalion zmechanizowany Rosjan pierwszego dnia stracił tam trzech oficerów i całą obsługę moździerza. Sześć doświadczonych w boju osób. Wszyscy zostali trafieni w głowę. W kolejnych dniach straty powiększały się i ostatecznie doszło do sytuacji, w której kompaniami dowodzili chorążowie czy sierżanci. Ogień prowadzony był z bardzo dużego dystansu i rosyjscy strzelcy wyborowi nie byli w stanie podjąć walki z samotnym snajperem. Sytuacja musiała się zmienić, kiedy po stratach sięgających czterdziestu żołnierzy przyszedł czas na zastępcę dowódcy.

Kombat wypożyczył najlepszego snajpera z brygady. Żołnierze nazywali go "Materyj snajper" (urodzony snajper). Było w tym sporo racji, bo ten strzelec z przeszło dwudziestoletnim starzem z SWD trafiał w łuskę ze 150 m. Do tego strzelał perfekcyjnie z każdej pozycji - stojąc, klęcząc i siedząc. Doświadczenie przejawiało się też jego metodyką - obejrzał ciała poległych i wykonał szkice przypuszczalnych kątów strzelania, a także przepytał wszystkich rannych, w tym dwóch innych strzelców wyborowych, którzy przegrali walkę z Czeczenem. Jednemu z nich pierwszym strzałem rozbił peryskop. Stary snajper ostatecznie doszedł do wniosku, że przeciwnik oddaje maksymalnie dwa strzały z jednego stanowiska, a następnie zmienia je. Stwierdził również, że lubi strzelać z góry, co oznaczało, że najprawdopodobniej wybiera pozycje na górnych piętrach budynków. Ranni nie zauważyli błysków strzałów, więc prowadzi ogień z głębi pomieszczeń. Często strzela też razem z rosyjską artylerią, więc huk wystrzałów zostaje zagłuszony. Co więcej - pracuje sam, a nie jest to częste, bowiem czeczeńscy snajperzy najczęściej poruszali się wraz z grupą ubezpieczającą albo chociaż z jednym erkaemistą, który zazwyczaj zabezpieczał tyły i strzegł dróg odwrotu. Wniosek? Przeciwnik jest myśliwym, wolnym strzelcem, którego koledzy darzą tak wielkim zaufaniem, iż pozwalają mu polować gdzie, kiedy i jak chce.

"Materyj snajper" przygotowywał się dwa dni. Wreszcie, wraz ze swoim obserwatorem, wyszli nocą na pozycje. Przeciwnik nie pracował cały dzień, więc tym trudniej było go wyczuć. Jednak po wieczór oddał jeden, skuteczny strzał - trafił kierowcę ciężarówki w bark. Stary snajper jednak nie namierzył  wroga. Następnego dnia Czeczen otworzył ogień wczesnym świtem. Tym razem ofiarą śmiertelnego postrzału był dowódca drużyny. Obserwatorowi udało się zlokalizować przypuszczalne stanowisko snajpera w ruinach małego domku, więc Rosjanin otworzył ogień z SWD. Natychmiast dostał solidne wsparcie i baterię moździerzy kal. 120 mm. W cel trafił trzeci pocisk. Kolejne rozniosły ruiny w pył. Para snajperów wróciła do bazy.

Stary snajper w rozmowie z dowódcą batalionu powiedział: "To nie jest typowy snajper. To prawdziwy wilk. Nie chciałbym go spotkać". Jaka była odległość z jakiej strzelał wróg? 1100 m, a jest to odległość zdecydowanie poza zasięgiem SWD. "Materyj snajper" powiedział: "Dla mnie szansa, że trafię dobrze z tej odległości jest za mała, żeby ryzykować wykrycie stanowiska. On dobrze wiedział, że trafi - dlatego strzelał". Major stwierdził: "Wszystko jedno, trafiłeś go". Na to stary: "Pewny nie jestem. Zwłok ani broni nie szukałem, ale po moich strzałach miał trochę czasu na ucieczkę. Moździerze nakryły stanowisko po kilkunastu sekundach, a zawodowiec zdążyłby zwiać. Rano znów wyjdę na pozycję i popatrzę"

Jak powiedział, tak zrobił. Doświadczony snajper z obserwatorem znów zaczaił się na Czeczena. Żołnierze nie byli już tak czujni jak wcześniej, odbywając jawnie nawet poranną toaletę. Tymczasem Czeczen nie zginął w ruinach. Mógł strzelać do żołnierzy, ale to już go nie bawiło. Postanowił zapolować na snajperską parę.

Późnym wieczorem stary snajper i obserwator pełzli milimetr po milimetrze, by wrócić do swoich. Padł wówczas jeden strzał. Wystarczył. Obserwator nie wrócił do obozu. Pocisk trafił go w tył głowy i roztrzaskał cały przód czaszki. W bazie zapanowała panika i strach paraliżował wszystkich. "Materyj snajper" udał się wieczorem po ciało swojego kolegi, bowiem wcześniej zabrał tylko jego broń. Nie przypuszczał jednak, że Czeczen także odwiedzi to miejsce. Najwidoczniej myśliwy przyszedł obejrzeć swoje "trofeum" i zabrać co nieco. Wziął lornetkę, dokumenty i opatrunki osobiste. Co ciekawe, nie zabrał amunicji. Stary snajper stwierdził, że z tej wojny wróci tylko jeden z nich. Umówił się też z dowódcą, że kiedy wypatrzy wroga, wskaże cel pociskami smugowymi, a działka z BWP i moździerze kal. 120 mm mają być w gotowości. Dowódca najwyraźniej stwierdził, że to za mało i ściągnął jeszcze na miejsce baterię dział samobieżnych 122 mm...

Przez cztery kolejne dni stary badał zwyczaje przeciwnika, który nie dał się nabrać na realistyczne kukły z żarzącymi się papierosami i małe fragmenty lusterka, imitujące celownik optyczny. Gdy wydawało mu się, że czeczeński snajper zmienił pozycję, celny pocisk musnął jego hełm. Strzał musiał paść z odległości ponad 1300 m. Rosyjski snajper nie miał szans na udany strzał ze swoim SWD. Ba, nie potrafił nawet zlokalizować pozycji wroga. Udało mu się jednak wskazać pociskami smugowymi jego przypuszczalną pozycję - pociski armatnie ryły teren, jednak nie przyniosło to żadnego skutku. Ostatecznie Rosjanin postanowił zmęczyć Czeczena i zmusić go do skrócenia odległości strzelania, albo do zmiany odcinka. "Materyj snajper" nie wracał już do bazy, a każdy strzał Czeczena wywoływał natychmiastową reakcję jego lub artylerii. Ta taktyka odniosła wyraźny skutek, gdyż przeciwnik strzelał rzadziej i znikał zaraz po oddaniu strzału. Wreszcie doszło do tego, że na innymi odcinku (oddalonym o kilka kilometrów) straty zaczęły gwałtownie rosnąć. Stary wiedział czyja to robota. Zginęło już dziesięciu żołnierzy, w tym dwóch snajperów.

Po kilku dniach poszukiwań Rosjanin zlokalizował wreszcie stanowisko wroga. Oczywiście znajdowało się ono bardzo daleko, na pierwszym piętrze rozbitego budynku. Przez radio wezwał wsparcie artylerii i patrzył jak kilka salw haubic kal. 152 mm dosłownie rozniosło budynek w perzynę. Stary snajper tym razem był już pewien...

W ruinach domu znalazł zmasakrowane zwłoki około czterdziestoletniego mężczyzny ze sportowym, jednostrzałowym karabinem REKORD 2 z celownikiem firmy Leupold. Był to karabin, który przeznaczony był do strzelania w konkurencji 300 m. W kieszeni poległego znajdowały się książeczki wojskowe wielu rosyjskich żołnierzy, w tym poległego obserwatora. Twarz zabitego snajpera wydawała się rosyjskiemu strzelcowi wyborowem znajoma - prawdopodobnie spotkali się kiedyś na zawodach sportowych.


Kolejnej opowieści snajperskiej wyczekujcie niebawem, a tymczasem zachęcam do zapoznania się z poprzednim artykułem:

Snajper # nielegalne łowy

Snajper # zdolny samouk

Snajper # gra vs rzeczywistość

barth89
29 marca 2012 - 18:12