Finał w 3D - telewizja publiczna stawia kroki w nowej technologii. - eJay - 2 lipca 2012

Finał w 3D - telewizja publiczna stawia kroki w nowej technologii.

Telewizja Polska po długich zakusach wreszcie uruchomiła sportową transmisję nadawaną w trójwymiarze. Trafiło na finał Hiszpania – Włochy, więc debiut musiał wypaść co najmniej dobrze, ale jak to z pierwszym razem bywa – nie obyło się bez eksperymentowania i błędów. Tak czy siak warto pochwalić to wydarzenie i liczę na przekazy 3D z Londynu, bo będzie co oglądać.

Mecz oglądałem na 42-calowym telewizorze LED, który wspiera pasywne 3D. Nazwy producenta nie wymieniam, bo mi nie zapłacono, natomiast mocno upraszczając – pasywny trójwymiar ma to do siebie, że nie męczy oczu i nie kręci w głowie, a przynajmniej nie robi tego tak jak aktywne okulary 3D rozdawane w kinach czy modele telewizorów z funkcją 3D sprzed 2-3 lat. Nie będę wgłębiał się w szczegóły, konstruktorem pudła zwanego odbiornikiem RTV nie jestem.

Warto jednak odnotować, że trzy de odbierane przez widza w kinie mocno różni się od trzy de nadawanego na żywo, gdyż filmy mają starannie wykonaną konwersję, nad którą pracował sztab ludzi klatka po klatce. Jeśli do zgrywania materiału użyto specjalnych kamer to mamy prostą konkluzję – to precyzyjnie przygotowany produkt bez zniekształceń oraz nierównych kadrów. Transmisja sportowa to zupełnie coś innego. Mnóstwo spontanicznych ujęć, dynamiczny ruch, szybkie zbliżenia i oddalenia. Operatorzy jak również sama reżyserka muszą dbać, aby obraz był płynny, klarowny, wyregulowany do porządnego poziomu stereoskopii. Przy sporej przypadkowości wliczonej w każdy sport jest to piekielnie trudne zadanie.

Piszę o tym, gdyż pierwsze 10 minut transmisji meczu było pokazem, jak 3D potrafi być lipne. W tym okresie na boisku pojawiały się „duszki”, piłka rozdwajała się (zaznaczam - nic nie piłem!), sylwetki piłkarzy były poszarpane, nachodziły na siebie, a szerokie kadry na trybuny mógłbym nazwać wielką paćką udającą kibiców. Nauczony doświadczeniem jeszcze przed meczem przekazałem bratu moje obawy, że „publiczna na pewno coś skopie”. I nie myliłem się. Nie pomagały ręczne regulacje sprzętu – obraz w dalszym ciągu nie należał do najlepszych. Na szczęście po wspomnianych 10 minutach transmisja na chwilę się urwała i po kilku sekundach wróciła w znacznie lepszej formie i jakości 3D. Od tamtej pory mogłem się już skupić wyłącznie na wydarzeniach boiskowych.

Oczywistym jest, że transmisja w nowej technologii niesie za sobą spore zmiany w stylu realizacji. Mecz Hiszpanów z Włochami był napakowany wieloma ujęciami przy linii bocznej, nawet gdy Xavi i spółka klepali sobie piłkę w środku pola. Wszystko po to, aby kamera mogła ująć perspektywę i głębię ostrości za biegającymi piłkarzami. W tym miejscu muszę stwierdzić, że absolutnie debeściackie były momenty, kiedy po skrzydle Włochów szalał Balzaretti. Wrażenia uczestniczenia w akcji było świetne w czym zasługa kamerzysty z dobrą kondycją oraz samego piłkarza. Nieźle przedstawiano również rzuty różne, ujęcie znad spojenia (czy też „drugiego słupka” - jak kto woli) dawało niezły wgląd w pole karne. Ogólnie można rzec, że im bliżej zawodników, tym trójwymiar zdawał egzamin coraz lepiej wciskając kibica w akcję. Zdecydowanie najlepiej technologia poradziła sobie z cieszynkami piłkarzy, gdyż widok Davida Silvy wymachującego ręką w stronę fanów po strzeleniu gola był przekonujący i najlepiej oddawał atmosferę towarzyszącą piłkarzom na murawie.

Zdarzały się jednak momenty, kiedy trójwymiar niewiele wnosił. Standardowe ujęcia z podestu na trybunach nie wybijały się ponad to, co otrzymujemy w wersji dwuwymiarowej. Brakowało mi również tego kapitalnego ruchu kamery zawieszonej na linie. Widocznie stadion w Kijowie nie może aż tak eksploatować tego pomysłu. W natłoku emocji i goli Hiszpanów zauważyłem również, że poszczególni kamerzyści bardzo średnio się uzupełniają. Wielkim minusem był także brak 3D w trakcie przekazywania trofeum. Totalny brak szacunku lub oszczędzanie kasy.

Pierwsze koty za płoty, śliwki robaczywki – to chyba najlepiej oddaje moje wrażenia z oglądania finału Euro 2012. Poza tragiczną stereoskopią w pierwszych 10 minutach i kilkoma niedociągnięciami w późniejszym okresie TVP nie musi się niczego wstydzić. Debiut nie został zepsuty i może być świetną lekcją na przyszłość, bo mimo wszystko sport do 3D jest wręcz stworzony. Naturalnie 2D nie umrze i dalej będzie przodować (i dobrze) w statystykach, ale dla posiadaczy dobrych telewizorów też się coś należy.

eJay
2 lipca 2012 - 00:21