Bo 'fuck' brzmi lepiej... - Red - 16 sierpnia 2012

Bo "fuck" brzmi lepiej...

A kto umarł, ten... nie dubbinguje!

Spolszczania gier ostatnimi czasy uznaje się za standard. Produkcje z polską wersją językową wydawane na wszystkie trzy najważniejsze platformy (PC, PS3, X360) już nie szokują i nie zaskakują nikogo. I bardzo dobrze. Tylko taki obrót rzeczy gwarantuje to, iż więcej ludzi z daną produkcją się zapozna - wszak nawet teraz ze znajomością języka Szekspira bywa różnie. Właśnie dlatego nikt w branży nie dyskutuje nad koniecznością lokalizacji gier. Te po prostu powinny być tłumaczone. Inną kwestią jest natomiast sposób spolszczania. Lokalizacja kinowa czy pełna? Oto jest pytanie…

A odpowiedź? Nie taka prosta, jak się wydaje. Zwolenników jednego i drugiego sposobu lokalizacji tytułów na  polski nie brakuje. Pewnym oczywiście stoi, iż rodzime głosy w przeważającej większości nawet nie umywają się do oryginalnych odpowiedników. Udźwiękowienie zastępowane innym zwykle wypada gorzej - po prostu podłożeni aktorzy nie oddają tylu emocji, co oryginalni. Oczywiście zdarzają się wyjątki, a dość młody rynek polskiego dubbingu może szczycić się postaciami, które w należyty sposób są w stanie oddać to, co dzieje się na ekranach telewizorów i monitorów, lecz jest ich zdecydowanie za mało. Świetnie zdubbingowany był drugi i trzeci Uncharted, trzeci God of War, nieźle wypadł Battlefield: Bad Company 2 czy Dragon Age, lecz i w tych przypadkach czegoś mi brakowało.

Jarosław Boberek jako Drake dawał radę!


Te magiczne "coś" to poczucie immersji. Kiedy zagrywam się w dany tytuł w pełni oryginalny, łatwiej jest mi uwierzyć w to, czego jestem świadkiem. Nie wiem, czy jest to odczucie, które towarzyszy tylko mnie, lecz grając w zdubbingowany tytuł odnoszę nieodparte wrażenie, że słyszane głosy brzmią niejako poza akcją rozgrywającą się przed moimi oczyma. Zupełnie tak, jakby postacie grały sobie, a głosy sobie, tworząc obrazek całkowicie do siebie nie pasujący. I choć daleki jestem od generalizowania i wrzucania każdej, w pełni zlokalizowanej gry do jednego worka, to taki stan rzeczy powoli staje się pewną prawidłowością. Spójrzmy chociażby na wspomnianego już Battlefielda: Bad Company 2. Tytuł sam w sobie został świetnie obsadzony i spolszczony. Teksty pojawiające się w trakcie rozgrywki bawiły, oddawały klimat wojska (głównie dzięki zaangażowaniu w projekt ludzi, którzy niejednego twardziela już ograli), lecz i tak były one nieco oderwane od ogólnego obrazu. Nagrane "zbyt czysto",  z nadmierną ekspresją? Tego nie wiem, lecz mimo pozornie świetnego wykonania, podczas rozgrywki rodzime głosy trochę "gryzły" moje ucho.


Czy zatem każda próba dubbingu zubaża oryginalne dzieło? Poniekąd tak. Twórcy przygotowując grę piszą postać, do której pasuje określony ton głosu. Oryginalne udźwiękowienie w większości perfekcyjnie uzupełnia obraz, będąc równie ważnym elementem całości, jak rozgrywka czy grafika (w przypadku Naughty Dog i ich Uncharted dźwięk odgrywa rolę wręcz kluczową). Właśnie dlatego jakakolwiek próba zmian i nałożenia nań swojej "wariacji" na ten temat tak perfekcyjnie wyjść nie może. Świetnym przykładem będzie tu Wiedźmin - zarówno świetna "jedynka", jak i rewelacyjna "dwójka". Geralt i cały świat przedstawiony przez CD Projekt Red idealnie brzmi po polsku, a w każdą postać, zarówno bohatera głównego, jak też pobocznego, rodzimy głos jest wręcz wpisany od pierwszej linii kodu. No bo czy wyobrażacie sobie Białego Wilka brzmiącego inaczej niż Jacek Rozenek? I tak jak w Metro 2033 należy grać z rosyjskim zaśpiewem w tle, tak swojski Wiesiek winien brzmieć po polsku, cholera, nawet za granicą wolą Wiedźmina w oryginale!
Takich przykładów nie brakuje także w przypadku produkcji zza oceanu. Weźmy chociażby Deus Ex: Human Revolution. Czy wyobrażacie sobie polską wersję głosu Adama Jensena? No właśnie… Chyba że miałby zostać zagrany przez Tomasza Karolaka…

My name is Adam Jensen i... mam niepowtarzalny głos.

Nie zrozumcie mnie źle - nie jestem przeciwnikiem dubbing jako takiego. Pełne udźwiękowienie w grach to coś, co mi osobiście kojarzy się bardzo dobrze. Jak dziś pamiętam produkcje, w których głos m.in. Piotra Fronczewskiego umilał mi kolejne godziny spędzone z daną pozycją. Dubbing daje też większe możliwości przekazu tego, co chcieli przedstawić nam tłumacze. Żarty słyszane gdzieś w tle, nawiązania do polskiej pop-kultury przebąkiwane to tu, to tam… Całkowite usunięcie dubbingu spowodowałoby również natychmiastowy zgon pozycji dla dzieci, które nie będą w stanie w pełni zapoznać się z daną produkcją do nich skierowaną.


Jaki jest więc złoty środek? To, co zdaje się jest niewykonalne - niestety. Wybór. Każdy z nas sięgając po jakąś grę powinien taki wybór mieć - grać z głosami oryginalnymi (i podpisami w języku polskim), czy też w wersję zdubbingowaną. I choć złoty środek jest tak oczywisty, to zdaje się, że przy okazji też nieosiągalny - przez wydawców, którzy nie zawsze zgadzają się na pełną lokalizację, i przez dystrybutorów, nie dysponujących często środkami na lokalizowanie każdego ze swych produktów. Właśnie dlatego ci drudzy, a jednocześnie i my, gracze, skazani są jedną z dwóch opcji: dubbing bądź napisy. A Wy, drodzy czytelnicy, co preferujecie? Lokalizację pełną, czy kinową?

Red
16 sierpnia 2012 - 22:47

Jaki rodzaj lokalizacji wolicie?

Pełną lokalizację (dubbing) 24,4 %

Lokalizacja kinowa (napisy) 75,6 %