Rewatch #10 Niezniszczalni - Cayack - 23 sierpnia 2012

Rewatch #10 Niezniszczalni

Pomysł na Niezniszczalnych był nieskomplikowany, genialny w swej prostocie - zebrać w jednym miejscu zgraję nic już nie znaczących (z rzadkimi wyjątkami) z osobna gwiazdorów kina akcji, ale przyciągających i działających na wyobraźnię jako grupa. I ten koncept się sprawdził. Film Stallone'a to jeden z najbardziej spektakularnych przykładów efektu synergii w ostatnich latach.

Fabuła The Expendables jest tak prosta, jak to tylko możliwe. Grupa najemników zostaje wynajęta w celu zlikwidowania południowoamerykańskiego dyktatora, będącego tak naprawdę tylko kukiełką w rękach kogoś innego. Poczatkowo niechętny misji Barney Ross znajduje motywację w ramach ratowania damy w opałach, a jego wierni kompani, którzy poszliby za nim choćby do samego piekła, długo nie myśląc decydują się mu towarzyszyć.  To wszystko jest jednak tylko niezbędnym minimum, pretekstem do pokazywania kolejnych widowiskowych akcji czy walk. I tak po prawdzie, więcej nie trzeba było. Bo tu chodziło wyłącznie o frajdę. Tak dla widzów, jak i twórców.

Dużą siłą Niezniszczalnych jest zastosowanie w filmie odpowiednich proporcji. Po części jest to typowy film akcji, momentami przesadzony nawet bardziej niż kultowe produkcje z lat 80-tych i 90-ubiegłego wieku, dla których obraz Stallone’a jest jednocześnie hołdem. Z drugiej strony mamy tutaj nieprzegiętą dawkę humoru oraz całą tonę autoironii i dystansu do samych siebie. Bohaterowie raz za razem wbijają sobie szpilę, a widzowie mogą się przy tym uśmiechnąć. Tworzy to atrakcyjny mix dość różniących się momentów, ale składających się na całkiem strawną całość.

Niezniszczalni sprawdzają się jako esencja sensacyjnego, rozrywkowego filmu. To męskie kino w czystej postaci. Nie ma kwadransa by ktoś się nie okładał po ryjach, miotał nożami, strzelał i wysadzał. Film serwuje totalną rozpierduchę, a każdy z aktorów ma swoje proporcjonalne „5 minut”, nierzadko odpowiadające ich kreacjom z poprzednich filmów, a czasami karier sportowych. Nie brakuje tu przegięć czy absurdalnych sytuacji, no ale hej, to jest właśnie film akcji w starym stylu, choć nieco przycięty do dzisiejszych potrzeb. Ma być przesadzony i jest taki w najlepszy możliwy sposób.

Obsada? Pal licho jak oni zagrali, ważne, że znaleźli się w jednym filmie. Na coś takiego czekałem latami i stało się. Stallone, Statham, Li, Lundgren, wsparci kilkoma mniej znanymi, lecz też twardymi chłopami takimi jak Crews, Austin czy Couture. Szkoda tylko, że tak mało było Willisa i Schwarzeneggera, ale ich scena ze Stallonem i tak przeszła do historii (po raz pierwszy trzej panowie znaleźli się naraz na ekranie).

Może powinienem napisać o tym na starcie, a nie przy końcu, ale do Niezniszczalnych trzeba mieć odpowiednie podejście. Rozumiem, że 64 letni wówczas Stallone, który biega sprintem, a w walce wręcz ma werwę niczym w Rocky’m, niektórych może śmieszyć, a nie bawić. Ale właśnie taka tutaj jest konwencja. Upadli gwiazdorzy znaleźli jeszcze raz miejsce dla siebie i kawałek tego hollywoodzkiego tortu, przywracając się do świata filmu. Już zacieram ręce na dwójkę i zapraszam do tekstu o niej. Zanosi się na to, że prześcignie pierwszą część na każdej płaszczyźnie.

8/10

Rewatch:

#1 Matrix | #2 Zielona mila | #3 E=mc² | #4 Donnie Brasco | #5 Negocjator 

#6 Obcy – 8. pasażer „Nostromo” | #7 Prestiż | #8 Batman – Początek | #9 Mroczny rycerz

Cayack
23 sierpnia 2012 - 23:57