3 filmy które zniszczyły moją psychikę - K. Skuza - 5 września 2012

3 filmy, które zniszczyły moją psychikę

Wydawałoby się, że filmy mogą wzbudzać tylko te najprostsze emocje – komedie śmiech, horrory strach, a bajki bawią i uczą. Owszem, tak jest, są jednak dzieła, które potrafią zmienić sposób myślenia i postrzegania świata przez widza. Potrafią zaintrygować, przerazić i pozostawić człowieka z większą ilością znaków zapytania w głowie niż przed seansem. Potrafią też zniszczyć wyznawane wartości, wiarę w ludzi i optymistyczne podejście do życia. Nie wiem, czy powinienem im za to dziękować, czy je przeklinać do końca moich dni. W każdym razie odcisnęły na mojej psychice piętno, którego nie da się „zagoić”, o którym nie da się zapomnieć.

Uwaga! Tekst zawiera „spojlery”!

Miejsce 3. – Wyspa tajemnic

Ten film najbardziej przeraża – jak to zwykle bywa w dobrych książkach i obrazach – tym, czego nie widać na ekranie. Tym, o czym się do końca nie mówi. O czym mówi się niejasno, a wszystkie poszlaki, które wskazują na okrucieństwa, są na tyle widoczne i oczywiste, by bać się tego, co nieodkryte, i na tyle niepewne, by oglądać film do końca i poznać tajemnicę wyspy. Ostatecznie nie poznajemy jej i to jest paradoksalnie największa zaleta filmu Martina Scorsese. Możemy tylko się domyślać, czy główny bohater jest chory psychicznie, czy raczej całe jego otoczenie. Czy tamtejsi ludzie są lekarzami, czy też sadystami odizolowanymi od świata zewnętrznego. Choć zakończenie filmu jest otwarte, pozostawia raczej przekonanie, że happy end w tym przypadku nie jest możliwy. Domysły sugerują, że główny bohater nie „kończy” dobrze i nie żyje „długo i szczęśliwie”. Ponadto specyficzny zakład psychiatryczny na wyspie, w zasadzie karny pod zaostrzonym rygorem, i zachowanie „lekarzy” oraz nadzorującej całość ochrony nasuwa skojarzenia z… tzw. „efektem Lucyfera”, niestety. Piszę „niestety”, bo film (pod)świadomie zadaje pytania, jak daleko mogą posunąć się ludzie, co mogą zrobić, gdy mają władzę nad drugim, bezbronnym człowiekiem, a nikt nie jest w stanie doglądać i kontrolować przebiegów tamtejszych dializ i „leczenia”…

Miejsce 2. – Reqiuem dla snu

Ten film powinien być biblią dla każdego chojraka, który ćpa lub zamierza ćpać. I mowa tu nie tylko o miękkich i twardych narkotykach, ale także o dopalaczach, innych środkach odurzających, silnych lekach, czy choćby… uzależnienia od oglądania telewizji. Przedawkować można sporo rzeczy, o których do tej pory nie mieliście pojęcia, lub wydawały się wam błahe. Bohaterowie filmu szybko ulegają pokusom, jakie tymczasowo dostarczają im aplikowane środki – iluzji życia w lepszym świecie, iluzji bycia popularnym, doskonałym, wolnym, piękniejszym, i tak dalej… Ostatecznie wszystko źle się kończy – do niedawna wierna i uczciwa kobieta zostaje prostytutką tylko dlatego, że chce uratować finansowo swojego chłopaka i wyciągnąć go jednocześnie z niemałych długów i kłopotów. Ten zaś traci rękę (została amputowana bo zaczęła gnić po nadmiernym aplikowaniu różnych świństw, niekoniecznie czystą strzykawką) i trafia do więzienia. Jego matka natomiast kończy w zakładzie dla chorych psychicznie, bo nabrała się i uległa „magii” telewizji, która ostatecznie nigdy nie zapukała do jej drzwi. Motyw muzyczny na długo pozostaje w głowie. Jest cholernie dobry, bo przejmujący i dramatyczny, jak cały film. I prawdziwy, co jest niestety najgorsze…

Miejsce 1. – The Wicker Man

Niezależnie, czy obejrzycie oryginał z 1973 roku, czy remake z Nicolasem Cagem, z 2006 (u nas znany jako „Kult”, oczywiście cudowne tłumaczenie), czy tylko poczytacie o celtyckim rytuale o tym samym tytule. Wszystko to przeraża. W filmie nastrój budowany jest stopniowo, genialnie. Sytuacja głównego bohatera jest coraz gorsza, sprawa, którą bada jest coraz bardziej skomplikowana, a mieszańcy odległej od świata zewnętrznego wyspy coraz bardziej tajemniczy i… dziwni. Jednak w momencie, gdy pojawiają się napisy końcowe, siedzimy nieruchomo przerażeni. Nie wiemy co myśleć, ale wiemy, że rozwiązanie zagadki czaiło się na nas już od początku filmu, z chwilą pierwszych, stawianych kroków na tajemniczym lądzie przez głównego bohatera. Ale czasu nie da się już zawrócić, nie możemy już pomóc człowiekowi, który miał zostać bohaterem, a stał się ofiarą śledztwa, które prowadził. Najgorsze są jednak w filmie puste spojrzenia mieszkańców wioski, którzy nie wahają się mordować i składać w ofierze w imię „bóstwa”. Wierzą w staroświeckie brednie, dopełniają starodawnych rytuałów i – co najgorsze – robią to wszystko z pieśnią i uśmiechem na ustach. Przerażenie – to najlepsze słowo, jakim można opisać ten film. Przeraziło mnie to, że taka ludzka „ciemnota” funkcjonowała, lub wciąż gdzieś na świecie funkcjonuje. I ludzie posuwają się do karygodnych, pozbawionych krzty człowieczeństwa czynów, a wszystko po to, by zyskać w oczach boga, który nigdy nie istniał i nie istnieje. Przerażenie…

PS Przy publikacji tekstu pomyślałem, że dopisałbym jeszcze Lokatora Polańskiego. Dlaczego? Najlepiej obejrzyjcie sami...

K. Skuza
5 września 2012 - 12:30