Gdy nagle dostajesz liścia w twarz - Momenty #5 - czort - 21 października 2012

Gdy nagle dostajesz liścia w twarz - Momenty #5

I gra zdaje się krzyczeć  - „Haha, matole, dałeś się nabrać!”

UWAGA: Jeśli nie grałeś w BioShocka i Star Wars: Knights of the Old Republic, to czytasz na własną odpowiedzialności. Ostrzegałem.

Zwroty akcji. Zrobić dobry to nie lada sztuka. Nie wystarczy przecież nagle odwrócić wszystko do góry nogami i powiedzieć, że tak naprawdę Twoja mama to Twój tata. Trzeba zrobić to z wyczuciem, w najmniej spodziewanym momencie i w taki sposób, by odbiorca złapał się za głowę i powiedział „no, bez kitu!”.

Muszą być zatem wskazówki, na pozór nie pasujące do siebie puzzle, które złoża się w całość, gdy twórca uzna, że nadszedł odpowiedni moment. Sztuka opanowana do perfekcji swego czasu przez M. Nighta Shyamalana (tego kolesia od Szóstego Zmysłu, co teraz robi same szmiry) i Chucka Palahniuka w Fight Clubie (no i po części Finchera w ekranizacji). W ciągu niemal 15-letniej podróży przez świat gier, tylko dwóm produkcjom udało się zrobić mnie w konia w tak wyszukany sposób.

Jeśli jednak zignorowałeś moje ostrzeżenie i czytałeś dalej, przypominam jeszcze raz – za chwilę walnę takimi spoilerami, że spadniesz z krzesła i już nie będziesz miał powodu, by zagrać w KotORa i BioShocka. Sam tego chciałeś.

Okej, kto grał ten wie, o czym mówię. Ten moment w BioShocku, gdy Andrew Ryan pokazuje nam, że od początku jesteśmy tylko pacynką w rękach sił, których nie rozumiemy. Uświadamia nas, jaką moc mają słowa, które słyszeliśmy w trakcie gry dziesiątki razy. Sposób, w jaki Irrational rozegrało tego twista jest nieskazitelny, przemyślany, perfekcyjny. Pierwszą reakcją jest złapanie się za głowę, w której kołacze myśl „czemu się tego nie domyśliłem, przecież to oczywiste?!”. Dużo robi też fakt, że pacynką nie jest tylko sterowany przez nas bohater. To przede wszystkim my jesteśmy chłopcami na posyłki.

Drugi przypadek pochodzi z najlepszej gry o Gwiezdnych Wojnach – Knights of the Old Republic. Przez całą grę słyszymy o dokonaniach Dartha Revana. Największego łotra, jakiego można sobie wyobrazić. Koleżki, którego wspomnienie dalej każe mieszkańcom Starej Republiki moczyć się w łóżko. Jego czyny ukształtowały świat, do którego wkraczamy. Reperkusje jego czynów są cały czas żywe.

A pod koniec gry dowiadujemy się, że Revan to my.

Dziękuję, to by było na tyle. BioWare, pomóżcie mi szukać szczęki.

czort
21 października 2012 - 14:24