Recenzja filmu Atlas Chmur - porywający i świetnie wykonany - sathorn - 23 listopada 2012

Recenzja filmu Atlas Chmur - porywający i świetnie wykonany

Jakiś czas temu wysmarowałem banalny tekst, który ku mojemu zdziwieniu, zawładnął Wykopem. Prawie tysiąc użytkowników tego serwisu „podpisało się” pod stwierdzeniem, że seriale są lepsze, którego nawet porządnie nie uargumentowałem, a jedynie liznąłem temat. Cóż, niezbadane są wyroki Internetu i czasami przebicie się jest kwestią przypadku.

Dwa tygodnie po opublikowaniu wspomnianego tekstu o serialach, siadam do napisania recenzji, która jest wyjątkiem od zasady o którym wcześniej pisałem. Oto bowiem wiara w kinematografię została przywrócona. Wszystko to dzięki Atlasowi Chmur, najlepszemu filmowi ostatnich lat.

Atlas Chmur został nakręcony przez rodzeństwo Wachowskich i Toma Tykwera, na podstawie wysoko ocenianej książki o tym samym tytule. O czym jest film? Ciężko powiedzieć. Atlas Chmur to zbitek historii, przeplatających się i częściowo ze sobą powiązanych. Każda z nich rozgrywa się w innym miejscu i czasie.

Każdy z segmentów, który składa się na Atlas Chmur, mógłby być z powodzeniem osobnym filmem. Mamy historię osadzoną w XIX wieku, opowiadającą o przyjaźni angielskiego prawnika i czarnego niewolnika. Mamy stworzoną w fabryce kelnerkę, która żyje w cyberpunkowej rzeczywistości. Mamy dziennikarkę, która w latach 70tych próbuje poznać tajemnice stojące za konsorcjum zajmującym się energią atomową. Mamy półdzikiego mieszkańca Doliny, żyjącego w posapokaliptycznym świecie. Mamy homoseksualnego kompozytora, pracującego nad swoim arcydziełem. Podeszłego wiekiem wydawcę w tarapatach. Tu jest wszystko.

Przez pierwszych kilkadziesiąt minut ciężko przyzwyczaić się do tego rodzaju budowy filmu. Sceny są tak zbudowane, żeby reżyser mógł bezpośrednio przenosić się między światami. Jakby tego było mało, każdy z segmentów tworzony jest innym stylem (podobnie jak to ma miejsce w książce). Nie chodzi tylko o warstwę merytoryczną, ale artystyczną. Przeplata się ciężkie s-f, film przygodowy, produkcja sensacyjna klasy B sprzed dwudziestu lat, brytyjska komedia, itd. O dziwo, mieszanka ta jest zaskakująco strawna. Może to dlatego, że niezależnie od aktualnie poruszanego tematu, mamy doczynienia po prostu z dobrym kinem. Dialogi są świetne, postacie również, a historie niebanalne i świetnie przedstawione.

Jest coś co łączy każdą z tych opowieści. Walka dobra i zła. Mrocznej i jasnej części ludzkiej natury. Przygnębiający promyk nadziei. Atlas Chmur nie popada jednak w przesadne moralizatorstwo. To kino dla ludzi, można je nazwać rozrywkowym, jednak nie bezrefleksyjne.

Film Wachowskich jest długi. Bardzo długi. Trwa prawie trzy godziny. Po raz kolejny zastanawiałem się dlaczego w teatrze można robić przerwy, a w kinie nie. Jeżeli boicie się nudy, to porzućcie te obawy. Film trzyma w napięciu przez cały czas, a finału każdej z historii wyczekujemy z autentycznym przejęciem.

Dla każdego artysty w obsadzie Atlas Chmur okazał się być istną piaskownicą. Większość z występujących w tym filmie aktorów grało więcej niż jedną postać. Tom Hanks w przynajmniej dziesięciu wcieleniach, w tym Azjaty-laboranta, usuwającego "na czarno" obroże fabrykantów? Super. Moje obawy wzbudzała Halle Berry, ale na szczęście nawet ona nieźle poradziła sobie ze swoimi rolami.

Jeżeli miałbym wymienić jakieś wady, to powiedziałbym, że wątek z dziennikarką szukającą haka na firmę zajmującą się energią atomową, nieco słabuje, w porównaniu z resztą filmu. Więcej boleści nie stwierdzono.

Atlas Chmur to najlepszy film, jaki widziałem w kinie od wielu lat. To stworzona z rozmachem epopeja o nas samych. Naszej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Genialnie zmontowane przebitki z życia tworzą obraz ludzkiej natury, jednocześnie porywający i skłaniający do refleksji. Piękna rzecz, tak treściowo, jak i warsztatowo.

Ocena – 9,5/10

Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u, albo pojawiają się ze sporym opóźnieniem. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.

sathorn
23 listopada 2012 - 12:12