Krytycy kulturalni żyją w swoim świecie - sathorn - 24 listopada 2012

Krytycy kulturalni żyją w swoim świecie

Coraz częściej przyłapuję świat na pewnej niepokojącej tendencji. Chodzi o rozbieżność, dalece idącą, między zdaniem odbiorcy, a zdaniem krytyków. Coraz mniejszym szacunkiem darzę wszelkiego rodzaju znawców, profesjonalistów, bo ich świat jest dla mnie coraz odleglejszy. Mniej uwagi zwracam na recenzje wysmarowywane finezyjnym piórem w renomowanych czasopismach, ewentualnie większych portalach, które stać na zatrudnianie krytyków z prawdziwego zdarzenia.

Częściej wchodzę na fora, blogi, pytam o zdanie znajomych, których gustom ufam. W razie wątpliwości przekonuję się sam. I szczerze mówiąc, zauważam, że powoli znika zależność między tym, co ja obiektywnie uznaję za dobre, albo chociaż niezłe (nawet jeżeli nie wpada w moje gusta), a  opinią jaką próbuje mi się sprzedać jako tę jedynie prawdziwą, bo profesjonalną.

„Krytycy twierdzą”, „Opinie krytyków”, „Recenzje branżowe” – te sformułowania, określające ogół znawców, żyjących z oceniania, odtrącają mnie. Gdzieś straciliśmy poczucie wspólnoty z owym mistycznym „krytykiem”, który miał być przecież drogowskazem i kompasem, wskazującym rację, kontrolującym w razie potrzeby i wyciągającym z niebytu perełki warte wyciągnięcia.

W pierwszej kolejności przykład bardzo współczesny – Atlas Chmur, który wzniosłem w swojej recenzji pod niebiosa, na które zasługuje. Krytycy niszczą ten film dosyć bezlitośnie, sprowadzając jego wartość do scenografii i charakteryzacji aktorów. Wystarczy chwila w serwisie Metacritic, żeby dostrzec jak bezceremonialnie strażnicy dobrego smaku obeszli się z filmem – 55/100. Ocena użytkowników? 8,4/10. W komentarzach pod artykułami traktującymi o filmie można znaleźć bardzo pochlebne opinie. Podobno ludzie wychodzili z sal kinowych w ciszy, spowodowanej wrażeniem po seansie. Wierzę w to, bo ja miałem taką samą sytuację. Ludzie byli zachwyceni.

Myślicie, że to znak naszych czasów? Hah! Cofnijmy się o kilkanaście lat. Przyjrzyjmy się jednemu z najbardziej kultowych filmów w historii – Fight Club. Większość osób, które widziała ten obraz, wypowiada się w samych superlatywach. Cytaty z filmu krążą od lat po sieci. Widząc ten film w telewizji, nikt nie przełączy kanału. Ocena krytyków? 66/100. Ocena użytkowników? 9.1/10.

Im dojrzalsze medium, tym większym problemem jest zjawisko rozbiegania się opinii zwykłego, ale w miarę ogarniętego i świadomego odbiorcy, a krytyka z prawdziwego zdarzenia. Tego wczutego, po szkole dla prawdziwych humanistów, profesjonalnego. Tego tak odległego od nas. Krytyk literacki jest już od dziesięcioleci zawodem wątpliwym, w kwestii zaufania publicznego, jeżeli nawet nie wyśmiewanym. Sami pisarze o owych specach od słowa pisanego mają zazwyczaj raczej niskie mniemanie, choć nie wszyscy o tym powiedzą, żeby nie obniżać średniej ocen swoich książek. Polecam zapoznać się ze staniem Bukowskiego w tej kwestii.

W kwestii muzyki bywa różnie, nierzadko zależy to od gatunku, któremu się przyglądamy. Jeżeli mówimy jednak o „mainstreamie”, to nie trzeba szukać daleko, żeby zorientować się, że coś jest „nie halo”.  Nicki Minaj „Pink Friday” 68/100, a The Kooks „Konk” 65/100. Nuff said.

Gry wideo są jeszcze na tyle młodym medium, że problem ten dotyka nas w stopniu znikomym. Zawód krytyka gier wideo dopiero raczkuje, większości z nas nie różni wiele, w kwestii podejścia do wirtualnej rozrywki, od zwykłego odbiorcy. Problemem staje się jednak to, że... za dużo gramy. Osoba, która kupuje kilka gier w ciągu roku będzie zawchwycona nowym Call of Duty. Tej samej produkcji, której twórcy niemało się nagimnastykowali, żeby nie zostać posądzonymi o wtórność. To póki co pierwsze jaskółki tej niechcianej wiosny, która wynika z miłości, ale może kiedyś odbić nam się czkawką, podobną do tej, jaką przeżywaja teraz krytyka filmowa. Tą, z którą nauczyła się już żyć krytyka literacka. Mamy za dużo cierpliwości, doszukujemy się oryginalności, zbytnio drażnią nas powtórki z rozrywki. Far Cry 2 – Metascore 85/100. Ocena użytkowników? 5,5/10.

Krytycy mają problem. Jest dla nich naturalne miejsce na linii twórca-odbiorca. Pytanie tylko czy są oni w stanie utrzymać własne podwórko w należytym stanie? Jeżeli nie zbliżą się do zwykłego człowieka, na którego zdanie mają ponoć zadanie wpływać, może się okazać, że w dobie social media, nauczymy się żyć bez nich.

Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u, albo pojawiają się ze sporym opóźnieniem. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.

sathorn
24 listopada 2012 - 23:43