Odmienne stany grania: przekrojowe unplugged - sakora - 28 listopada 2012

Odmienne stany grania: przekrojowe unplugged

Gry planszowe i różnego rodzaju karcianki towarzyszą mi od bardzo dawna. Jak każdy zaczynałem od Chińczyka, znanego także jako Człowieku nie irytuj się, przez Magię i Miecz, a na Gwiezdnym Kupcu kończąc. Kiedyś było zaledwie kilka firm wydających gry na odpowiednim poziomie. Obecnie planszówki przeżywają swój renesans. Nie ma to, jak usiąść z kilkoma znajomymi i rozegrać partyjkę w ulubiony tytuł...


Dobrze, jeśli mamy znajomych lub rodzinę lubiącą ten sposób spędzania wolnego czasu. Kiedy osoby niezaznajomione z tego typu grami, pytają, o co w tym chodzi, nie ma problemu z otworzeniem pudełka, wyłożeniem kilku elementów na stół i pokazaniu jak się w to gra. Zwykle kolorowe pionki, domki, drogi, żetony, karty i inne bardzo szybko działają na wyobraźnię.

Osoby po raz pierwszy stykające się z grami planszowymi, mają o nich słabe wyobrażenie. Nie ma ich prawie w mediach, chociaż pojawiają się na przykład w radiu. Łatwiej spoglądając na elementy  zebrane w pudełku ogarnąć zasady. Próg wejścia do gry planszowej lub karcianki jest o wiele niższy niż do gry video. Czy to znaczy, że łatwiej na początek zrozumieć rozgrywkę?

Zdecydowanie przedkładam planszówki nad karcianki. Nigdy tak naprawdę nie pociągały mnie te kolekcjonerskie, chociaż ilość posiadanych przeze mnie kart do Star Treka jest do dziś moją małą dumą i wstydem, że od lat nie rozegrałem żadnego meczu. Jednak nie potrafię się ich pozbyć. Pudło leży, kurzy się i kusi. Może kiedyś do niego powrócę...

Karcianki niekolekcjonerskie to coś zupełnie innego. Zwarte wydania gier o bardzo różnej złożoności i wielkości. Kierowane do samotnych graczy, jak na przykład Onirim, czy większe tytuły pokroju Kamień Gromu, czy prześmiewczy Munchkin. Dostępnych pozycji jest bardzo wiele, praktycznie w każdym klimacie i stopniu komplikacji. Jednak w przypadku wielu tytułów bardziej interesujące od samej gry, są grafiki, nierzadko będące małymi dziełami sztuki.

Dziś standardem jest posiadanie Osadników z Catanu oraz Carcassonne, z obowiązkową, ogromną liczbą dodatków. W myśl zasady, że im więcej, tym ciekawiej. Jednocześnie warto od podstawek tych tytułów zaczynać swoje przygody z planszówkami. Proste reguły dające pewną dozę swobody i niezliczone kombinacje rozgrywki. Brzmi to bardzo sztampowo, ale o jakości tych tytułów świadczy ich popularność, niezmienna od lat.

Poza tytułami dostępnymi praktycznie dla każdego mamy gry, gdzie próg wejścia jest bardzo wysoki. Czasami aż za wysoki, gdzie przeczytanie instrukcji i rozegranie kilku partii gry to zaledwie początek do zrozumienia rozgrywki. Skomplikowane gry, jednak mają swoich oddanych fanów. Z jednej strony ogromne ilości współczynników, z drugiej konieczność operowania zaledwie kilkoma zmiennymi w wymagający dużego główkowania sposób, jak ma to miejsce w Wysokim napięciu, gdzie im dalej, tym naprawdę trudniej, a mózg zaczyna pracę na wyższych obrotach.

Planszówki wzmagają interakcje. Miło jest spotkać się w kilka osób i zanurzyć w świat gry. Zdobywać skarby, jak w Tikal II, konkurować pomiędzy liniami kolejowymi Ticket to Ride czy też pomóc przetrwać swojej cywilizacji w Smallworld. Ilość i przekrój tytułów na rynku jest ogromna, nie teraz na nim miejsca na słabe jakościowo tytuły, te szybko zostaną drastycznie ocenione przez graczy. Na początku warto spróbować zagrać z kimś zaznajomionym z planszówkami, z czasem sami coś dla siebie znajdziemy.

Sam lubię wyszukiwać tytuły mniej znane na polskim rynku, ale zapewniające dobrą rozrywkę. Co jakiś czas zanurzam się w sieci szukając nietuzinkowej pozycji. Tak też trafiłem na kilka w moim odczuciu perełek. Tytułów ocenianych dość wysoko, a niekoniecznie łatwo dostępnych. Dzięki temu zdobyłem na przykład ciekawy tytuł o rozwoju cywilizacji Inca Empire, czy Ad Astra. Prosta z pozoru grę o podboju kosmosu, bez potyczek zbrojnych, a z naciskiem położonym na eksplorację i kolonizację. Nie pozbawioną oczywiście dużej porcji kombinowania i wspaniałego klimatu tęsknoty do gwiazd. Coś w tym jest...



Nie da się ukryć, że gry planszowe mają wielki potencjał, co branża gier video odkryła już dawno. Wiele z tekturowych tytułów ma swoje odpowiedniki cyfrowe, często dostępne online, jednak prym wiodą platformy mobilne, gdzie za przysłowiowe grosze można zaopatrzyć się w cyfrową wersję ulubionej pozycji. Podobnie w dystrybucji cyfrowej na komputery osobiste i konsole znajdziemy wiele pozycji, przy czym tu ceny są trochę wyższe, a granie na dużym ekranie nie ma już tej magii. Jednak jak każdy fan planszówek nie omieszkałem kilku zakupić.

Natomiast patrząc z drugiej strony, koszt zakupu tradycyjnej planszówki, jest porównywalny z kosztem zakupu nowego tytułu na konsole czy komputery. Nowa gra na PS3 czy nowa planszówka? Gra w multi, czy wieczór z przyjaciółmi przy stole z planszą i żetonami? Wybór nie jest taki oczywisty... Dorzućmy do tego promocje, tytuły premierowe i inne okazje. Jednak koszt pozostaje podobny.

Sam nieraz mam problem z wyborem i muszę przyznać, że przy niektórych tytułach przedkładałem planszówki nad gry video. Coś jest w tym otwieraniu nowych gier, wypychaniu żetonów z wyprasek i rozkładaniu planszy. Grunt, tylko żeby mieć z kim grać. Warto sięgnąć po ten tryb rozrywki, poziom immersji i interakcji, a co najważniejsze pozytywnych emocji jest bardzo wysoki i dający wielką satysfakcję, Gracie w planszówki, czy jest to coś zdecydowanie nie dla was?

     

     
Podsłuchaj mnie na Twitterze!

     

sakora
28 listopada 2012 - 21:58