Fenomen który trzeba odnotować. UL/KR. Recenzja. - Papi - 11 grudnia 2012

Fenomen, który trzeba odnotować. UL/KR. Recenzja.

  Grzechem śmiertelnym jest milczeć, kiedy widzisz, że dzieje się gwałt. Dlatego wyrywam się z milczącego tłumu fanów muzyki undergroundowej, trzymając sztandar z napisem UL/KR. Prawdziwa hybryda muzyczna, chimera o nieregularnych kształtach, pewnie czerpiąca inspirację z kosmicznej energii oraz śmierdzących, gorzowskich ulic.


UL/KR, czyli skrócona nazwa Ulicy Krokodyli ze "Sklepów Cynamonowych" Brunona Schulza. Gorzowski duet nie tylko nazwą, ale i formą wyraźnie nawiązuje do Jego twórczości. Teksty to powykręcane potwory, pełne uroczych i celowych anakolutów. Słowa są sączone z wyraźną emfazą i niespotykaną ekspresją, dając nam poczucie obcowania z niepokojąco dziwnym projektem muzycznym. Nic tutaj nie jest realne, ani oczywiste. Teksty sprawiają wrażenie abstrakcyjnych majaków, jednak są one mocno zakorzenione w naszej rzeczywistości. Wsłuchując się w nie, już od początku wiemy, iż każde słowo zostało dokładnie przesączone przez filtr oparów substancji niekoniecznie dozwolonych. I kogo to obchodzi ? Tak mocnych i wpadających w ucho i do serca, nieoczywistych tekstów dawno w Polsce nie było.


Ul/KR to duet... jak ta margaryna. I jest tak samo dobra, doskonale wsmarowuje się w korę mózgową. Mocna i wwiercająca się głowę elektronika ma najwięcej do powiedzenia w warstwie muzycznej. Nikt tutaj nie bawi się w idiotyczne ramy rządzące muzyką. Metrum, dwie gitary i basista, którego i tak nikt nie słyszy na koncercie. To co daje nam UL/KR starczy aż nadto. Mocny podkład, delikatnie trącane struny gitarowe oraz sama forma muzyczna dająca duże możliwości do improwizacji. Ul/KR w doskonały sposób buduje duszną, narkotyczną atmosferę swoimi nagraniami, zrywając z wieloma schematami i prawidłami rządzącymi przemysłem muzycznym w Polsce. Nie mamy tutaj do czynienia ze zmanierowanymi kolesiami w rurkach, czy sześcioosobowym projekcie muzycznym rżnącym ze wszystkiego co zachodnie, dodający do tego nutkę tych pszenno-buraczanych, bzdurnych tekstów. Nic w tej muzyce nie jest oczywiste i łatwe do sklasyfikowania, wrzucanie ich do jakiegokolwiek worka muzycznego to idiotyzm i usilne szufladkowanie zespołów, które powstają i robią burdel na polskiej scenie muzycznej.  Ich muzyka sprawia wrażenie półrocznego jamm session Erika Satie z Brunonem Schulzem w Saragossie, czy gdzieś, tam daleko, gdzie opium paliło się w towarzystwie pięknych kobiet, a to co realne i przyziemne było czymś miałkim i obrzydliwym.


Sam mam dość sadomasochistyczną przyjemność mieszkać w Gorzowie, spoglądać z dystansu na dziwne i pokraczne potwory powstają na gorzowskiej scenie, określanej "tożsamością estetyczną środowiska tworzącego gorzowską scenę alternatywną". I jest to określenie jak najbardziej pozytywne. Nic tutaj nie jest oczywiste i wpisujące się w muzyczne konwencje i ramy muzyczne, muzycy wyskakują z niej jak Magik, tworząc, własne narkotyczne brzmienie.


Nie wiem skąd te wszystkie potwory się znalazły w mojej głowie, dlaczego szukam zależności między Gorzowem a brzmieniem UL/KR. Może dlatego, że tak bardzo chciałbym żeby cokolwiek się tam zdarzyło ważnego dla muzyki w skali krajowej. Nie, nigdy. Coś takiego już się dzieje i nazywa się UL/KR, a tylko ignoranci i muzyczni puryści nie pochylą się i nie przyjrzą uważnie muzycznym spadkobiercom Brunona Schulza.  


Płytę można za darmo przesłuchać na:


http://ulkr.thinman.pl/

Papi
11 grudnia 2012 - 14:50