Ciekawe teorie 'ulepszające' znane filmy - fsm - 18 grudnia 2012

Ciekawe teorie "ulepszające" znane filmy

Dobry film obroni się sam, niezależnie od czynionych w jego imieniu interpretacji - taka zasada wydaje się być jasna i klarowna. Czasami jednak bywa tak, że dobry film może stać się jeszcze lepszy/ciekawszy, lub słaby/średni zyskuje w oczach widza, jeśli tylko ów widz spojrzy na nakręconą opowieść w inny sposób. Prawie 3 lata temu natrafiłem na artykuł o 6 fanowskich teoriach, które sprawiają, że dobre filmy robią się lepsze (na cracked.com), a zupełnie niedawno przeczytałem na reddicie o kilku innych sympatycznych interpretacjach filmów. Oto ekstrakt z tych znalezisk.

Jak naprawdę nazywa się Bond, James Bond?

Z sześciu teorii opisanych na cracked.com wybrałem 3:

James Bond to pseudonim

Pierwszy wątek jest jednym z ciekawszych. Według niektórych fanów James Bond to nie jest jeden człowiek, a pseudonim nadawany kolejnym agentom po tym, jak poprzedni ginie lub odchodzi na emeryturę (tak jak szef/szefowa Bonda to zawsze M, a kwatermistrz to Q). W ten oto sposób pięknie wyjaśnione zostają nowe twarze w kolejnych filmach o agencie 007 oraz pewne różnice w osobowości i stylu działania kolejnych wcieleń Bonda. Zmyślne.

Syjon jest częścią Matriksa

Teoria prosta i dosyć oczywista, zważywszy na tematykę trylogii Matrix. Prawdziwy świat i Syjon - ostatnie ludzkie miasto - to tak naprawdę drugi poziom komputerowej symulacji stworzonej przez maszyny, by uśpić czujność ofiar i stworzyć złudzenie wygranej walki. Ta interpretacja dodatkowo wyjaśnia moce Neo, które zdobył w "prawdziwym świecie" pod koniec części drugiej i likwiduje mesjanistyczny wątek, zostawiając czyste s-f. Kto przestał lubić Matriksa po obejrzeniu 2 i 3 części, ten pewnie nie zmieni zdania, niezależnie od ilości den wykopanych pod fabułą.

R2D2 i Chewbacca to rebelianccy szpiedzy

Ten pomysł w fajny sposób łata kilka fabularnych dziur między III a IV epizodem sagi i sprawia, że całość wydaje się bardziej przemyślana.

C3PO i R2D2 widzieli powstanie Imperium na własne "oczy" (receptory wzrokowe?), więc idiotyzmem byłoby kasować pamięć obu droidów i tracić tak istotne dla Rebelii informacje. Kasacja dotyczyła więc tylko C3PO, zaś R2D2 przekonał jakoś Yodę i Obi-Wana, by pozwolili mu zachować pamięć i od tego czasu był tajnym rebelianckim agentem na nowo "poznającym" swego złotego kumpla i przekonującym go, że Rebelia jest dobra.

Podobnie jest z włochatym kumplem Hana Solo. W jaki sposób drugi dowodzący całej armii Wookiech i przyjaciel Yody stał się towarzyszem podrzędnego przemytnika? Dlatego, że był szpiegiem poproszonym przez ostatniego Mistrza Jedi, by obserwował świata i najważniejsze w nim istoty - dzieci Anakina.


Do tego dochodzi kilka sympatycznych pomysłów z Reddita:

The Rock/Twierdza - postać Connery'ego to James Bond

Pierwsza redditowa teoria nawiązuje do tej o Bondzie opisanej powyżej. Postać grana przez Connery'ego w filmie Michaela Baya (John Patrick Mason) to tak naprawdę starsza wersja Bonda, w którego Connery wcielił się przed laty. Amerykanie schwytali go jako szpiega i przenosili go z więzienia do więzienia, oficjalnie także człowiek o takim nazwisku nie istniał nigdy ani w USA, ani w Wielkiej Brytanii. Podoba mi się taka interpretacja.

Skynet i jego wojna z ludźmi jest bez sensu

No bo przecież Skynet łatwo mógłby zniszczyć całą ludzkość za pomocą bomb atomowych, rozpylając jakąś broń biologiczną (do której przecież na pewno miał dostęp) nad całą planetą - przecież istniały kontrolowane przez Skynet latające pojazdy. Ale nie - w zamian wszechpotężna sztuczna inteligencja, która chce zabić wszystkich ludzi, wysyła humanoidalne roboty i broń, której rebelianci mogą użyć przeciwko wrogowi. Dlaczego? Bo jedynym celem Skynetu, jedyną rzeczą jaką zna, jest wojna. Skynet boi się więc bezcelowego i samotnego istnienia, które nastąpiłoby w momencie zwycięstwa maszyn. Skynet nie chce wygrać, bo nie miałby co robić. Pozwala więc ludziom co jakiś czas odnieść małe zwycięstwo, nie zabija wszystkich i tak to się toczy... Zmyślne.

I na koniec czadowa teoria, która skłoniła mnie do napisania tego tekstu.

Znaki to film niezły (w moim odczuciu), który jednak cierpi na sporą ilością durnowatych scenariuszowych rozwiązań. Dlaczego wrażliwi na wodę obcy napadają na planetę, której powierzchnia to w 80% woda? Dlaczego technologicznie zaawansowani najeźdźcy nie radzą sobie z drewnianymi drzwiami? Dlaczego "zaskakujące zakończenie" to: tak miało być od początku, oto plan, który ma się wypełnić, byś odzyskał wiarę, biedny księże? Bo Znaki to nie jest film o kosmitach. Bo Znaki to film o demonach.

W filmie obcy pokazani są jako dziwne kreatury z pazurami, nie widzimy żadnej technologii ani pojazdów (jedynie dziwne światła na niebie). Główny bohater to ksiądz, który musi odzyskać wiarę. W trakcie filmu różni ludzie widzą najeźdźców jako coś innego: gliniarz bierze ich za łobuzów, księgarz uznaje ich za oszustwo i komercyjną zagrywkę, żołnierz twierdzi, że to armia najeźdźców, dzieciaki myślą, że to UFO, a główny bohater wszystkie wydarzenia w filmie podporządkowuje testowi wiary. Percepcja zjawiska zależy więc od punktu widzenia danej osoby. Mało tego: obcy w finale nie został zabity zwykłą wodą. Córka Mela Gibsona to ktoś w rodzaju aniołka, świętej istoty (o czym jest mowa w dialogach) - rozstawione przez nią szklanki są więc wypełnione wodą święconą, a to jest przecież najlepsza broń przeciwko demonom. W legendach także mówi się, że drewno i różnego rodzaju proste przeszkody łatwo blokują drogę nadnaturalnym istotom - w Znakach jest to samo. Dodatkowo pod koniec filmu wspomniane jest, że metoda zabijania kreatur została odkryta w trzech małych miastach na Bliskim Wschodzie (czyżby "siedziby" największych współczesnych religii?), a przez cały czas tu i ówdzie pojawia się chrześcijańska ikonografia (ujęcia pokazujące kształt krzyża w różnych miejscach). Z tym wszystkim idealnie idzie w parze motyw zdołowanego księdza, który musi wypełnić od dawna zarysowany boski plan, by wypędzić demony i w ten sposób odzyskać wiarę. Przy okazji tytuł filmu można traktować metaforycznie (znaki od Stwórcy, a nie tylko połamana kukurydza).

Przyznacie, że ciekawa teoria? Oczywiście taki tok rozumowania w magiczny sposób nie zmieni jakości całego filmu (a najlepszymi produkcjami Shyamalana nadal pozostają Szósty zmysł i Niezniszczalny), ale mnie zachęciło do ponownego obejrzenia Znaków (choćby po to, by sprawdzić, ile z powyższych twierdzeń da się łatwo wyłapać podczas seansu). Oklaski dla twórcy tej teorii.

Na koniec polecam oczywiście zapoznać się z artykułem na cracked.com i przeczesywać sieć w poszukiwaniu innych ciekawych interpretacji (np. o tutaj).

fsm
18 grudnia 2012 - 18:55