Zeus - Zeus nie żyje - szczera płyta ale bez przebłysku geniuszu - sathorn - 19 grudnia 2012

Zeus - Zeus nie żyje - szczera płyta, ale bez przebłysku geniuszu

Parę tygodni temu przyjrzałem się płycie Medium „Teoria Równoległych Wszechświatów”, którą odkryłem ze skandalicznym opóźnieniem. Niedługo potem położyłem łapę na „Graalu” tego samego artysty, ale krążek (a w zasadzie krążki, bo są dwa) jest na tyle trudny, że potrzebuję dać mu więcej czasu. W międzyczasie miła niespodzianka – Kamil „Zeus” Rutkowski, jedne z moich ulubionych raperów ostatnich lat wydaje kolejną płytę!

„Zeus nie żyje” to czwarty pełnoprawny krążek artysty, które zdecydowanie zbyt długo pozostawał w podziemiu. Dwa pierwsze albumy były świetne (trzeciego nie słuchałem), a sam Zeus zdecydowanie zasłużył na masę pochwał, która posypała się na nieco z każdej strony. Jak prezentuje się niemal trzydziestoletni raper i producent na „Zeus nie żyje”?

Moim zdaniem bardzo twórczo rozwija styl, który prezentuje od pierwszej „legalnej” płyty. Zeus należy do grupy, którą szeroko można zakwalifikować do inteligenckich raperów. Daleko jednak mu do przeintelektualizowanej papki, jaką serwuje Eldo czy L.U.C, bliżej do Medium, Małpy czy Łony.

W porównaniu do tego pierwszego jego teksty są bardziej osobiste. Większość numerów nawiązuje, albo wręcz opiera się na życiu artysty. Nie jest to natrętne, odczytać to można raczej jako delikatną legitymację dla zaserwowania słuchaczowi paru rad i zapoczątkowania kilku przemyśleń.

Zeus to moim zdaniem najbardziej szczery raper. Z każdego wersu wylewają się emocje, głos ma nasączony determinacją. Nie wypiera się wątpliwości, ale dzięki temu płyta jest życiowa – przesłanie jest jasne – bywa trudno, ale przez pot, łzy, ból i zmęczenie, trzeba iść do przodu. Rap, związek, kariera, wszystko jest dla Zeusa walką, ale wartą podjęcia rękawicy. Potrafi sprawić, że to się udziela.

Jeżeli chodzi o warstwę muzyczną, to Zeus trzyma się „prawdziwego” brzmienia, ale nie boi się od czasu do czasu zabarwić bit dubstepem czy wokalami w tle. Jest dobrze - konserwatywnie, ale nie retro.

Czego mi brakuje w „Zeus nie żyje”? Właściwie to niczego, płyta jest po prostu solidna. Tylko i aż, bo brakuje mi przebłysku geniuszu w więcej niż dwóch-trzech kawałkach. Album jest bardzo dobry, taki na czwórkę z plusem w szkolnej skali, ale liczę na to, że Zeus stworzy jeszcze swoje Opus Magnum, które chwyci mnie za serce i sprawi, że zamknę się w pokoju na całe tygodnie. Zeus, jeżeli to czytasz to wiedz, że wierzę w to.

Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u, albo pojawiają się ze sporym opóźnieniem. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.

sathorn
19 grudnia 2012 - 14:19