Życie Pi (w 3D). Magia kina (w 3D). - fsm - 12 stycznia 2013

Życie Pi (w 3D). Magia kina (w 3D).

Najważniejsze trzeba powiedzieć na samym początku. Życie Pi to fantastyczny film. Ucieleśnienie magii kina, niezwykła, niesłychanie wciągająca opowieść dla widza w każdym wieku. Jeśli ktoś pójdzie na ten film (niezależnie od tego, czy zna książkowy oryginał, czy nie) i nie zachwyci się wizualną maestrią, nie uśmiechnie na widok zwierzaków czy nie wzruszy obserwując rozwijającą się relację między głównym bohaterem a tygrysem, ten jest martwym wewnątrz robotem bez perspektyw. To jak, czytacie dalej?

Życie Pi to nagrodzona nagrodą Bookera (to taki literacki max level w Wielkiej Brytanii) książka Yanna Martela, która posłużyła za bazę dla filmu Anga Lee. Podstawowa różnica między oryginałem a adaptacją (poza środkiem wyrazu, oczywiście) to modyfikacja sposobu opowiadania historii. W książce, Pi zwraca się do nas od razu jako autor i bohater, zaś pan pisarz co jakiś czas wtrąca akapit lub dwa na temat swego rozmówcy. Film też dzieli się na dwie płaszczyzny: z jednej strony jest to rozmowa pisarza z bohaterem (pokazana dosłownie, co zadziałało na korzyść obrazu), z drugiej zaś mamy niesamowitą opowieść, która stanowi danie główne. Danie na tyle sycące, że wieczorny seans gwarantuje brak zapotrzebowania na kolację po fakcie (ale piwko zawsze wypić można, bez obaw).

Historia Piscine "Pi" Patela to rzecz niezwykła i magiczna, choć mocno osadzona w rzeczywistości. Najważniejsze w tej opowieści są następujące elementy: młody Pi wraz z bratem i rodzicami zajmuje się lokalnym ogrodem zoologicznym w Indiach. Niestety sytuacja w kraju zmusza rodzinę do sprzedaży zwierząt do USA i wyprowadzki, więc wsadzają zwierzaki na wieli statek transportowy i hyc na Pacyfik. Po drodze jednostka wpływa w straszliwą burzę, statek tonie, załoga ginie, a w jednej jedynej szalupie ląduje cudem ocalony siedemnastoletni Pi, zebra, hiena, orangutan i niejaki Richard Parker, dorosły tygrys bengalski. Okoliczności szybko ograniczają ilość bohaterów do dwóch, ale emocji jest na szczęście  coraz więcej. Wszak jedna niewielka łódka, bezkres oceanu, młody chłopak i wielki tygrys to mieszanka niestabilna i dająca wielkie pole do popisu dla twórców. Och, jak dobrze, że je wykorzystali!

Nowy film Anga Lee to film przez duże "fy". Produkcja zapewniająca widzowi cały wachlarz emocji, żonglująca skrajnościami w sposób idealny - bardzo szybko przechodzimy od szczerego śmiechu do niemego zachwytu, by potem skupić się na przystopowaniu nagłego wilgotnienia oczu (no co... w kinie pełno pyłków lata, więc łatwo nabawić się reakcji alergicznej). To jest kwintesencja filmowej magii - w czasie seansu momentami (niemal) zapomina się, że się ogląda film, a to rzecz niezwykła. Duża w tym zasługa totalnie nieznanego szerszej publiczności Suraja Sharmy, debiutanta wybranego przez reżysera spośród ponad 3000 chętnych do zagrania roli Pi oraz perfekcyjnie wykonanego tygrysa. Tak, wykonanego, bowiem przez jakieś 90% czasu mam do czynienia z cyfrową kreacją i chyba w tym momencie nikomu nie uda się znaleźć lepiej zrobionego komputerowego zwierzaka. Jedna wielka włochata owacja na stojąco, powiadam wam.

Osobny akapit należy się stronie wizualnej i wykorzystaniu 3D. Życie Pi to śliczny film. Wielokrotnie wykorzystywany jest motyw wody jako lustra/nieba, co daje efekt obcowania z absolutem - zawieszeni w bezkresnej przestrzeni bohaterowie robią wrażenie. Trójwymiar jest niezwykle smakowity i inteligentnie stosowany. Gdy trzeba, jest niemal niewidoczny, gdy mamy do czynienia z "akcją", nagle film nabiera niesłychanej głębi, a czasem w stronę widza coś wyskoczy... Doskonała robota na poziomie Hugo, Prometeusza i Avatara (które to filmy uważam za najmilsze dla mego oka pod względem wykorzystania technologii 3D).

Znasz książkę? Nie znasz? Nieważne. Masz dziesięcioletnią córkę? Jesteś matką dziesięcioletniej córki? Nieważne. Jestem głęboko przekonany, że Życie Pi spodoba się każdemu. Może nie każdemu tak bardzo, jak mnie, ale bez wątpienia jest do rzecz warta zobaczenia. A każdy miłośnik kotów i tak na końcu doda przynajmniej pół punktu do racjonalnej oceny tej produkcji. Wszystkie nominacje do jakichkolwiek nagród zdecydowanie zasłużone.

fsm
12 stycznia 2013 - 11:51