O wielkiej zalecie Mortal Kombat 9 - Pita - 12 stycznia 2013

O wielkiej zalecie Mortal Kombat 9

Najnowsza odsłona Mortal Kombat świetnie pokazuje jak bijatyki z łatwością mogą zdobywać nową klientelę. I jak ją mogą przy sobie utrzymać.

Poprzedni rok był jednym z najlepszych w historii bijatyk – Dostaliśmy Tekken Tag Tournament 2, Dead Or Alive 5 oraz Virtua Fighter 5 Final Showdown, z których absolutnie każda okazała się wyśmienita. Fani 2D mogli zabawić się Czaszkowymidziewczynami, wariacjami na temat BlazBlue, czy Persona 4 Arena. Gdzieś tam w tle przewinął się Soul Calibur 5, kilka mniejszych produkcji i składanek. A pomimo tego wielu graczy, których znam wolało spędzać czas przy Mortal Kombat 2011.

Dlaczego?

Internet to miejsce wypowiedzi fanów, ekspertów i maniaków. Ludzie, którzy grają w bijatyki odrobinę na poważniej cenią sobie w nich przede wszystkim system walki oraz balans. Ważne dla nich jest wybitnie udane online oraz żywotność samej mechaniki tytułu – stąd to proste, że singiel traktują raczej jako trening.

Ale istnieje całe morze ludzi, którzy naprawdę grają w bijatyki sami. Bo wolą tak, bo sprawia im to przyjemność, bo nie lubią przegrywać, bo nie mają grać z kim, bo nie chce im się uczyć systemu gry.

Mortal Kombat 2011, którego doceniłem dopiero przy premierze na PlayStation Plus jest pod tym względem tytułem niemal idealnym. Bo oddaje graczom dużo zabawy, będąc najpierw dobrą grą, a dopiero potem dobrym mordobiciem.

Po pierwsze tryb story – który może nie jest tak rozbudowany jak w BlazBlue, ale z pewnością znacznie bardziej przystępny. Efekciarski, długi, sensownie podany i w ogóle istniejący, a na którego istnieniu nie straciłaby żadna inna bijatyka. Mortal przedstawia film, co prawda średnio napisany, ale przyjemnie oglądający się film, z licznymi walkami i masą odniesień do całej serii, dzięki czemu wsiąka się chociaż na chwilę.

Po drugie wieża zadań – czyli 300 zadań oraz mini-gier, wśród których pojawiło się masa fajnych pomysłów. Ranienie wroga we świetle, walka do góry nogami, wojna z zombiakami, wariacje na temat maszerki, czy pojedynki na nietypowych zasadach. Masa zabawy, a wersja na Vitę dostała jeszcze więcej zadań, w tym mini gierkę będącą kopią Fruit Ninja. Moc.

Po trzecie dodatkowe materiały – czyli cała krypta wypełniona szkicami, muzyką, filmikami i popierdółkami, które miło odkrywać. Przyjemnie oglądać. Fajnie mieć. Nie zabrakło też testów, kilku wersji arcade, czy dobrze przygotowanego (chociaż drogiego) DLC.

Mortal Kombat nie jest moim ulubionym przedstawicielem gatunku. Znacznie bardziej cenię sobie Tekkena, Virtuę, Dead Or Alive. Wolę stare King of Fightersy (XIII jednak mnie zawiodło). Ale jako gra sama w sobie – udał się wyśmienicie łącząc niezłą bijatyką z doskonałą zawartością i potężnym fan serwisem. I muszę przyznać, że chyba konkurencja to zaczęła rozumieć bo podobnymi ścieżkami wydaje się już zmierzać Persona 4: Arena. Ale o tym przekonamy się jak wyjdzie u nas za kilka lat <hohohoh>.

Mortal Kombat 2011 jest dla mnie jednak ważnym dowodem na to, że pewne, przecież proste decyzje w zasadzie mogą przyciągać do danego gatunku albo osoby średnio nim zainteresowane, albo osoby, które zrezygnowały z niego właśnie dlatego bo stał się nazbyt hermetyczny.

Pita
12 stycznia 2013 - 18:23