Trzymajcie mnie w pięciu bo zniszczę dziesięciu: mechy w grach. - Prometheus - 13 marca 2013

Trzymajcie mnie w pięciu, bo zniszczę dziesięciu: mechy w grach.

Fajnie jest czasem poczuć w grze prawdziwą moc destrukcji. Nie wiem jak Was, ale mnie nudzi po jakimś czasie bycie niezwyciężonym półbogiem, dlatego jeśli już mam wcielać się w kogoś / coś naprawdę mocnego, niech to będzie jatka krótka, intensywna i pełna napięcia, a jednocześnie dająca niesamowitą satysfakcję. Takie są właśnie fragmenty gier z... mechami w roli głównej. Nie zawsze udane, ale często pozwalające siać zniszczenie totalne. Choćby przez parę minut!

Trzymajcie%20mnie%20w%20pi%u0119ciu%2C%20bo%20zniszcz%u0119%20dziesi%u0119ciu%3A%20mechy%20w%20grach.

SHOGO: Mobile Armor Division

Zaczynamy od klasyki, czyli gry, którą pamiętam jak przez mgłę, za to wspominam bardzo miło za nietypowy klimat i mimo japońsko-mangowej otoczki dała się polubić także graczom od tego stroniących. W tym nietypowym FPSie wcielamy się w niejakiego Sanjuro Makabe, wojaka UCA który wysłany został na niebezpieczną misję. Wcześniej nasz bohater stracił najbliższe mu osoby i teraz przyszła pora na zemstę. Ostatecznie naszym zadaniem będzie zniszczenie Gabriela, pod którego rozkazami jest potężnie uzbrojona i niebezpieczna armia. Etapy „chodzone” to nic innego jak dość przeciętny FPS utrzymany w nietypowych klimatach – cała zabawa zaczyna się, kiedy wsiądziemy za stery potężnego mecha. Z tej perspektywy ludzie przypominają mrówki, a czołgi – zabawki dla dzieci. Do naszej dyspozycji oddane są bardzo ciekawe i potężne bronie, a ponadto mech ma zaimplementowaną funkcję błyskawicznie zmieniającą go w... pojazd, dzięki czemu można szybko pokonać dłuższe dystanse, będąc jednak na ten czas bezbronnym. Zdecydowanie jedna z najciekawszych gier tego typu i wciąż żywa legenda. Być może Monolith powróci jeszcze do tematu zawieszonego Shogo 2 – kto wie?

Trzymajcie%20mnie%20w%20pi%u0119ciu%2C%20bo%20zniszcz%u0119%20dziesi%u0119ciu%3A%20mechy%20w%20grach.
Shogo: Mobile Armor Division w całej swojej okazałości

Kroniki Riddicka: Assault on Dark Athena

Mrocznego zabójcę zna chyba każdy fan dobrego Sci-Fi. O ile pierwsza część koncentrowała się na słynnym więzieniu Butcher Bay i ucieczce z tego potwornego miejsca (Riddick byłby pewnie innego zdania), tak w sequelu twórcy postanowili dać nam pohasać po tytułowej Athenie – ogromnym statku kosmicznym pod dowództwem szalonej Revas. Oprócz przemierzania ciasnych korytarzy i skrywania się w cieniu możemy nie tylko parę razy wcielić się w biologiczno-mechanicznego drona, ale i mecha oczywiście. Nie czuć tu wprawdzie takiej mocy jak w „Shogo”, niemniej jednak dzięki sprawnemu poruszaniu się i szybkiej reakcji można narobić rabanu znacznie większego niż za pomocą pary zakrzywionych ostrzy. Na szczęście nawet, jeśli odniesiemy poważne obrażenia, zawsze można skorzystać ze stacji naprawczej, a warto to robić, bo nie tylko możemy się po jakimś czasie w środku upiec, ale i udusić, bowiem większość etapów „mechowych” to próżnia. Oprócz tego przemierzać będziemy nim tunele i niektóre obszary statku dając popalić wszystkim, którzy staną na drodze Riddickowi.

F.E.A.R. (seria)

W najstraszniejszej (przynajmniej w teorii) serii FPSów również przyjdzie nam zasiąść za sterami potężnych maszyn. A zabawy będzie tyleż samo, co obawy przed porażką. Mimo sporej siły ognia i paru „wspomagaczy” musimy bardzo się pilnować. Na naszej drodze staną nie tylko szeregowi żołnierze, ale i piechota wyposażona w broń przeciwczołgową (jak się okazuje, także „przeciwmechową”) czy... inne mechy. Nie jest więc wcale tak różowo, przez co niektóre starcia pozwalają poczuć dreszczyk emocji. Do naszej dyspozycji mamy dwa różne tryby ostrzału (ten drugi rzecz jasna ma pewien czas na „odsapnięcie”) oraz tryb termowizyjny pozwalający z łatwością dostrzec wydzielające ciepło obiekty, dzięki czemu nawet bardzo nieprzyjazne warunki nie będą nam straszne.

Nieco gorzej rzecz ma się w F.3.A.R., gdzie „feeling” mocy mecha nie jest tak dobry jak w poprzedniku, niemniej mamy także możliwość rozpędzenia się i taranowania przeciwników, co przynosi sporo frajdy.

Trzymajcie%20mnie%20w%20pi%u0119ciu%2C%20bo%20zniszcz%u0119%20dziesi%u0119ciu%3A%20mechy%20w%20grach.
Przez całe dwie części przyszło nam walczyć z m.in. mechami Cerberusa.
W ME3 wreszcie możemy odpłacić się tym samym!

Mass Effect 3

Chyba nikt nie spodziewał się, że w Mecha przyjdzie nam wcielić się nawet w ostatniej części historii komandora Sheparda. Jest to bardzo krótki etap, a większą satysfakcję czerpałem już z użycia o wiele bardziej wyrafinowanych sposobów, czyli mocy biotycznych, w szczególności bardzo efektywnych w połączeniu drużynowym. Tak czy inaczej to miła odmiana i fajnie było poczuć się przez chwilę jak Cerberus w skórze giganta – szkoda, że tak krótko i jakoś mało efektownie.

Jeżeli mimo wszystko to dla Was za mało, zawsze można odpalić coś na całkowite odstresowanie, czyli gry z mechami w roli głównej. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych na tym polu jest seria MechWarrior, której online'owa (całkowicie odświeżona) odsłona planowana jest na lipiec tego roku. Sporą konkurencją dla tej produkcji może być Hawken – również gra nastawiona na rozgrywkę wieloosobową, ale tym razem od niezależnego studia Adhesive games. Jeżeli dodać do tego bardzo dopracowaną i robiącą niemałe wrażenie grafiką (to zasługa bardzo odpicowanego Unreal Engine 3) oraz ciekawie zapowiadającą się rozgrywką, wychodzi na to, że fani mechów nie będą mogli w najbliższym czasie narzekać na brak dobrych tytułów w tych klimatach.

------------------------------------------------

Zapraszam też na facebook.com/dinosfera- łatwy i szybki dostęp do wszystkich publikowanych przeze mnie materiałów i innych ciekawych rzeczy. Uwagi i konstruktywna krytyka mile widziana!

Prometheus
13 marca 2013 - 13:16