Niewolnicy roli - michalsergio - 16 marca 2013

Niewolnicy roli

Jest pewna grupa aktorów, którzy – przez jednorazowy sukces – kojarzeni są głównie z jedną postacią filmową/serialową. Może być to zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Podchodzi fan, prosi o autograf, a zza pleców słychać wcześniej było: „Eeeej, to dr House!”. Smutne, ale prawdziwe. Nie raz i nie dwa wspominamy jakiegoś aktora, zupełnie nie pamiętając jego imienia i nazwiska. Nie brakuje takich asów. W tym tekście postaram się wskazać niektórych palcem i uzasadnić, dlaczego nazywam ich niewolnikami roli.


Hugh Laurie/dr Gregory House

Dr House, czyli serial, który podbił serca milionów ludzi na całym świecie. Milionów, bo świeże i pięknie opakowane płytki DVD sprzedawały się bardzo dobrze w 66 krajach na całym świecie, a produkcja zebrała mnóstwo prestiżowych nagród: Nagroda Emmy za najlepszy scenariusz serialu dramatycznego (David Shore za odcinek Three Stories), dwa Złote Globy za najlepszego aktora w serialu dramatycznym i wiele, wiele innych, bo samą listą z nagrodami można zanudzić na śmierć. Niewolnikiem roli w tym serialu został dr Hous... znaczy się... Hugh Laurie, który wyjątkowo długo czekał na taką kreację, która pozwoliłaby mu być na ustach wielu przez długie lata. W jego wypadku jest to zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Czemu nazywam go niewolnikiem roli? Zapytajcie znajomych, kto wciela się w postać dr House’a – niewiele osób wymieni imię i nazwisko. Najczęściej usłyszymy coś a’la: „Nooo ten koleś z brodą, nie kojarzysz?”.

Ciekawa jest ilość samego Hugh Lauriego w serialu. O czym mówię? Dr House ma takie same hobby jak Laurie: pasjonuje się szybkimi i zabójczymi motocyklami oraz uwielbia wieczorami grać na gitarze czy fortepianie. No właśnie! Zapomniałem wspomnieć, że nasz aktor jest także muzykiem – i to całkiem niezłym. Polecam przesłuchać płyty Let Them Talk, a Czytelników odsyłam do – moim zdaniem – najlepszego kawałka. To nasuwa mi na myśl pytanie czy my lubimy dr House’a czy jednak Hugh Lauriego? I ile jest w tej roli aktora i jego pasji, podejścia do życia i zainteresowań?

Następna ciekawostka? Obejrzycie to nagranie.

http://youtu.be/hJUwTAGYOSg

Nieogolony, nieogarnięty i w nonszalancki sposób nagrywa kamerą o jakości skarpety materiał do castingu. I tak, siedzi na kiblu. O dziwo takie podejście spodobało się reżyserom, którzy zdecydowali, że Brytyjczyk do serialu będzie pasował idealnie. Nie pomylili się. Kandydatami do roli byli ponadto: Denis Leary, Rob Morrow i Patrick Dempsey. W tym momencie nie wyobrażam sobie kogoś innego w miejscu Lauriego.
Punktem wspólnym jest Robert Sean Leonard, który w serialu wciela się w postać Jamesa Wilsona – onkologa i nienormalnego faceta – w końcu jest jedynym przyjacielem Gregory’ego House’a. Leonard w niejednym wywiadzie przyznał się, że relacja serialowa między tą dwójką jest wzorowana... życiem! Ponoć Lurie jest w życiu prywatnym smutny, psychodeliczny, a ich przyjaźń bywa toksyczna. Plus dla reżyserów za dopieszczenie takich drobiazgów i dla Leonarda, że wytrzymuje z takim znajomym.
Dla Lauriego może być to problem, bo przez całe życie będzie kojarzony z jedną rolą. To chyba lepiej, bo wcześniej był m.in. ‘tym kolesiem ze 101 dalmatyńczyków’ czy ‘wkurzającym typem z Lotu Feniksa’. No i podkładał głos do kilku bajek: Szeregowiec Dolot, Potwory kontra obcy czy Artur ratuje Gwiazdkę. Jakie piętno odcisnął on na popkulturze? W tagach na last.fm widnieje jako „FUCKING GENIUS”...

PS

Szansa na obejrzenie Hugh Lauriego i Johna Malkovicha w nietypowym teledysku Annie Lennox „Walking on Broken Glass” ;)

Wentworth Miller/Michael Scofield

Kolejnym członkiem tej listy stał się Wentworth Miller, który wspiął się na wyżyny swojego aktorstwa w serialu Prison Break. Jeśli można nazwać to wyżynami, bo mam wrażenie, że jego, Keanu Reevesa czy Kristen Stewart łączy jedno – kompletny brak mimiki twarzy w filmach. Nie wiem czy jest to robione specjalnie, czy jest to słabość aktora. Nie mniej jednak Miller nieźle wybrnął z roli Michaela Scofielda, który ma jeden cel – wydostać brata z więzienia. Pierwszy sezon był... nietuzinkowy? Może niezwykły? Miał coś w sobie, że obejrzałem go jednym haustem. Pojawiło się tutaj kilka nieźle zagranych postaci z niezłymi kreacjami np. Robert Knepper (Theodore ‘T-Bag’ Bagwell) czy Peter Stormare (John Abruzzi). Nie zmienia to faktu, że Miller podniósł sobie poprzeczkę tak wysoko, że prawdopodobnie nigdy nie będzie kojarzony z jakąś inną rolą. Dla większości – prawdopodobnie – zostanie Michaelem Scofieldem bądź ‘tym kolesiem z Prison Breaka’.

Miller przed i po Prison Breaku miał kilka filmów/seriali, ale były to produkcje zaledwie dryfujące po wzburzonych wodach Holiłudu. Nie dało się szerzej wypłynąć rolami w Romeo i Julii czy Underworldzie. Najśmieszniejszą rolą w jego karierze był Chris Redfield w filmie Resident Evil: Afterlife – produkcja poniżej wszelkiej krytyki, a dziełom spod znaku RE już blisko do tak znamienitego reżysera, jakim jest Uwe Boll. A pomyśleć, że George Romero miał się zająć serią RE na wielkich ekranach, ale CAPCOM bał się ryzyka...

Wracając do tematu, w RE:A Miller wcielił się w rolę Redfielda, którego wszyscy fani gry z pewnością kojarzą. Teraz pora na malutki SPOILER, bo w filmie była jedna scena. Wszyscy bohaterowie znaleźli się w potrzasku i nie wiedzieli jak uciec przed hordą nieumarłych. Oczywiście Alice jest prowadzona do więźnia, którym okazuje się Miller w klatce – pierwsza salwa śmiechu w kinie z mojej strony a ludzie patrzą na mnie jak na dzikusa. Po chwili ulotnych spojrzeń Miller się odzywa z jednym prostym zdaniem: „Wiem, jak stąd uciec”.
HILARIOUS 
Jeśli ktoś przed obejrzeniem RE:A miał okazję widzieć Prison Breaka, to doskonale wie, o co chodzi. Miller jest niewątpliwie niewolnikiem jednej roli i nie świadczy o tym ten jeden przykład. Na nim spoczywa już piętno ‘tego z Prison Breaka’. KONIEC SPOILERA

http://www.youtube.com/watch?v=-WtXr-aTnh4

Znów problem. Ile jest Millera w Scofieldzie i na odwrót? Może to jest recepta na świetnie zagraną rolę? Tego nie wiem.

Keanu Reeves/Neo

Już poniekąd tego pana w poprzednim podrozdziale wywołałem do tablicy w kategorii: „Najbardziej spontaniczny aktor na planie”. Z Keanu Reevesem mam spory problem, ponieważ widziałem większość jego filmów, ale nadal wydaje mi się, że ludzie kojarzą go przede wszystkim z Matriksa, który w trakcie aktorskiej emerytury będzie zwieńczeniem jego kariery. Oraz braci Wachowskich. Film kultowy i pewnie większość z was miała okazję go oglądać, a omawiany aktor był jedną z ostatnich kandydatur, aby wcielić się w Neo. Propozycję dostali m.in. Brad Pitt, Will Smith (wybrał Bardzo dziki zachód), Ewan McGregor Leonardo DiCaprio, Kevin Costner, David Duchovny, Val Kilmer, Tom Cruise...

Sporo.

Zresztą co ciekawe – nie tylko rola Neo nie była pożądana w tym filmie. Bracia Wachowscy mieli problem również z Morfeuszem czy choćby z agentem Smithem. Propozycję zagrania Morfeusza odrzucili m.in. Gary Oldman, Samuel L. Jackson, Val Kilmer czy Sir Sean Connery, który wybrał Ligę Niezwykłych Dżentelmenów.

A rolę Trinity dostała m.in. Angelina Jolie. Wyobrażacie sobie Duchovny’ego w roli Neo czy Kilmera jako Morfeusza? Mnie jest wyjątkowo trudno...

Wracając do Reevesa, z jednej strony potrafił zagrać w takich filmach, jak Dom nad jeziorem czy Lepiej późno niż później, ale nie można zapomnieć, że jest to facet, który siedmiokrotnie otrzymywał nominację do Złotej Maliny. Aaaaaach! I najlepszy hicior, w którym zagrał:

Słodki listopad

Szmira, tandeta i żenada... Okej, niektórym mógł się film podobać. W porządku, to jest moje zdanie, ale komedii romantycznej z Reevesem w roli głównej nie da się oglądać. Oczy mi krwawiły przed telewizorem, a Keanu wyglądał dokładnie tak samo, jak w Matriksie. Brakowało mu jedynie długiego skórzanego płaszcza.

I czapki z głów dla niego za Adwokata Diabła. Jeden z moich ulubionych filmów. Niezłe role Reevesa oraz Charlize Theron (Mary Ann Lomax) i – w najlepszej formie – Al Pacino jako John Milton. Nie zmienię jednak zdania co do tego, że Reeves głównie kojarzy się ludziom z Matriksem.

Daniel Radcliffe/Harry Potter

Może to trochę za szybko, aby młodego chłopaka (rocznik ’89) umieszczać w takim gronie, ale mam wrażenie, że rola w Harrym Potterze przerośnie Daniela i jego karierę aktorską. Trudno jest mi przywołać osobę, która niemalże początek kariery – nie wspominam o Krawcu z Panamy czy Davidzie Copperfieldzie – miała aż tak udany. Zresztą nie tylko on będzie miał problem po ekranizacji książek J. K. Rowling.

Tom Felton (Draco Malfoy), Rupert Grint (Ron Weasley), Emma Watson (Hermiona Granger) – te osoby mogą natrafić na spore schody w przyszłości, aby osiągnąć coś więcej niż Harry Potter i renoma po tym filmie.

Mało tego! Dla nich ta podróż może przypominać wspinaczkę na szczyt Burdż Chalifa bez windy...

Zresztą łatwo wyczuć, że aktorów we wszystkich częściach Harry’ego Pottera można podzielić na dwie grupy (w większości):

- młodzi, przed którymi drzwi do kariery się otwierają,
- gwiazdy prawdziwego kalibru,

Tacy aktorzy, jak Ralph Fiennes, Helena Bonham Carter, Alan Rickman czy Gary Oldman to klasa sama w sobie. Oni już nic nie muszą udowadniać światu. Stanowią wisienką na torcie choćby ostatniej części nastoletniego czarodzieja, czyli filmu Harry Potter i Insygnia Śmierci – moim zdaniem jest to świetna produkcja. A na pewno warta obejrzenia. Niezależnie czy książkę się czytało, czy nie.

Wracając do głównego tematu, zarobki młodego Daniela były/są astronomiczne. Aby nie być gołosłownym – za rolę w filmie Harry Potter i Czara Ognia na konto młodego 16-latka (liceum w Polsce!) wpłynęło 11 milionów dolarów. Takich młodych, krnąbrnych i łasych na pieniądze jest wielu. Możemy psioczyć od rana do wieczora na sagę Zmierzch, ale Taylor Lautner w wieku 19 lat również mógł nazywać siebie milionerem. A na koncie za jeden film pojawiła się siódemka z sześcioma zerami.

Historia kina przetrawiła już niejeden jednorazowy sukces nastoletniego gwiazdora. Najlepszym przykładem dziecka, które rozpoczęło od wielkiego: „KAAAAABOOOM!”, a następnie powoli wchodziło do trumny i zasypywało siebie garściami piachu jest Macaulay Culkin, który IDEALNIE pasuje do kategorii: „Niewolnicy roli”. Nie wiem czy w Polsce jest ktoś po „dwudziestce” i nie widział filmu Kevin sam w domu.

Nie ma takich osób.

Sława, łatwe życie, problemy z prawem, zatrzymanie za posiadanie marihuany – to tylko kilka zdarzeń z życia Culkina. A jego filmy? Bardzo słabe.

Nie chcę skazywać Radcliffe na pożarcie, bo nie mam prawa skreślać żadnego aktora. W poprzednim roku mieliśmy okazję obejrzeć Kobietę w czerni, a już w tym roku pojawią się prawdopodobnie kolejne cztery produkcje z Danielem w roli głównej. Pożyjemy, zobaczymy.


Seann William Scott/Steve Stifler

O tym człowieku można byłoby pisać eseje i naukowe rozprawy. Tak, jak Niclolas Cage wpasował się wygodnie w fotelu tandetnych filmów sensacyjno-kryminalnych. Tak, jak Jason Statham upodobał sobie kino klasy B. Ta, jak Jackie Chan przy hongkońskim pisku: „whatatatata” sieka następnych wrogów z karata – tak Seann William Scott przypasował się idealnie w głupawych komediach, które pasują niemalże idealnie na posiadówkę w dużej grupie znajomych, wielkich półmisach popcornu i hektolitrach alkoholu. Wystarczy spojrzeć na niego, a większość krzyczy: „Stifler!”, czyli dużo osób kojarzy go jako oblecha z filmów o dorastających nastolatkach.

Można wymieniać całą listę filmów Seanna Williama Scotta, które niewiele odbiegają od standardów American Pie: Fujary na tropie, Nowe stanowisko, Wyrolowani, Zabijaka – i tak wiele, wiele innych lekkostrawnych komedyjek. Zamknął się na poważne filmy całkowicie, bo w tym momencie nie wyobrażam sobie jego w dramacie czy filmie wojennym.

Nie do pomyślenia.

Z całej jego filmowej kariery krok naprzód – jak dla mnie – zrobił film Diukowie Hazzardu. Ale nie ze względu na aktora, a na Dodge’a Chargera z silnikiem Hemi. Aaaaaj...
Jeden z tych nie do odratowania. Stifler 4life!

michalsergio
16 marca 2013 - 23:20