Breaking News - media z rynsztoka - Floyd - 19 kwietnia 2013

Breaking News - media z rynsztoka

Być na dnie i dalej tonąć? Fizycznie niemożliwe, a jednak to chleb po­wszedni mediów brukowych. Każdy kolejny dzień staje się dowodem na to, że granice przyzwoitości wciąż można przekraczać, że pa­pier potrafi znieść wszystko (szklany ekran tak­że). Coraz trudniej wyobrazić sobie, czym można nas jeszcze zaskoczyć - wszak w nawale pseudo - sensacji stajemy się coraz odporniejsi na najgor­sze obrzydliwości, co tworzy zaklęty krąg rynsz­tokowej beznadziei.

Ktoś może w tym miejscu powiedzieć, że tabloidy to łatwy chłopiec do bicia. Zgoda, wszak dziennikarstwo, podobnie jak wszystko inne, ma jakiś swój margines, ciemną stronę. Problem tkwi jednak w tym, że tabloidyzacja nie od dziś przekracza granice nawet tego marginesu, sięga­jąc swoimi mackami coraz dalej i obalając kolej­ne bastiony prawdziwego dziennikarstwa. Taran celebryctwa i postępującego szmatławienia brnie naprzód, wypierając dobre dziennikarstwo.

W konsekwencji każdego dnia stajemy przed stosem „nagłówków nie do ogarnięcia” (polecam ciekawą grupę na Facebooku o tej nazwie), z któ­rych dowiadujemy się, kto dzisiaj „przerywa mil­czenie”, kto „zabiera głos” i „ujawnia prawdę”, jaki to „filmik robi furorę w sieci” i która „znana aktorka zdobyła się na szokujące wyznanie” (cytaty zebrane podczas pojedynczej wizyty na najpopularniej­szym polskim portalu internetowym).

My, odbiorcy, pozostajemy pod ciągłym ostrzałem codziennych szoków i katastrof, któ­rych, jak się często okazuje po zapoznaniu z materiałem, tak naprawdę nie było. Sensacyj­na zbitka słów w tytule ma namnażać jak naj­większą liczbę kliknięć, mających bezpośrednie przełożenie na przychody z reklam. W tej cho­rej, nadgnitej rzeczywistości, newsami dnia stają wyrwane z kontekstu cytaty polityków, celebry-tów i pseudoautorytetów. To wszystko składa się na monstrualną machinę, bezpardonowy prze­mysł absurdu, produkujący legiony idiotów.

Czy prymat zysku nad jakąkolwiek rzetelno­ścią ma swoje granice? W czasach kryzysu, nad­produkcji dziennikarzy z dyplomem wyższej uczelni (jakby jeszcze było mało, najlepsi czę­sto absolwentami dziennikarstwa wcale nie są), tysiące z nich za parę groszy potrafią zaprzedać wszystkie swoje ideały - o ile w ogóle jakiekol­wiek „złudzenia” tego rodzaju posiadają.

„Zwiększaj przychody z reklam jak najmniej­szym kosztem” - tak brzmi credo dzisiejszych koncernów medialnych. W konsekwencji takiej logiki drogie w utrzymaniu działy śledcze kur­czą się i wypadają z kolejnych redakcji, a świet­ne onegdaj dziennikarstwo śledcze dogorywa i obecnie kojarzy się raczej ze Smoleńskiem niż z czasami swojej świetności, kiedy Anna Marsza­łek, Dziennikarka Roku 2003, dostarczała ma­teriał na pierwsze strony gazet, ujawniając lub przyczyniając się do ujawnienia afery staracho­wickiej, zabójstwa gen. Papały, czy też nieprawi­dłowości w Ministerstwie Obrony Narodowej z udziałem ówczesnego ministra Romualda Sze­remietiewa. Wszak po co się męczyć, jeśli moż­na wypełnić wolne szpalty relacją z frontu wojny polsko-polskiej lub doniesieniem na temat ko­biety z wysp Senkaku, której urodziło się dziec­ko z trzema rękoma (zmyślam).

W tym kontekście warto zwrócić uwagę na degenerujące zjawisko spychania informacji mię­dzynarodowych na dalszy plan, z czym mamy do czynienia już od przynajmniej kilku lat. Wie­ści ze świata skupiają się zazwyczaj na detalach permanentnego kryzysu w Unii Europejskiej, wyborach w jakimś kraju albo na michałkach bez znaczenia, które można umieścić na bocz­nych szpaltach/ostatnich stronach/w charakte­rze rozluźniającego dowcipu pod koniec progra­mu (skreśl niepotrzebne).

Z rozrzewnieniem wspominam czasy znako­mitości pokroju Waldemara Milewicza. Jego „Dziwny jest ten świat” pozwalał wyrwać się z wy­godnego fotela i oczywistego dla nas świata do wrót piekła na ziemi, zarzewia najgorętszych konfliktów. Pozwalał lepiej zrozumieć świat. Kto dzisiaj opowie nam i wytłumaczy tragedię woj­ny domowej w Syrii, ekspansję Al-Kaidy w Mali? Na ile lepiej można byłoby zrozumieć arabską wiosnę, gdybyśmy nic musieli opierać się wy­łącznie na barwionych krwią nagłówkach o licz­bie zabitych w takim a takim zamachu?

Wierzę, że niedługo powiemy sobie „dość” makdonaldyzacji mass mediów i zaczniemy gro­madnie znajdować własne źródła informacji. Naiwniactwo? Badania z zakresu ekonomii beha­wioralnej dowodzą, że im wyżej sobie stawiamy cel (do pewnych rozsądnych granic), tym wię­cej osiągamy. Brzmi jak truizm, ale obnaża waż­ną prawdę: możemy więcej niż nam się wyda­je. Zainwestuj chwilę w poszukanie substytutów dla bzdur, które czytasz czasem podczas wykła­du lub przerwy w pracy. Wydostań się z rzeczy­wistości, w której bezmyślnie chwytamy to, co nam się podsuwa pod nos; w której podaż kreu­je popyt, a nic na odwrót.

Floyd
19 kwietnia 2013 - 14:13