Under the Ocean jest lepsze od Under the Garden - Materdea - 20 kwietnia 2013

Under the Ocean jest lepsze od Under the Garden

Było Don’t Starve, czas na nową produkcję z „wcześniejszego dostępu” SteamUnder the Ocean. Tytuł różniący się wieloma względami od wspomnianego dzieła Klei Entertainment, a mimo to tak podobny. Niezmienny pozostał pomysł na rozgrywkę – przetrwanie w niesprzyjających warunkach.

Under the Ocean nieco inaczej podchodzi do tematu survivalu. Świat, mimo iż niebezpieczny, to troszkę bardziej przyjazny. Co prawda wyrzucony na wyspę rozbitek musi zapewnić sobie schronienie, wyżywienie etc., lecz na swej drodze nie spotyka agresywnych przeciwników, a w nocy nie zabija go tajemnicza bestia. To, co kleimy z dostępnych receptur, służy wyłącznie zaspokojeniu własnego ego, bowiem nie jest to wymagane przez program. W takim razie gdzie byłby sens, prawda?

Ważną rolę odgrywają tutaj schematy, dzięki którym wiemy, że trzy ścięte drzewa składają się na dom, zaś kilka liści kokosowca służy za dach. Naciskając spację zatrzymujemy upływ czasu i tym samym mamy dostęp zarówno do tychże receptur, jak i „warstw” świata. Wydarzenia toczące się na ekranie obserwujemy z perspektywy 2D, a więc jak w pradawnym Mario. Teoretycznie postawienie budynku z drzwiami, oknami i meblami wewnątrz – zastrzegając, że nie jest to gotowiec – postawić się nie da. I właśnie tutaj z pomocą przychodzi myk stworzony przez Paula Greasley’a, będącego jednocześnie deweloperem całej gry – przełączenia się pomiędzy wymiarami, warstwami, albo jak chcecie, tak sobie to nazwijcie. Z panelu po prawej stronie wybieramy którą taką powłokę wybieramy, od najbardziej wewnątrz, po najbardziej na zewnątrz. Głupio to brzmi, ale jako tako trzyma się w ryzach.

Z racji tego iż dane mi było spróbować wersji przedpremierowej, to mimochodem gdzieś tam przemykały większe lub mniejsze błędy. Wiele elementów otoczenia potrafiło lewitować, kłody tańczyć Breakdance, a kraby znikać i pojawiać się z powrotem. Bardzo ważnym mechanizmem jest tworzenie ognisk. Nasz protagonista ma skłonność do kaleczenia sobie stóp, łamania nóg i obijania innych części ciała. W razie śmierci odrodzimy się dokładnie przy takim miejscu, by nie tracić ekwipunku i całej reszty. Jeśli nie chcemy szybko ujrzeć napisu game over, warto odpowiednio wcześniej zaopatrzyć się specjalne roślinki działające jak bandaże. Dzięki nim opatrzymy wszelkie rany, stłuczenia i krwawienia oraz ruszymy w dalszą podróż.

Niesamowicie pozytywne wrażenie wywiera oprawa graficzna. Stonowana, ale przy tym tak urocza, że nie sposób odmówić jej czegokolwiek. Kiedy nastaje wieczór, w jaskiniach pokaz świateł robią świetliki, zaś każdy element na mapie ma charakterystyczną, żółtawą poświatę nadającego fantastycznego klimatu. Do tego dochodzą wszelkie dźwięki wydawane przez miejscową faunę oraz florę – najlepiej słychać to po zmroku, kiedy wszystko idzie spać i świat na chwilę zatrzymuje się w miejscu.

Under the Ocean na dzień dzisiejszy prezentuje się nieźle. Cieszy przede wszystkim nietuzinkowe podejście do tematu, a więc brak nachalnego motywu wszystkożernych stworów, upływającego nieubłaganie czasu, budowania szałasów i różnych tego typu rzeczy. Jeśli chcesz, możesz zapewnić bohaterowi coś do jedzenia i spokojnie zwiedzać udostępnione miejsca. A te są naprawdę urokliwe i przepiękne – bardzo rozmaite pod względem designu. Wybrzeże, a zaraz jaskinia – po wyjściu z niej tajemniczy las. 

Materdea
20 kwietnia 2013 - 10:30