O tym jak w końcu ogarnąłem Wiedźmina 2 - Cascad - 28 maja 2013

O tym jak w końcu ogarnąłem Wiedźmina 2

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów oryginalnie ukazał się na PC w 2011 roku, na Xboksie 360 w 2012, a ja w końcu ruszyłem go teraz – w maju 2013. Czemu tyle to trwało? Pewnie dlatego, że mechanika produkcji CD Projekt RED zawsze wydawała mi się drętwa, a mimika postaci niewybaczalnie zacofana, poza tym nigdy nie darzyłem szczególnym uwielbieniem dzieł pana Sapkowskiego…
 

Mimo to, męczyła mnie myśl, że gra tyle czasu kurzy się na półce (tym bardziej, że zamówiłem ją podczas premiery) i nie dałem jej rady, choć nawet wielu casualom, Amerykanom i głupeczkom się to udało.  Zbierałem się ponad rok, ale w końcu ruszyłem. Udało się! Gram w Wiedźmina 2.


Pierwszy zawód spotkał mnie jednak już podczas przeglądania bonusów dołączonych do gry, na które nie zwróciłem uwagi w kwietniu 2012 – myślałem, że to moja niechęć do poradników spowodowała, że byłem niedoinformowany i źle wkroczyłem we właściwą przygodę. Nic z tych rzeczy, podręcznik gracza okazał się bowiem streszczeniem fabuły i szybko rzuciłem go w kąt, a instrukcja opisywała sprawy, których czytanie bez znajomości gry uważałem za totalnie abstrakcyjną i masochistyczną czynność.

Zatem znów ruszyłem od zera, wkroczyłem na arenę, turlałem się między rycerzami i akcja przeniosła się do chwili, w której torturowany Geralt odpowiada Vernonowi Roche o tym jak to nie zabił króla (poprzedzając to odrobiną turlania się między rycerzami). Gdy już nareszcie nadarzyła się okazja do ucieczki z lochów i starałem się załatwić to tak cicho jak tylko było to  możliwe, sterowanie postanowiło ze mną konkretnie zaszaleć i w rezultacie, zamiast przemknąć niczym cień, wymordowałem wszystkich strażników więziennych. Zdarza się. Życie to sztuka wyboru.


Potem trafiłem na statek, a następnie do Flotsam, gdzie wśród elfich wojowników skrywa się prawdziwy królobójca. Wiedziałem, że musze się dobrze skupić na tym momencie gry bo jest kluczowy – i jeżeli teraz znów ją porzucę, to zapewnie nigdy do niej nie wrócę. Tym razem grałem inaczej, więcej szperałem, rozmawiałem, wielokrotnie zostałem zaskoczony przez nieliniowość i rozważniej korzystałem z zaklęć, przyglądając się również eliksirom, oraz starając się nie pogubić w mocno rozległych, nieprzyjaznych menusach gry.


Byłem po prostu ostrożny i uważny – i to się opłaciło. Tak samo jak przełączenie poziomu trudności na łatwy, żeby nie przeklinać na system walki. Bardzo rzadko sięgam po tę opcję, ale tym razem stwierdziłem, że to się opłaci. To był ruch z gatunku „niedługo nowa generacja, masz wielki backlog, ogarnij się i skończ chociaż te tytuły, które masz na półce – masz czas do premiery GTA V”. Ponieważ sam ze sobą kłócić się nie będę (przecież dobrze wiem, że mam rację) zacząłem skracanie listy mych zalęgłości od pozycji, która dla wielu jest dumą narodową i wobec której czułem, że zbyt powierzchownie ją potraktowałem, odrzucając w kąt na długą banicję.

Ku memu zaskoczeniu: jest dobrze, poziom doświadczenia Wiedźmina rośnie mi aż miło, podsłuchuję rozmowy prostaczków, udaję że na wszystkim się znam, podróżuję po lesie, mam przy pasie trofeum po zwycięskiej walce z Kejranem i dobijam już do momentu zwrotnego w całej grze, czyli wyboru jednej z dwóch głównych ścieżek fabularnych. Co najlepsze – pomimo wielu nie intuicyjnych rozwiązań i technicznych ograniczeń wsiąkłem w ten styl zabawy, oraz walki o to, by Troll pilnujący mostu przestał pić wódkę


Jeżeli zatem promienie słońca mnie nie opuszczą to w najbliższym czasie zobaczę choć jedno zakończenie Zabójców Królów, po czym będę mógł wziąć się za kolejną pozycję ze swej tajnej listy. Jeśli rozumiecie ten problem to bądźcie tak dobrzy i trzymajcie za to kciuki.


 

[mójtwitter]

Cascad
28 maja 2013 - 18:17