Była taka gra (5): 'Shadow of Rome' - OsK - 5 czerwca 2013

Była taka gra (5): "Shadow of Rome"

Zapraszam do piątego artykułu z cyklu „Była taka gra”. Zgodnie z jego koncepcją, przedstawiam kolejny z tytułów, które kiedyś były ciekawe i oryginalne, ale z jakiegoś powodu nie doczekały się jeszcze ani jednej kontynuacji, remake’u, rebootu i w ogóle jakoś o nich ucichło. Tym razem chciałbym przypomnieć Shadow of Rome.

15 marca 44 roku zamordowany został Juliusz Cezar. W spisek wrobiono Vipsaniusa, ojca głównego bohatera omawianej gry. Agrippa (bo tak ma nasz bohater na imię) jest rzymskim żołnierzem, który, żeby ocalić ojca, zostaje gladiatorem. W międzyczasie Octavianus prowadzi śledztwo mające na celu znaleźć prawdziwego mordercę. W sumie to fabułę chyba lepiej przemilczeć…

Kiedy Japończycy tworzą opowieść w realiach dawnej Europy wypada to zazwyczaj podobnie do europejskich opowieści dziejących się w dawnej Japonii, czyli otrzymujemy stek bzdur, który najlepiej od razu umieścić w pod hasłem „fantastyka”. W przypadku Shadow of Rome sytuacja jest jeszcze ułatwiona, bo fabuła jest tak naiwna i nieciekawa, że ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, że nie miała to być najmocniejsza strona gry.

Rozgrywka dzieli się na dwie części: jako Agrippa walczymy na arenie, a jako Oktawian skradamy się po pustych i monotonnych lokacjach, unikając wzroku strażników i podsłuchując rozmowy, aby zrozumieć zawiązany w Rzymie spisek.

Przed sześciu lub siedmiu laty, gdy pierwszy raz zagrałem w Shadow of Rome, część Oktawiana wydawała mi się nudnym, sztucznym przedłużeniem czasu rozgrywki (stwierdza fan skradanek i przygodówek). Niestety, po latach, po przypomnieniu sobie gry, w ogóle nie zmieniłem zdania. Pomysł może i był całkiem niezły, ale gołym okiem widać, że etapy skradankowe zostały zaprojektowane jedynie jako przerywnik i już w czasie premiery SoR było parę gier realizujących tego typu rozgrywkę znacznie lepiej.

Z częścią Agrippy natomiast sprawa wygląda już zupełnie inaczej. Oczywiście, historycznie dalej mamy do czynienia z całkowitą bzdurą, powielającą raz po raz eksploatowany przez nowożytną Europę mit o krwawych rzeziach gladiatorów, ale biorąc pod uwagę ile filmów równie niepoważnie podchodzi do zagadnienia, chyba nikt nie będzie tego miał za złe grze... Jednak pod względem gameplayu walki na arenie zrealizowano wprost wzorowo. Potyczki są różnorodne, nie tylko przyjdzie nam walczyć z wieloma rodzajami przeciwników, ale i wykonywać odmienne cele misji. Kiedy już myślimy, że widzieliśmy wszystko i gra niczym więcej nas nie zaskoczy, szybko przekonujemy się, że jest zupełnie inaczej.

Shadow of Rome jest jedną z tych gier, w których samo przebicie się przez gromadę wrogów nie stanowi większego problemu, ale naszym zadaniem jest przede wszystkim zrobić to jak najbardziej pokazowo. Otaczająca arenę publiczność okazała się znakomitym pretekstem do wprowadzenia systemu punktowania naszego sposobu gry. Bardzo szybko okazuje się, że na pierwszy rzut oka bezmyślna i chaotyczna sieczka może być również potraktowana jako wyzwanie taktyczne – choć brzmi to nieco zabawnie i mało wiarygodnie – nieraz najważniejszym elementem potyczki jest odpowiednie rozplanowanie kiedy i czym powinniśmy wykończyć danego przeciwnika.

Zawsze gdy widzę jakieś zestawienie najbrutalniejszych gier bez tego tytułu na liście, wprost nie mogę się nadziwić, bo Shadow of Rome jest z całą pewnością jedną z najbrutalniejszych gier w jakie grałem na PS2. Może nawet jedną z najbrutalniejszych, w jakie grałem w ogóle. Samo obserwowanie rozgrywającej się rzezi może przyprawić wrażliwsze osoby o zniesmaczenie (choć wiekowość oprawy graficznej znacznie już złagodziła ten efekt), a jeżeli do tego dojdzie nieustanne staranie się, żeby w jak najlepszym stylu odrąbać przeciwnikowi jakąś kończynę… cóż, PEGI 18.

Niestety, nie znam dosłownie żadnej gry, którą można uznać za następcę SoR. Tym bardziej chciałbym zobaczyć remake. Z podrasowaną grafiką i po poprawieniu kilku nieco już kulejących elementów, Shadow of Rome byłby wprost genialną – nieco bardziej arcadową i niepoważną, ale jednak – single-playerową alternatywą dla Chivalry.

OsK
5 czerwca 2013 - 14:28