Hotline Miami - coś jakby recenzja - fsm - 2 lipca 2013

Hotline Miami - coś jakby recenzja

fsm ocenia: Hotline Miami
90

Budzisz się. Głowa ci pęka, a oczy mają problem z przyzwyczajeniem się do ponurego światła sączącego się przez brudne zasłony. Wciąż słyszysz pulsujący rytm elektronicznej muzyki z poprzedniego wieczoru. Czy to kac? Nie, przecież niczego nie piłeś... Zatem skąd ten ból głowy? Dlaczego masz silne przekonanie, że gadałeś z wielkim kurczakiem, a potem robiłeś jakieś potworne, nieopisane rzeczy? I czy to jest krew na rękawie kurtki?

Niepewnym krokiem wychodzisz z sypialni. W kuchni oczywiście jest syf. Niepozmywane naczynia, resztka pizzy, jakieś kawałki papieru. Podchodzisz do stołu, oczy wyłapują wielki nagłówek krzyczący z okładki poplamionej gazety. "Masakra w rosyjskim klubie, 15 osób nie żyje. Podejrzany nosił maskę". Łup, łup, łup. Uciskające umysł łomotanie nie pomaga skojarzyć faktów. Wszystko jest rozmazane, skąpane w jadowitych barwach neonów. Zanim jesteś w stanie podjąć jakąkolwiek decyzję, rozlega się dzwonek telefonu.

"Tu Mary z domu uciech Rozkołysany kwiat. Umówione spotkanie z naszą specjalną dziewczyną zostało przesunięte na godzinę 19. Załóż coś wystrzałowego, ona to lubi. Przyjedź na..." Abstrakcyjna wiadomość zagnieżdża się gdzieś w podświadomości. Zapamiętujesz adres i niedbale odkładając słuchawkę na widełki idziesz w stronę wyjścia. Kontrolujesz swoje ciało, dokładnie wiesz co robisz, ale masz wrażenie, że nie masz na to najmniejszej ochoty. Łup, łup.

Zamykasz drzwi samochodu, a po uruchomieniu silnika radio zaczyna grać dziwnie znajomą melodię. Kanciaste rytmy, psychotyczny syntezator i hipnotyczny bas zamieniają bezpłciową przejażdżkę przez miasto w nasączoną kwasem podróż przez różne stany świadomości. Czy po wyjściu z domu był poranek? Chyba tak... Pod wskazany adres dojeżdżasz jednak już po zmroku. Jak długo jeździłeś bez celu? Tego nie wiesz. Łup, łup. Wyłączasz silnik i przez chwilę siedzisz w bezruchu. Rozglądasz się po okolicy. Niezbyt przyjemne miejsce, podejrzane typki przemykają pod murami, świeci się co druga latarnia, słychać brzęk tłuczonej szyby i czyjś krzyk. To wszystko dociera do ciebie niczym przez jakiś filtr - przytłumione, odległe, nieistotne. Istotne jest to, co masz w schowku po prawej stronie. Naznaczona bliznami dłoń sięga do środka. Wyciągasz maskę kurczaka i bez zastanowienia nakładasz ją na głowę. Masz zadanie do wykonania.

Lektor: Przepraszam, ale na co patrzysz, łobuzie?

Wysiadasz z auta, dłonie pomału zaciskają się w pięści. Szerokie, podwójne drzwi lokalu chronią tych w środku przez tobą i twoim zestawem umiejętności, ale nie na długo. Z impetem wpadasz do środka, a skrzydło drzwi nokautuje stojącego za nimi strażnika. Chwytasz upuszczony przez niego kij bejsbolowy i szybkim ciosem w tył głowy pozbawiasz życia... Łup. Adrenalina napędza twoje mięśnie, nie masz czasu do stracenia. Słyszysz kroki, ktoś nadchodzi korytarzem. Gdy wychodzi zza rogu, nie ma czasu być zaskoczonym. Silne uderzenie prosto w twarz, krew, drgawki. Przeskakujesz nad ciałem i zwinnymi susami zaczajasz się pod wejściem do kolejnego pomieszczenia. Myślisz, że przydałby się pistolet - w środku wyraźnie słychać głosy kilku mężczyzn. Śmieją się, ale ten dźwięk w twojej głowie przekształca się w spowolniony, demoniczny rechot. Łup, łup. Już za moment nie będzie im do śmiechu, dobrze o tym wiesz.

Kolejne kilkadziesiąt sekund to przykryty neonową mgłą szał zabijania. Gdy wpadasz do kolejnego pomieszczenia, od razu wyrywasz pierwszemu zbirowi pistolet. Strzał w skroń. Facet pada. Na oślep posyłasz dwa pociski w kierunku innego mężczyzny, który właśnie sięga po stojącą przy biurku strzelbę. Masz szczęście - jeden z nich trafia go w ramię... Nagle czujesz uderzenie bólu. Upadasz, a na udzie pojawia się fantazyjny, czerwony wzór. Dostałem, myślisz. Trzeba kończyć. Nadludzkim wysiłkiem dźwigasz się w podłogi, kolejne pociski cudem omijają twoją rosłą sylwetkę. Strzelasz do gościa ze strzelbą. Dłoń eksploduje w chmurze krwi, jego broń upada. Gdy dobiegasz do niego, wystarczy celny kopniak w szczękę, by na placu boju pozostał już tylko jeden przeciwnik. Wychylasz się zza biurka...

Częsty widok podczas zabawy.

Po wszystkim spoglądasz wokół. Krew, martwe ciała, rozbite lampy, mrugający za oknem kolorowy napis. Ból w głowie jakby zmalał, a ty pomału wracasz do rzeczywistości. Nie możesz tu zostać. Głos w słuchawce kazał zabić wszystkich, a potem wyjść. Wyjście to najrozsądniejsze, co możesz teraz zrobić. Wracasz do samochodu, zdejmujesz maskę ze spoconej głowy i znowu zanurzasz się w psychodelicznej muzyce, która stanowi soundtrack dla twojej codzienności już od bardzo wielu dni. A jutro znowu zadzwoni telefon...


Hotline Miami to nietypowa gra niezależna, więc i jej recenzja jest nietypowa. Fanów klasyczniejszych opisów zapraszam do recenzji Cascada, z którą się w dużej mierze zgadzam (ocenę dałem taką samą). Genialna w swej prostocie mechanika, a także oszczędna i pokręcona strona wizualna w towarzystwie niesłychanie dobrze dobranej muzyki sprawia, że ten wymagający (gra radzi: don't be afraid to die) festiwal przemocy wciąga i każe doprowadzić tę ok. 3-godzinną historię do końca. A potem i tak trzeba się zastanowić: ale o co chodziło?

fsm
2 lipca 2013 - 10:31