Polecane GRY // Część dziewiąta - RazielGP - 5 lipca 2013

Polecane GRY // Część dziewiąta

Polecane GRY to cykl polegający na zaproponowaniu interesujących według autora dzieł ze świata elektronicznych produkcji. W każdej kolejnej części zostanie wytypowana kolejna porcja ciekawych tytułów z krótkim, subiektywnym komentarzem twórcy niniejszego tematu.

Idąc za ciosem nie mogłem zapomnieć o korytarzowych zmaganiach księcia Persji, zemście byłego policjanta DEA, totalnej samochodowej rozwalce, zuchwałego spotkania z kuzynem, czy o portalowych wariacjach, także w trybie kooperacji.

1989 - Prince of Persia

Wielu graczy lubi Księcia Persji. Jednak niewielu zna jego najstarsze przygody. Ja jedynkę poznałem na Pegasusie, czyli podróbce popularnej platformy NES. Wtedy wówczas doceniłem w tej pozycji niesamowite animacje. Podobnie było zresztą z wersją przeznaczoną na komputery klasy PC. Oprócz płynnych ruchów postaci Jordan Mechner postarał się o prosty, aczkolwiek dający satysfakcję system walki oraz największą atrakcję w postaci elementów platformowych, które do dziś są znakiem rozpoznawczym serii. Dość powiedzieć, że ten wiekowy tytuł nadal daje radę. Owszem bywa wymagający dla dzisiejszych graczy, ale jeśli damy mu swoją szansę, to zabawę z rozgrywki będziemy mieli po pachy. W gruncie rzeczy jest to typowa pozycja, do której wraca się wielokrotnie. I to często z wielką przyjemnością.

2001 - Max Payne

Pierwszego Maksa cenię przede wszystkim za wciągający wątek fabularny, uczucie zaszczucia, zdrady oraz zemsty, a także za fenomenalny mroczny klimat Nowego Jorku. Ludziom z Remedy udało się go przedstawić w taki sposób, że nie wywoływał on we mnie uczucia wymiotnego. Wręcz przeciwnie podobał mi się mrok i brak typowego amerykańskiego patosu. No i sam Max Payne jest wspaniałą postacią z krwi i kości. Jego kwestie po prostu miażdżą, pomimo smutnej i przerażającej przeszłości. Wliczając w to koszmarne, psychodeliczne sny. Gra swego czasu szokowała zaawansowaną technologią, dzięki czemu i dziś z przyjemnością możemy wcielić się w skórę byłego policjanta pracującego dla DEA. Nawet bez wspaniałego systemu bullet time wzorowanego na Matriksie produkt cechuje się ogromną grywalnością. Niemniej jednak dodatek ten zapewnia nam niesamowite doznania wizualne jak i ruchowe. To wszystko połączone z zapadającym w pamięci soundtrackiem zapewni nam kilka godzin niesamowitych zmagań.

2004 - FlatOut

Pomimo tego, że zdecydowanie bardziej cenię sobie sequela, w żaden sposób nie mógłbym zapomnieć o całkiem udanym prekursorze. Przede wszystkim z tego względu, iż oferuje on bliższe realizmowi zmagania. Oczywiście mam tu na myśli symulacyjny model jazdy oraz unikanie uniemożliwiających nam zwycięstwo rozwałek podczas wyścigów. W końcu w dwójce chodziło głównie o nieskrępowaną rozwałkę, a tej w jedynce lepiej unikać. No chyba, że nie zależy nam na wygranej. Co innego w trybie derby, gdzie cała zabawa kręci się wokół gniecionych siłą rozpędu blach naszych podrasowanych wraków. Podczas zabawy przygrywają nam przyjemne dla ucha rockowe nagrania, zaś podczas stadionowych, szalonych wyczynów typu sok w dal, wzwyż i tym podobnym wariacjom za pomocą naszego kierowcy miłe stadionowe kawałki. Dzięki temu czujemy klimat śmiercionośnych pojedynków oraz adrenalinę rosnącą w naszych żyłach w każdej kolejnej sekundzie spędzonej przy tej produkcji.

2008 - Grand Theft Auto IV

Czwórka co prawda oferowała problemy techniczne, które z biegiem lat zostały częściowo zniwelowane. Mimo tego nadal mamy do czynienia z porządnym GTA, tyle że twórcy zdecydowali obrać tym razem nieco inną drogę - drogę większego realizmu. W końcu jest to pierwsza odsłona tej serii stworzona z myślą o obecnych konsolach. W związku z tym zaserwowano nam nie tylko powrót do Liberty City, ale i znacznie bardziej zaawansowaną fizykę czy oprawę audiowizualną. Niestety pomimo wielu nowości związanymi z przyjaciółmi Niko Bellica, w moim odczuciu zabrakło tu wielu dodatkowych atrakcji znanych z poprzednich części. Gra w stosunku do takiego San Andreas pod względem zawartości wypada dość blado, ale za to góruje nad nim warstwą fabularną. Głównego bohatera mimo brzydkiej facjaty oraz łachów da się polubić. Naturalnie zaliczam na plus, bo nie jest on typowym głupim wariatem, który nie liczy się z uczuciami drugiej osoby. Sama gra w gruncie rzeczy jest jak najbardziej godna uwagi. W końcu Rockstar nie wypuściłby żadnego bubla.

2011 - Portal 2

Pierwszy Portal okazał się przyjemna niespodzianką. Drugi z kolei jest już pełnoprawną produkcją najawyższych lotów. Valve zaoferowało etapy znane z protoplasty, ale tak jakby bardziej podkręcone oraz urozmaicone (żele, platformy itp.) jak i te przywodzące mi na myśl wielbionego przez sporą rzeszę graczy BioShocka. Pojawił się nawet easter egg w postaci koła ratunkowego ze statku Borealis. Poza tym postawiono na niesamowity humor oraz wspaniale przygotowany tryb kooperacji, który w ładny sposób łączy się z pojedynńczymi zmaganiami. Dzięki dwójce nie tylko dobrze się bawimy, ale i poznajemy historię firmy Aperture Laboratories, wliczając w to przeszłość kluczowych postaci. W tym charyzmatyczną GLaDOS. Chell co prawda nadal nic nie mówi, ale zostało to w odpowiedni sposób wytłumaczone. W sumie dzięki temu łatwiej jest nam się wczuć w daną nam rolę, zagłębiając się w najskrytsze tajniki tego niewątpliwego hitu.

Na dziś to wszystko. Zachęcam zatem do komentowania tego artykułu jak i podzielenia się swoimi odczuciami względem niniejszych produkcji. Możecie także zadawać pytania dotyczące obecnych tutaj tytułów, na które udzielę wam w późniejszym czasie odpowiedzi.

Polub Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci one do gustu. Z góry dziękuję za klik.

RazielGP
5 lipca 2013 - 22:14