Agnieszka Radwańska nie podała ręki z uśmiechem – skandal na miarę Polski - Hed - 7 lipca 2013

Agnieszka Radwańska nie podała ręki z uśmiechem – skandal na miarę Polski

Wiecie dlaczego nie oglądam telewizji, która nadaje „24”, nie czytam gazety wybiórczej, ani portali pokroju oniet.pl? Bo są słabe. W tym tygodniu dowiedziałem się z nich na przykład, że Agnieszka Radwańska, najlepsza polska tenisistka w historii, to wredna suka, która nie zasługuje na swój sukces i powinna dziękować losowi, że zaszła tak wysoko. Dowiedziałem się tego z samych przekazów i komentarzy licznych czytelników pod nimi. Wniosek został poparty niezbitymi dowodami, ba, nawet nagraniami wideo i zdjęciami. Widać na nich jak na dłoni, że Radwańska, miernota z Polski zajmująca zaledwie 4 pozycję w rankingu najlepszych rakiet świata, podała rękę swojej przeciwniczce z półfinału Wimbledonu z niewystarczającą werwą, sympatią i radością. Mój boże! Mam nadzieję, że stosowne władze zostały poinformowane o tej zbrodni przeciwko ludzkości i zasadom fair play.

Autorka skandalicznego podania ręki nie okazuje skruchy.

 

Czemu Radwańska jest taka zła?

Wyjaśnijmy, czemu Radwańska jest taka kiepska. Polska tenisistka dobrnęła po ciężkiej walce do półfinału Wimbledonu. Wcześniej miała równy sezon. Cofając się dalej w przeszłość, można powiedzieć, że wiele lat pracowała na to, aby dotrzeć do czołówki rankingu zawodniczek grających w tenisa i utrzymać się tam dłużej niż przez miesiąc (bo dopiero to jest miarą sukcesu). Po drodze wygrała wiele turniejów liczących się w świecie tenisowym, co doskonale rozumieją fani tego sportu oglądający go dłużej niż od zdarzenia historycznego zwanego „Jerzyk pobił Szkota”. Oczywiście wszystkie pomniejsze sukcesy oraz sam fakt utrzymywania się w czołówce nie mają żadnego znaczenia dla mainstreamowych mediów i niedzielnych fanów. Ci widzą dwie rzeczy: Olimpiadę oraz enigmatycznie nazwane Wielkie Szlemy. Radwańska „przegrała” Olimpiadę. To znaczy nie wygrała, bo tylko wygrana w zawodach takiej „rangi” jest tematem godnym pochwalnych artykułów i reportaży. Dla tenisistów Olimpiada to naturalnie jeden z wielu turniejów, który rzeczywiście ma charakter prestiżowy, ale nie jest potrzebny, żeby być zadowolonym ze swoich osiągnięć.

Sprawa Olimpiady jest o tyle ważna, że rzutuje na obecne wydarzenia, bo buduje postrzeganie Radwańskiej jako „średniej tenisistki, która nic nie wygrała”. To dało stacjom i portalom świetny grunt dla doniesień z tego tygodnia. Radwańska dotarła przecież do półfinału, walczyła z odleglejszą w rankingu zawodniczką, a i tak nie dała rady. Żenujące, bo przecież nie liczy się to, że była w półfinale. Fibak, gwiazda, ekspert od wszystkiego i ostatnio wzięty skandalista, dotarł zaledwie do wielkoszlemowego ćwierćfinału. Także, ten tego, Radwańska to zło.

 

Lekcja tenisowego savoir-vivre

Zanim opiszę feralne zajście i „upadek Radwańśkiej”, jak sugerują media i fani, chciałbym przekazać Wam lekcję tenisowego savoir-vivre, czyli zasad stosownego zachowywania się na korcie oraz poza nim. Musicie wiedzieć, że tenis jest sportem elity, a elita, jak wszyscy wiemy, jest dystyngowana, dobrze wychowana i, mówiąc językiem prostaków, do których należę: po prostu potrafi się zachować. Oglądając mecz tenisowy możecie więc liczyć na przyjemne odbijanie piłek, grę fair play, nie nadużywanie zasad tenisa oraz przede wszystkim wspaniałe interakcje międzyludzkie.

To właśnie dlatego Serena Williams, obecna jedynka, krzyknęła do sędziny w 2009 roku: „Przysięgam na boga, wezmę tę pierd***ą piłkę i wsadzę ci ją w twoje pierd***ne gardło, słyszysz? Przysięgam na boga”. Przecież tak odnoszą się do siebie kulturalni ludzie uprawiający sport, za którym stoją stosunkowo niewielkie pieniądze – takie tam miliony dolarów, funtów, euro i innych niespecjalnie mocnych walut. Po co się denerwować?

Zresztą, nie tylko kobiety są znane ze spokojnego podejścia do gry. David Nalbandian wkurzony swoją kiepską grą kopnął w 2012 roku w stołek sędziego i przez przypadek uszkodził samego sędziego – mężczyzna otrzymał pomoc lekarza. Nasz cudowny chłopak, Jerzy Janowicz, również nie raz wykazał się pełnym profesjonalizmem, opanowaniem oraz dystansem. Na przykład podczas Australian Open z 2013 kiedy padł na kolana po stwierdzeniu przez sędzinę autu – pewnie dlatego, że jest pobożny - a później spokojnie nakrzyczał na nią, powtarzając jak mantrę swojskie „what Jerzy, what Jerzy, kurde”. Jakie to urocze i fair play.

To właśnie dlatego w tym pięknym i pozbawionym nieprofesjonalnych zachowań sporcie funkcjonują koleżeńskie kary finansowe za tak godne dojrzałych sportowców zachowania. Rzucę tylko kilkoma nazwiskami – kary pieniężne za niewinne ekscesy i łamanie regulaminu otrzymali między innymi: Williams, Safin, Azarenka, Petkovic, Djokovic, Nadal, Federer, Murray, Nalbandian i praktycznie każda inna licząca się postać. Radwańska zasługuje na potępienie, bo w porównaniu z tak niewinnymi zachowaniami, jak wybuchy Williams, czy zabójcza rakieta Nalbandiana, jej występek był absolutnie mrożący krew w żyłach…

 

Skandaliczne zajście – relacja z pierwszej ręki

Dobra, przejdźmy do zajścia, przez które, sądząc po komentarzach specjalistów i ludzi, może rozpocząć się III wojna światowa między Polską a Niemcami. Tak się składa, że nie muszę ograniczać się do zdjęć publikowanych przez portale, czy nawet stacje, bo miałem okazję obejrzeć „zajście” w momencie, kiedy się wydarzyło. Zapytacie, jak to możliwe?! Otóż skorzystałem z zaawansowanej technologii zwanej przez ekspertów – ostrzegam, będą trudne słowa - „transmisją na żywo”. Otrzymujecie więc relację z pierwszej ręki, a ręka w całym skandalu ma znaczenie zasadnicze. Po długiej walce, mecz się kończy i wygrywa Lisicki. Jak utarło się w zwyczaju, zawodniczki spotykają się przy siatce, podają sobie ręce i rozchodzą się. Zwyciężczyni wiwatuje i cieszy się. Przegrana – pakuje manatki i schodzi z kortu. Koniec.

Tak, to było wstrząsające – nie mogłem zebrać szczęki z podłogi próbując zrozumieć, dlaczego Radwańska zachowała się jak KAŻDA PRZEGRYWAJĄCA OSOBA NA CAŁYM TURNIEJU. Bezczelnie raczyła podziękować przeciwniczce na mecz i zła na to, że przegrała szybko ewakuowała się do szatni. „Gdzie byli rodzice?” – należałoby zadać pytanie. „Dlaczego nie interweniowało MI6?” – zachodziłem w głowę. Nie wiem, co dzieje się z tenisem, ale sprawy zaszły za daleko.

 

Savoir-vivre raz jeszcze

Odkładamy na bok te głupie żarty, bo jak wszyscy wiemy internet nie rozumie takich pojęć jak sarkazm, ironia, czy parodia. W półfinale Radwańska walczyła z Lisicki, zawodniczką niemiecką polskiego pochodzenia. Nie będę się tutaj wyzłośliwiał, bo chociaż osobiście nie przepadam za jej grą, podziwiam to, że serwuje najszybciej i najmocniej wśród kobiet. Faktem jest, że ostatnio Lisicki radziła sobie różnie – ogólnie rzecz biorąc, miała gorszy sezon od Radwańskiej. W tym konkretnym meczu, i tu już pozwolę sobie na złośliwość, Lisicki waliła mocno, a Radwańska grała w tenisa. Nie będę silił się na poważną analizę, bo to rola komentatorów i publicystów sportowych – liczę, że geniusze pióra pokroju Stopy skonstruują odpowiednią metodologię interpretacji, tego co zaszło na korcie. Dla mnie jednak Radwańska mogła to wygrać, powinna to wygrać, była o krok od wygrania i, co ważniejsze, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Przegrała, była zła i miała do tego prawo. Była zła, ale nie wybuchła. Podała rękę.

Przyznaję, że to podanie ręki było szybkie, zdawkowe i niezbyt przyjazne. Ale czy musiało być inne? Fakt, zawodnicy lub zawodniczki często po długich meczach się przytulają, całują, gratulują sobie – nie jest to jednak normą i nie każdy musi się do tego stosować. Ważne, żeby uszanował zwycięstwo rywala. Wbrew pozorom, nie wszyscy to potrafią, bo nie wszyscy potrafią przegrywać. Był mecz Safina, w którym nie podał ręki przeciwnikowi. Był mecz Berdycha, który nie chciał wymienić uścisków z Almagro po tym jak ten niechcący walnął go piłką podczas meczu. Ten przypadek jest o tyle zabawny, że Berdych to starcie wygrał, więc można powiedzieć, że nie potrafi też wygrywać. Można wspomnieć jeszcze o gwiazdach większego kalibru – dąsać się na przeciwnika zdarza się chociażby Federerowi lub Nadalowi. Ten drugi w ogóle jest znany z bycia obrażalskim i braku dystansu do samego siebie, ale przez wzgląd na ogrom jego fanatycznych fanów, którzy pewnie szykują już zamach na moją osobę, zostawię ten temat na inną okazję.

 

Szkoła przegrywania

Fani tenisa, którzy tak licznie ujawniają się, gdy trzeba pojechać Agnieszce Radwańskiej za to jak wygląda, nie wygląda, gra, nie gra, przegrywa lub wygrywa, zaznaczają, że jej pogarda przejawiała się już wcześniej w tym meczu. Przecież rzuciła w meczu rakietą! Tak, to mocny argument, bo rakieta to rzecz święta i nikt przenigdy w tenisie nie odważyłby się jej znieważyć. No może oprócz Youzhny’ego, który kiedyś po przegranym punkcie walnął się rakieta w głową tak mocno, że zaczął krwawić. Polecam także szkołę przegrywania, jaką zaserwował nam kiedyś Marcos Baghdatis, który w przerwie meczu połamał ile, ze cztery rakiety? Tak się przegrywa punkty, gemy, czy sety z godnością. W ogóle łamanie rakiet może być sposobem na szybsze zakończenie pojedynku – pamiętacie przypadek Gorana Ivanisevica, który zniszczył tyle rakiet, że zabrakło mu zapasów, aby kontynuować mecz? Na tle tych przykładów rzut rakietą Radawńskiej, wykonany w geście desperacji, a więc afirmacji dobrej gry przeciwniczki, rzeczywiście jest rzeczą, o której trzeba zrobić wizję lokalną i piętnaście odcinków publicyschizmów pokroju „co z tą Polską”.

Nie mam zamiaru wdawać się w dalsze rozważania na temat całego zajścia, bo sprawa wydaje mi się dość jasna. Radwańska mogła wygrać ten mecz i była wściekła o to, że się poddała że nie dała rady. Bo widzicie, w psychologii stanów i zachowań ludzkich funkcjonuje taki przypadek, że kiedy na czymś bardzo komuś zależy i to coś jest w zasięgu możliwości, to niemożność zdobycia tego budzi ogromne emocje negatywne: na siebie, osoby, które uniemożliwiły nam zdobycie celu oraz cały świat. Mając to na uwadze, kompletnie nie zdziwiło mnie zachowanie polskiej tenisistki, która powiedzmy to otwarcie zwykle zachowuje się bardzo umiarkowanie i nie pozwala sobie na wybuchy. Po przegraniu półfinału Wimbledonu w taki sposób ja pewnie poszedłbym w ślady Nalbandiana, Berdycha, czy Nadala. To znaczy, połamał rakiety, pobił sędziego, nie podał nikomu ręki i dąsał się w kącie.

 

Żeby nieco rozluźnić atmosferę, bo zdaję sobie sprawę, że broniąc Radwańskiej dopuszczam się zamachu na godło, przytoczę anegdotkę, jaką na facebooka wrzucił kolega Kwiść. Pokazuje ona kierunek, w którym powinniśmy przesłać całą energię, z jaką krytykowana jest Agnieszka za swoje dąsanie się. Cytując Kwiścia:

Dwóch brytyjskich komentatorów na meczu Janowicza rozmawiało o tym, że polska federacja ma tylko 1mln budżetu. Kilka minut później kamera robi najazd na klaszczących polskich działaczy:

- It looks like entire polish federation o_O

- Here goes the budget...

Nawet za granią mają z tego beke, ale w Polsce ofc nie ma problemu ;>

 

Dziękuję,

komentator sportowy od piętnastu minut Hed


zdjęcie wykorzystane w artykule pochodzi z oficjalnej strony Agnieszki Radwańskiej

Hed
7 lipca 2013 - 10:43