Masz cały arsenał Snake ale lepiej z niego nie korzystaj - Brucevsky - 7 września 2013

Masz cały arsenał Snake, ale lepiej z niego nie korzystaj

W październiku zeszłego roku miałem okazję trochę ponarzekać na Final Fantasy Tactics: War of the Lions, w którym spora część dostępnych broni była zupełnie bezużyteczna. Twórcy niby dawali sporo możliwości, ale w rzeczywistości okazywało się, że strzelanie z łuku jest nieopłacalne, uderzanie toporem zbyt ryzykowne, a ataki sztyletem to niemal pewne samobójstwo. Nie przeczuwałem, że tak szybko przyjdzie mi ogrywać produkcję z podobnym problemem. Tym razem cukierki pokazało Konami, ale zaraz po tym dodało, że jedzenie słodyczy jest bez sensu, psuje zęby i ma tylko negatywne skutki.

W żadnej z trzech dotychczas ogranych odsłon Metal Gear Solid twórcy nie oddali mi do dyspozycji takiej liczby pistoletów, karabinów maszynowych, wyrzutni rakiet i karabinów snajperskich, jaka jest dostępna w Peace Walker. Teoretycznie każdy z tych narzędzi mordu mogę zabrać na misję i wykorzystać do wykonania określonych celów. Mogę wybrać klasyczne M16 w zestawie z bronią krótką, ale mogę też skusić się na Mosina-Naganta z usypiającymi strzałkami, by nikogo nie pozbawiać życia. Mogę także wybrać potężny karabin M60, jeśli chciałbym spróbować udawać Johna Rambo lub zabrać ze sobą obrzyna i postawić na walkę na krótkim dystansie. Mogę. A w zasadzie to mógłbym, gdyby tylko miało to jakikolwiek sens.

Szybko rosnący arsenał broni w Mother Base w bardzo krótkim czasie staje się źródłem irytacji. Nasi podwładni wynajdują i produkują kolejne typy pistoletów, karabinów, snajperek czy wyrzutni, które wyglądają zachęcająco i które chciałoby się sprawdzić na polu walki. Bohater ma jednak ograniczoną liczbę miejsca i na każdą misję może zabrać tylko dwa z nich. To jednak żaden problem, jedynie drobne utrudnienie. Schody nie do pokonania zaczynają się, gdy okazuje się, że strzelanie z czegokolwiek innego niż pistolet z usypiającymi strzałkami, Mk22, nie ma najmniejszego sensu.

Snake z reguły jest sam na polu walki (mowa o grze single player), więc jakikolwiek strzał z broni pozbawionej tłumika oznacza z reguły automatyczny sygnał dla wroga i powód do wszczęcia alarmu. To z kolei wiąże się z licznymi utrudnieniami i koniecznością stawienia czoła nieźle wyposażonym jednostkom patrolowym. Pół biedy jednak, że trzeba byłoby się z nimi użerać. Korzystanie z normalnych karabinów i zwykłej amunicji oznacza zabijanie wrogów, a tych najlepiej uśpić i wysłać do Mother Base, by ją rozwijać. To tak jakby w Pokemonach zamiast łapania kolejnych stworków, eliminować je. Takie granie jest pozbawione sensu i oznacza, że sami sobie utrudniamy dalszą zabawę. Oczywiście można w Peace Walker żołnierzy tylko ranić i potem odsyłać do bazy, by w szpitalu doszli do siebie. To jednak nie jest łatwe, często bardzo ryzykowne, a poza tym nieopłacalne, bo „uszkodzeni” rekruci potrafią długo dochodzić do siebie. W efekcie najlepiej ich usypiać Mk22, a resztę broni trzymać na bossów lub sporadyczne przypadki pomyłki przy próbie cichego minięcia wroga.

Jeden z kilku pretekstów do użycia "mocniejszych argumentów".

War of the Lions nie było przypadkiem odosobnionym. Często zdarza się, że rozbudowany arsenał tworzony jest przez twórców nieco bezmyślnie, co potem skutkuje obecnością w danym tytule dziesiątek niepotrzebnych i bezużytecznych pistoletów, siekier, łuków, zbroi czy tarcz. W komentarzach pod artykułem dotyczącym Final Fantasy Tactics Persecuted i SpecShadow przybliżyli inne produkcje cierpiące na podobną dolegliwość, m.in. Diablo III, Risen 2, Fallouta czy Temple of the Elemental Evil. Dzisiaj ja dorzucam do tego grona jeszcze Peace Walker. Ot łyżka dziegciu w wiadrze miodu od Konami.

Brucevsky
7 września 2013 - 13:47