'Nowicjuszka' Trudi Canavan - evilmg - 9 października 2013

"Nowicjuszka" Trudi Canavan

„Nowicjuszka” to drugi tom Trylogii Czarnego Maga. Szybko mi idzie pochłanianie tych cegiełek prawda? Czy to znaczy, że "Nowicjuszka" jest książką wybitną? Niekoniecznie, ale na pewno ma swój urok i pod pewnym względem stanowi krok na przód w stosunku do jakości „Gildii Magów”. Niestety pojawiło się też kilka nowych mankamentów...

Akcja książki rozpoczyna się w zasadzie zaraz po zakończeniu części pierwszej. Sonea rozpoczęła naukę magii i wraz z innymi nowicjuszami stara się w pełni zapanować nad swoją mocą. Pojawia się jednak problem, którego można było się jednak spodziewać. Sonea przez wielu kolegów i nauczycieli postrzegana jest jako przybłęda ze slumsów, potencjalna kandydatka na dziwkę, złodziejkę i wszystko co najgorsze. Nie pomaga jej nawet fakt, że jest potężniejsza od większości kręcących się w okolicy magów – w końcu jej moc przebudziła się bez pomocy innego maga. Dziewczyna uczy się więc radzić z szykanami ze strony „kolegów”, niechęcią dorosłych i rodzącymi się plotkami. Szczerze mówiąc cała ta sytuacja przypomina mi nieco parę tomów przygód Harrego Pottera. Z tym, że te były napisane jakoś bardziej naturalnym językiem. Tutaj brak przekleństw u dziewuszki wychowanej w slumsach raczej dziwi, a ugrzecznione dialogi ze złodziejami potrafią być żenujące.

 

Obok przygód Sonei mamy też okazję śledzić poczynania Dannyla w odległym Elyne. Prócz sprawowania urzędu ambasadora stoi przed nim zadanie bardziej odpowiadające roli szpiega. Ma dowiedzieć się co podczas swoich podróży odkrył Akkarin. Na swoje nieszczęście jest nieświadomy przyczyn tak dziwnych wytycznych z Gildii. Podczas swoich badań dowie się więcej niż kiedykolwiek by przypuszczał. Więcej o magii, Gildii i... swojej orientacji seksualnej. Problem w tym, że cały wątek związany z Dannylem mógłby być spokojnie o połowę krótszy i moim skromnym zdaniem wyszłoby to książce na dobre. Autorka potrafi tam niemiłosiernie przeciągać, a co gorsza powiązanie obu historii wciska mnóstwo niepotrzebnego ględzenia do wątku głównego.

 

„Nowicjuszkę” czyta się przyjemnie. W porównaniu w poprzednią częścią dzieje się zdecydowanie więcej. Bohaterowie zyskali wreszcie trochę głębi i byłoby naprawdę dobrze gdyby nie kilka upierdliwych baboli. Prócz na siłę ugrzecznionych dialogów i niemiłosiernego lania wody problemem jest coraz wyraźniejsze dzielenia świata na czarne i białe. Po raz kolejny mamy dobrych, złych i manekiny, ale teraz w gratisie dostajemy w gratisie Soneę, która stara się najwyraźniej o beatyfikację za życia. Świat uparł się żeby zrobić jej kuku, a ona spuszcza niewinne oczka na ziemię i mamrocze, że jej przykro i przeprasza. Ach, i jeszcze żyje w strachu, że komuś krzywdę zrobi co tylko pogarsza jej sytuację. Żeby było śmieszniej co kilka stron ktoś nam przypomina jak jej ciężko w życiu było i jakich strasznych czynów musiała się dopuszczać by przeżyć w slumsach, które coraz bardziej w mojej wyobraźni przypominają przedmieścia Mogadiszu z „Helikoptera w ogniu” niż kawałek miasta w świecie fantasy...

 

Mimo to przy „Nowicjuszce” da się miło spędzić parę godzin i mieć jeszcze ochotę na więcej. „Wielki Mistrzu” nadchodzę!

evilmg
9 października 2013 - 19:11