Recenzja filmu Labirynt - mroczna historia porwania której dałam się porwać - Klaudyna - 10 października 2013

Recenzja filmu Labirynt - mroczna historia porwania, której dałam się porwać

Dawno nie byłam w kinie na porządnym thrillerze. Ostatni tytuł, jaki przychodzi mi na myśl to Dziewczyna z tatuażem, a było to 1,5 roku temu. Na Labirynt wybrałam się w ciemno, nie czytając nawet, jaką tematykę porusza. Moja wiedza ograniczała się do dwóch faktów: czas trwania - 2h 26 minut, w obsadzie - Jake Gyllenhaal i Hugh Jackman. Ryzyko długich filmów polega na tym, że zamiast treściwej, trzymającej w napięciu historii, możemy otrzymać rozwleczoną do granic możliwości opowieść bez polotu (trochę tak miałam z Zodiakiem Finchera, wybaczcie :P). Denis Villeneuve wiedział, co robi, bowiem jego film trzyma w napięciu od początku do końca i serwuje widzom uczucie niepokoju porównywalne do tego, które odczuwają jego bohaterowie.

Rodzinę Doverów i Birchów poznajemy w czasie Święta Dziękczynienia. Keller Dover (Hugh Jackman) to człowiek pobożny i wyznający zasadę, że przezorny zawsze jest ubezpieczony. Jego praktyczność zdaje się być chorobliwa. Uczy syna, jak polować, jego piwnica przypomina schron, w którym nie brakuje półek pełnych żywności na długie miesiące izolacji, zaś córeczkę wyposaża w gwizdek, którego ma używać, jeśli znajdzie się w niebezpieczeństwie. Keller to prawdziwy pan domu, którego najważniejszą misją jest dbanie o rodzinę. Rodzina Birchów zdaje się mieć więcej luzu, patrzą na dziwactwa sąsiada z przymrużeniem oka. Obie rodziny przyjaźnią się, starsze dzieci spędzają ze sobą czas, młodsze córeczki są przyjaciółkami. Wśród świątecznego zamieszania, dziewczynki wychodzą, by pobawić się na zewnątrz. Ignorują zalecenia rodziców, by wzięły ze sobą starsze rodzeństwo. Niestety ta chwila nieuwagi skutkuje wielkim dramatem. Dziewczynki zostają uprowadzone, zaś podejrzenie pada na młodego chłopaka, Alexa (Paul Dano), który ewidentnie cierpi na jakiś rodzaj umysłowego zaburzenia i z tego właśnie względu wydaje się mało prawdopodobne, by chłopak był zdolny porwać dwie rozbrykane dziewczynki. Dochodzenie prowadzi detektyw Loki (Jake Gyllenhaal), o którym krążą pogłoski, że na swym koncie ma same pozytywnie rozwiązane sprawy.

Detektyw Loki nie dostarcza zbyt wielu informacji na temat swego życia. Z pewnością w swych śledztwach wykazuje się dokładnością. Można mu zarzucić pewną opieszałość, zbyt powolne kojarzenie faktów (zdarza się, że widz wcześniej wyciąga wnioski niż Loki), zwłaszcza, że trop się zagęszcza, pojawiają się wątki, które z pozoru nijak mają się do sprawy porwanych dziewczynek. W oczach Kellera detektyw Loki to zwykły urzędnik, który najprawdopodobniej za kilka dni zamiecie sprawę pod dywan. Dlatego też zraniony ojciec rozpoczyna własne śledztwo, w którym nie zawaha się samodzielnie wymierzać sprawiedliwości. Rys psychologiczny postaci jest głęboki. Działania bohaterów uzasadnione są charakterologicznie, doświadczeniami z przeszłości, lękami - wszystko ma swoje odzwierciedlenie.

Od pierwszych minut widz zaczyna nasączać się przeświadczeniem, że zdarzy się coś bardzo niedobrego. Bohaterowie bowiem są osadzeni w niezwykle odpychających (ale za to bardzo prawdziwych) sceneriach. Małe amerykańskie miasteczko, szare domki średniozamożnej klasy, niesprzyjający klimat - wilgoć, chłód, nieustannie zasnute chmurami niebo, śnieg padający na zamianę z deszczem. O dziwo, ani Hugh Jackman ani Jake Gyllenhaal nie wyglądają jak faceci, którzy uwzględniani są w rankingach najprzystojniejszych czy najseksowniejszych. W kontekście Labiryntu nie należy również zapominać o świetnym Paulu Dano (Mała Miss, Aż poleje się krew), który sprawdza się w nieszablonowych, nieco dziwnych rolach.

Labirynt nie należy do filmów najprostszych i najlżejszych w odbiorze. Jeśli ktoś szuka rozrywki i odprężenia na piątkowe popołudnie, niech wybierze coś innego. Jeśli ktoś oczekuje wybuchowej hollywoodzkiej akcji, gdzie mózg nie nadąża z przetwarzaniem bodźców wzrokowych, niech wybierze inny film. Tutaj Villeneuve nie daje nam wytchnienia. Mimo wręcz ospale rozwijającej się akcji, przez cały seans ściskałam krawędź spódnicy w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń. Nie da się również przejść bezrefleksyjnie obok przedstawionej historii. Widz jest zmuszony do zastanowienia się, jakie demony obudziłyby się w nim, gdyby znalazł się na miejscu rodziców dziewczynek, czy nasza desperacja powiodłaby nas na te same tory, co Kellera. Do rozważenia zostanie również kwestia religijna - jak daleko może się człowiek posunąć w ramach działania "w imię Boga".  I zaskoczenia niestety nie ma - daleko...

Warto się wybrać do kina - Labirynt wydaje się być produkcją skrojoną na okres jesiennej melancholii i "ponurości".

Klaudyna
10 października 2013 - 13:49