Krótko i na temat | XXXI | Uwielbiam tryb kooperacji! - RazielGP - 14 października 2013

Krótko i na temat | XXXI | Uwielbiam tryb kooperacji!

Zgrany duet, czyli to, co tygryski lubią najbardziej!

Gry należą do jednej z najwszechstronniejszych rozrywek świata, ciesząc równocześnie młodych jak i starych wyjadaczy. Oprócz różnorodnych gatunków takich jak strategie, wyścigi, przygodówki, czy strzelanki, mamy także nastawienie rozgrywki na kampanię jednoosobową, tryb multiplayer oraz kooperacji. Jednym słowem, każdy z nas bez trudu znajdzie coś dla siebie. Ja oczywiście cenię sobie fabularnego singla, ponieważ wieloosobowe potyczki szybko mnie nudzą. Inaczej jest oczywiście w przypadku co-opa pełniącego w moim mniemaniu kompromis pomiędzy wyżej wymienionymi.

Oczywiście kooperacja nie jest żadną nowością, bowiem w zamierzłych latach 80s ubiegłego wieku, również mieliśmy z nią do czynienia. Tyle, że za sprawą split/screen. Dziś owa opcja jest staromodna i w gruncie rzeczy niezbyt wygodna. Szczególnie, gdy wspólnie bawimy się przy jednej klawiaturze oraz niezbyt dużym monitorze. Co innego, jeśli nasz kompan używa pada, a my otrzymujemy do dyspozycji sporej wielkości telewizor. Kiedyś jednak było zdeczka inaczej. W końcu sam doskonale pamiętam czasy spędzone przy oryginalnym Famicomie, bądź chociażby kopii NES-a.

A oto i pierwsza gra z coopem, która wywarła na mnie niemałe wrażenie.

Pierwszą pozycją, przy której mogłem bawić się wspólnie ze znajomym (pozdro Norbert) okazały się poczciwe Tanki. Wszakże znajdywały się w zestawie z konsolą na kadridżu 9999 in 1, bądź innym o równie "wyrafinowanej" nazwie. Zabawa była niezła, ale z czasem szybko nas znudziła. Prawdziwą moc co-pa poznaliśmy dopiero w przypadku Chip & Dale Rescue Rangers, czyli grze opartej na znanym i lubianym serialu animowanym. Tak naprawdę nigdy nie zapomnę chwil spędzonych przy tym tytule. Specjalnie zostawałem na noc u kolegi, aby z rana móc z nim w tę pozycję zagrać. Pamiętne okazały się schrony w postaci kwadratowych skrzynek oraz reguła mówiąca o tym, aby zanadto nie oddalać się od swego kompana, bowiem w przeciwnym razie ten mógłby stracić życie. Niestety w dalszej części gry nie byłem w stanie dotrzymać kumplowi kroku, przez co do końca zmagań musiał sobie radzić sam.

Podobnie zresztą było w kwestii Battletoads, tyle że akurat tutaj naprawdę dawałem ciała. W żadnym wypadku nie mogłem się równać, ani z Dawidem, ani tym (bracia cioteczni) bardziej z Ernestem, który mistrzowsko opanował sterowanie nad żabimi bohaterami. Zdecydowanie lepiej szło mi za to w przypadku drugiej odsłony serii, jednak i tu nie byłem w stanie dotrzymać do końca. Co innego Double Dragon, czy Super Contra, w której dosłownie wymiatałem. Jeszcze inne wrażenia zapewniały wyścigi w F1 Hero 2, gdzie na podzielonym ekranie często walczyłem na torze (szybka wymiana opon, to jest to!) nie tylko z kuzynami, ale i z samym wujkiem. Mnóstwo mi czasu wówczas pochłonęło, aby mu w końcu nie tylko dorównać, ale i po wielomiesięcznych trudach wyprzedzić. Tym samym rywalizacja stała na bardzo wysokim poziomie, a ja do dnia dzisiejszego miło wspominam te pamiętne, dziecięce czasy.

Dom i Marcus, dwa bratanki. Do strzelania i rozwałki.

Później nastała era PSX orac PC, dzięki czemu rozgrywka nabrała nowego (z 2D do 3D) wymiaru. Dosłownie. F1 Hero 2 zastąpiłem sobie inną samochodową pozycją - Need for Speed III: Hot Pursuit, który pozwalał na wiele atrakcji. Poszukiwanie skrótów, unikanie policyjnych pułapek, czy też kręcenie najlepszego czasu na danym okrążeniu, to tylko wierzchołek góry lodowej. I tego w dzisiejszych nfs-ach po prostu nie ma, a szkoda, bo i ja, czy mój tata, uwielbialiśmy ze sobą rywalizować... I to w gruncie rzeczy byłoby na tyle, jeśli chodzi o split screen, bowiem później grałem za pomocą łącza internetowego.

Po wielu latach przerwy, znajomy z forum Gry-OnLine.pl - Zingus123 namówił mnie na wspólną wędrówkę w Gears of War. I wiecie co? Już od pierwszych chwil poczułem się przy niniejszym tytułe tak, jak za czasów NES-a. Wpierw oczywiście ukończyłem grę samemu, ale dopiero grając w nią z Zingusem, poczułem prawdziwą frajdę. Wprost się uzupełnialiśmy, osłaniając i atakując kiedy przyszła na to sposobna chwila. Co tu dużo kryć, bot nigdy nie będzie w stanie zastąpić żywego gracza. Do dziś nie zapomnę bardzo trudnego ostatniego bossa, ponieważ mój sztuczny wspólnik strzelał gdzie i jak popadnie, zamiast wpasosywać się w odpowiedni rytm walki. Doskonale pamiętam jak się na niego wówczas denerwowałem, ponieważ z jego głupoty nie mogłem pokonać Generała Raama. Za to ze znajomym rozwaliliśmy go dosłownie w parę sekund. Zdziwienie z tego powodu sięgało wówczas zenitu. Serio.

Do boju rodacy! Mamy wrogów na tacy!

Zresztą dokładnie to samo było w przypadku Resident Evil 5. Sheva sterowana przez sztuczną inteligencję, zamiast mi pomagać, często wręcz przeszkadzała. Szczególnie w pewnej jaskini, gdzie zamierzałem po cichutku przejść, a ona jakby nigdy nic zaczęła strzelać, co spowodowało mój nagły zgon. Inny rodzaj rozgrywki zapewniły nam (czyli mnie i pozostałym Golowiczom) produkty Valve. Pierwszym z nich, o którym chciałbym wspomnieć jest Alien Swarm. Swego czasu zgadywaliśmy się ze sobą na forum i odpowiednio dobieraliśmy, aby później wyruszyć super grupą na wszechobecnych obcych. Ja zwykle decydowałem się na technika, ponieważ lubiłem łamać system, podczas gdy reszta w tym czasie mnie osłaniała. Ileż to godzin przyjemnie zmarnowało się przy tym prostym tytule, tego nie wie nikt, ale jedno jest pewne. Było warto.

Jednak najlepszą pozycją, czyli moim osobistym numerem 1 wśród kooperacyjnych gier bezsprzecznie jest Portal 2. Istne mistrzostwo. Chyba w żaden inny tytuł nastawiony na ten typ zabawy nie grałem tyle razy, co w ten. Wiem również, że pierwszym "wspólnikiem" okazał się Damian1539. Jako, że jest to forumowicz z charakterkiem, to często i gęsto dokuczaliśmy sobie i wzajemnie przeszkadzaliśmy podczas zmagań. I w gruncie rzeczy miało to swój niepowtarzalny urok. Z następnymi osobami już się tak dobrze nie bawiłem. Swoją drogą, wiadomym jest, że pierwsza styczność z grą działa na nas najsilniej, i to w gruncie rzeczy również miało pewien wpływ na moją wyobraźnię, czy pamięć. No i podczas kooperacyjnych rozgrywek zawsze można liczyć na rozmowy przed, w trakcie, czy też po rozgrywce.

Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.

RazielGP
14 października 2013 - 20:31