Szamanka - najbardziej skandalizujący polski film... - promilus - 20 października 2013

Szamanka - najbardziej skandalizujący polski film...

…i zdecydowanie jeden z najgorszych. Andrzej Żuławski w duecie z Manuelą Gretkowską zrobili pseudoartystyczne “dzieło”, które miało za zadanie szokować. Wspólnie doszli do wniosku, że skoro będzie skandal, to dbałość o realizację przynajmniej na poziomie licealnego kina amatorskiego można sobie odpuścić. Boguś, czemuś tam zagrał?

“Szamanka” opowiada historię… Wróć! Tu nie ma żadnej sensownej historii. Michał (grany przez Bogusława Lindę) pieprzy się z Włoszką (Iwona Petry). Oboje, zresztą jak niemal wszyscy bohaterowie filmu, mówią językiem który nie istnieje. Nawet najbardziej zaczytana w Paulo Coelho szesnastolatka nie jest w stanie wyrzucać z siebie wyłącznie pretensjonalnych zdań. Czasem trzeba zapytać, jak pogoda i czy te skarpetki muszą leżeć na podłodze już drugi dzień. W “Szamance” normalności nie uświadczycie, nawet przez chwilę.

Pierwsze skrzypce gra tutaj Włoszka, która jest prawdopodobnie upośledzona. Tak przynajmniej się zachowuje. Nie najlepiej to świadczy o Michale. Włoszka, gdy nie uprawia seksu, to miota się i biega. Najczęściej bez sensu i bez celu. Studiuje na AGH. Ładna reklama dla tej uczelni.

Michał jest antropologiem. Odnajduje zakopanego szamana i bada go w przerwach między spotkaniami z Włoszką. Podczas tych badań tańczy i z nim rozmawia.

“Szamanka” to pełna symboli historia miłości do prymitywizmu, tęsknota za czasami jaskiniowców… Różnie można sobie ją nadinterpretować. Nawet w szambie można dostrzec odbicie księżyca, co nie zmienia faktu, że ohydne i śmierdzi. Film Żuławskiego to taka realizacyjna kupa. Już sprawa tak podstawowa jak dźwięk jest skopana. Czasem ciężko zrozumieć o czym oni do siebie mówią. Najbardziej podobała mi się jednak muzyka. Za KAŻDYM razem, gdy dochodzi do kopulacji, w tle pojawia się to samo bum du du bum bum - coś na kształt marszu.

Skoro już jesteśmy przy skandalizujących scenach przedstawiających seks.... skandalem jest, że są one tak słabe. Są kompletnie nijakie i, gdyby nie bum du du bum bum w w tle, to niewiele by się różniły od tych w “zwykłych” filmach. Są gorsze i wręcz aseksualne, ale nie pokazują niczego, czego byśmy nie widzieli w wielu innych produkcjach.

Żuławski Iwonę Petru odnalazł w jednej z knajp. Dziewczyna bez warsztatu aktorskiego po “Szamance” zmagała się z depresją i nerwicą. Pewnie zobaczyła ostateczną wersję filmu i zdała sobie sprawę, że zawsze będzie z nim kojarzona.  

Ciekawostka: w filmie pojawiają się na 5 sekund Marcin Dorociński i Jan Wieczorkowski. Dla obydwu był to filmowy debiut.

promilus
20 października 2013 - 15:40